Rozdział 2. Weterynarz.

123 8 0
                                    

/Kamil/

Martwię się o Gabriela. Oczywiście o Hachiego też. Jednak... Martwi mnie stan pupila mojego brata. Wiedziałem, że może się zdenerwować gdybym poinformował o tym jego szefa, kolegów z pracy oraz jego dziewczynę, Zosię. Była właśnie 6:10. Spacerowałem z Hachim. Kiedy wróciłem do domu Hachiko wrócił do swojego legowiska. Poszedłem do brata. Spał nie spokojnie. Wyszedłem z pokoju przyrodniego brata. Nie chciałem by się obudził.

/Gabriel/

Gdy tylko się obudziłem poszedłem do kuchni. Akurat moi rodzice jedli śniadanie.

-O Gabryś. Wyspałeś się synku?- Spytała się mama kiedy się do nich dosiadłem. Wziąłem z dwie może trzy kanapki, a do kubka wlałem lekko ciepłą herbatę.

-Źle. W nocy 3 razy się budziłem.- Wymrotałem cicho zaczynając jeść.

-Olga nie dokładaj mu stresu. Dobrze wiesz, że dziś idzie z Hachim na badania. Jeśli on będzie zdenerwowany Hachiko też może.- Powiedział mój ojczym. Następnie poszedł do pracy. Dokończyłem śniadanie i poszedłem do Hachiego. Usiadłem przy nim. Hachi położył swój pyszczek na moje kolana. Włączyłem telewizor. Zacząłem oglądać jakiś serial. Kiedy wybiła godzina 10:30 poszedłem się przebrać po czym razem z Hachiko wyszliśmy z domu. Zaczęliśmy iść do kliniki weterynaryjnej.

-Weź pan posprzątaj te gówno swojego kundla.- Usłyszałem za sobą głos jakiegoś faceta. Odwróciłem się. To był Eryk. Facet prześladował Marynę. Spojrzałem na Hachiego. Po jego oczach widziałem strach i smutek. Zignorowałem mężczyznę i poszedłem dalej. W klinice zaczęliśmy czekać. W poczekalni zauważyłem wagę na której zwarzyłem Hachiego. Ważył 20 kilogramów. Po chwili przyszła pani weterynarz. Zabrałem Hachiego do jednego z pomieszczeń gdzie wykonywano badania podstawowe.

-No więc co się dzieje z pana pupilem?- Spytała kobieta kiedy zauważyłem jak Hachi się za mną chowa.

-Hachi ostatnio stracił na wadze. Sprawdzałem niedawno ile waży i wyszło, że waży 20 kilogramów.- Powiedziałem głaszcząc Hachiego po głowie.

-Jakieś inne zmiany?- Spytała się lekko zaniepokojona tym, że Hachiko unika jej dotyku.

-Cóż... Mój ojczym powiedział, że wczoraj Hachiko się załatwił w przedpokoju. Nawet nie dawał sygnału. Hachiko zawsze jak potrzebuje za potrzebą bierze smycz i przychodzi do kogoś z moich bliskich. Natomiast jak szedłem tutaj z Hachim to się załatwił. Po prostu szedł i robił pod siebie.- Powiedziałem kucając przy Hachim.

-Rozumiem. Zbadam go.- Powiedziała kobieta zakładając rękawiczki.- Czyli nazywa się Hachiko?- Spytała biorąc jaką kartę. Pewnie kartę badań.

-Tak.- Powiedziałem kiedy razem z kobietą poszliśmy do sali gdzie robili USG i RTG.- Czy Hachi jadł coś przed wyjściem?- Zapytała gdy położyła na ziemie jakąś mate. Położyłem na niej Hachiego tak by leżał na grzbiecie.

-Nie. Nic nie jadł. Mama mówiła, że Hachiko nawet nie chciał zjeść swojej ulubionej konserwy.- Powiedziałem głaszcząc głowę Hachiego. Kobieta zaczęła badania.

-Proszę pana Hachi ma znacznie powiększoną śledzionę oraz guz na wątrobie.- Powiedziała kobieta. Jej słowa mnie przeraziły.

-Co? Ale... Jak to możliwe? Przecież Hachi jest dobrze karmiony i codziennie jest zabierany na 3 godzinny spacer.- Powiedziałem siadając na krześle.

-A czy Hachi miał regularne szczepienia?- Spytała kobieta. Wyjąłem z torby książeczkę zdrowia Hachiego. Dałem ją kobiecie. Kiedy kobieta pobrała krew Hachiemu dała mi wskazówki co robić gdyby z Hachim było gorzej. W dodatku wyniki miały być dopiero jutro po południu. Po wszystkim wróciłem z Hachim do domu. 

Śmierć przyjaciela.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz