Rozdział 5. Musimy podjąć decyzję.

119 6 0
                                    

/Gabriel/

Minęły kolejne dni. Hachi traci coraz bardziej na wadze. Wczoraj jak wniosłem go na klatkę schodową po wyjściu z nim na dwór. Hachiko już nie mógł chodzić. Musiałem z rodzicami i bratem pomagać mu z pożywianiem posiłku co było bardzo trudne. Hachiko nie chciał jeść. Kiedy wróciłem do niego po zamknięciu drzwi widziałem wielką plamę krwi. Zbyt wiele. Było jej więcej niż na moim pierwszym wezwaniu. Kamil zabrał Hachiego do domu po czym mnie zabrał do pokoju kiedy nasi rodzice zmywali krew. Kamil specjalnie zamkną drzwi od mojego pokoju bym nie widział tego widoku.

/Kamil/

Coraz bardziej martwię się o brata. Widziałem jak wyglądał po tym jak... Z Hachiego trysnęła krew. Hachi był przytomny. Właśnie siedziałem przy stole w pokoju socjalnym w pracy. Za 20 minut miałem zacząć kolejną zmianę. Przysiadł się do mnie Łukasz. Akurat czytałem o tym co powinniśmy zrobić z Hachim. Wiedziałem jak młody przeżywał to jak Hachi piszczał w nocy. 5 razy płakał.

-Hej Kamil co ty tak gapisz się w ten telefon?- Spytał się Łukasz kiedy wyłączyłem telefon. Westchnąłem.

-Pamiętasz mojego przyszywanego brata? Gabriela.- Powiedziałem.

-Pamiętam. Przecież to druga legenda ratownictwa w Leśnej Górze.- Powiedział zachwycony.

-Słuchaj. Bo u nas w domu trochę... Znaczy bardzo jest źle.- Powiedziałem wstając i podchodząc do blatu. Wlałem sobie do szklanki wody.

-A co się dzieje?- Zapytał się Łukasz gdy na niego spojrzałem. Opowiedziałem mu wszystko. Widziałem po jego minie, że jest przerażony.- O fuck nie dobrze. Słuchaj skoro z waszego psa poszła krew to już koniec. Nie da się go uratować i... Musicie zrobić eutanazję.- Powiedział przez co zrobiło mi się smutno.

-Młody się załamie. Jest strasznie zżyty z Hachim.- Powiedziałem patrząc na niego.

-Kamil lepiej po pracy pogadaj z nim i rodzicami. Dajcie sobie czas do jutra.- Powiedział gdy napiłem się wody.

/Gabriel/

Właśnie byłem z zespołem doktora Banacha, Artura i Potockiego na miejscu wypadku. W pewnej chwili zawołał mnie Kędzior. Pobiegłem do niego. Na ulicy reanimował jakąś kobietę razem z Martyną. Wokół kobiety było mase krwi. Poczułem się, że robi mi się słabo i niedobrze. Pobiegłem za drzewo. Zamknąłem oczy i zacząłem wymiotować. Nie dawałem rady się uspokoić. Widząc tą kobietę widziałem Hachiego. Poczułem rękę na plecach.

-Nowy spokojnie. Wdech nosem, wydech ustami.- Powiedział ojciec Zosi. Zacząłem lekko nerwowo wdychać i wydychać powietrze. Poczułem ukucie w ramie. Spojrzałem. Doktor Banach podał mi zapewne relanium. Po kilku minutach się uspokoiłem. Po powrocie do bazy położyłem się na kanapie.- Nowy wszystko w porządku?- Spytał się doktor Banach.

-Tak tylko muszę odpocząć.- Powiedziałem kładąc głowę na poduszce. Wyjąłem z kieszeni telefon. Zauważyłem SMS od Kamila.

Gabriel słuchaj. Po pracy musimy pogadać. Ty, ja i nasi rodzice. Chodzi o Hachiego. Będziemy musieli podjąć bardzo ważną decyzję. Nie żartuję. Mówiąc szczerze to... Musimy podjąć decyzję jeśli chodzi o Hachiego. Decyzję o której myślę może złamać tobie serce.

Po przeczytaniu wiadomości przekręciłem się tak, że leżałem twarzą do oparcia kanapy. Odpisałem bratu, że zrozumiałem. Pomimo, że strasznie mnie bolało to, że decyzja może złamać mi serce. Wyłączyłem telefon. Postanowiłem się przespać.

Śmierć przyjaciela.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz