Rozdział 11

515 39 21
                                    

Dwóch przedstawicieli płci męskiej spoglądało na siebie złowrogo, jakby szykując do zabicia drugiej osoby. Tamara, jako widz, ponad delikatnym napięciem, podśmiewała się w duchu, widząc starcie nerwów oraz dumy.
- Jak nie możesz zrozumieć, że nie mogę pozwolić na kapitulację – twardo stwierdził Stoik, który tracił stopniowo spokój, zirytowany, że jego syn nie jest w stanie pojąć jednej z najważniejszych zasad Wandali – Nasza duma nam nie to pozwala.
- Powiedz, po co ci ta duma, jak będziesz trupem? – zauważył chłodno Czkawka, którego racjonalna odpowiedź, pozostawiła wodza bez riposty – Twoim obowiązkiem jest chronić ich życia, a nie dumę – dodał, powołując się na silne poczucie obowiązku ojca.
- Zawsze mogą nie usłuchać, gdy powiem, że zdeptałem ich dumę – odrzekł po chwili Stoik, desperacko szukając argumentów.
- Jak kilku umrze, nim zdołają cokolwiek zrobić, reszta powinna dostrzec, że atak to gówniany pomysł – wódz odruchowo cofnął się w krześle, słysząc neutralny, niemalże prześmiewczy ton syna, który najwidoczniej nie żartował – Chyba są na tyle mądrzy? – retoryczne pytanie, rozpoczęło chwilową ciszę.
- Zastanowię się – rzekłszy to, Stoik opuścił pomieszczenie, tym samym kończąc kolejne, bezowocne negocjacje. Czkawka westchnął, przeczesując dłonią włosy.
- Pozwoliłbyś im zginąć? – zapytała Tamara, stawiając kubek z zaparzonymi ziołami przed chłopakiem, który spojrzał na parujący napój.
- Wolałbym nie – odpowiedział zgorzkniałym głosem, zupełnie jakby już wcześniej to przerabiał.
- Kiedyś próbowałeś negocjować pokój na innych wyspach? – Tamara postanowiła ostrożnie podejść do tematu – Tak jak próbujesz na Berk?
- Kilka razy – odpowiedział, nie odrywając spojrzenia od kubka.
- Udało się?
- Oczywiście, że nie – gorzko rzekł, wspominając – Ostatecznie zapłacili najwyższą cenę – odpowiedział po chwili, na pytanie, które dziewczyna chciała zapytać, zaciskając dłonie.
- Nie mam jak cię pocieszyć, prócz tego, że sami wybrali swój los – powiedziała, kładąc rękę na ramieniu chłopaka, który parsknął.
- Co racja, to racja – zauważył, powracając z krainy żalów – Roztrząsanie przeszłości nie zmieni teraźniejszości – wstał od stołu, kierując się do drzwi wyjściowych – Idziesz na kolację? – zapytał, ubierając dodatkową warstwę ubrań.

***

- Wiesz Czkawka, powinieneś zostawić Tamarę w spokoju – rzekł Sączysmark, jako że Astrid oraz wspomniana dziewczyna stały w kolejce.
- A to dlaczego? – zapytał zimno Czkawka, który jasno dał znać, co myśli na ten temat.
- Bo przez ciebie, nie może wyrazić swego zainteresowania mną – rzekł, jakby stwierdzając oczywiste Jorgenson. Szatyn, widząc, jak dziewczyny powracają do stolika, postanowił wykorzystać okazję.
- Nie rozumiem, dlaczego nie może tego zrobić, choćby zaraz? – zapytał, podpuszczając Sączysmarka, który wpadł prosto w sidła Haddocka.
- Boi się zranić twoje uczucia, bo jeśli przestałaby ukrywać swej miłość do mnie, nie mogłaby opuścić mego boku – słysząc to, Czkawka uniósł wysoko brwi, wyrażając tym samym zdumienie, jednak nie, urojoną prawdą, a tym, jak doszedł on do tego wniosku.
- Dlaczego miałaby kochać cię? – zapytał szatyn, wzrokiem powstrzymując dwie dziewczyny przed interwencją, które stały za Jorgensonem.
- Jak mogłaby mnie nie kochać? – zapytał zdziwiony, nie rozumiejąc, dlaczego rówieśnik tego nie rozumie.
- Gdyby jakakolwiek cię tolerowała, zastanawiałabym się nad jej zdrowiem mentalnym – rzekła Tamara – I nie martw się, nie czuję do ciebie niczego prócz odrazy – usiadła obok Czkawki, tym samym oddzielając się stołem od natręta, który tylko uśmiechnął się pewnie.
- Widzisz? – Jorgenson skierował te słowa, do szatyna, który parsknął.
- To nie jest jednoznaczny dowód – powiedział – A jeśli zakładasz, że kłamie, to podaj dowód – Sączysmark jednak nic więcej nie rzekł, do końca posiłku.

***

- Podpuściłeś go – powiedziała Tamara, gdy razem z Czkawką wracali do domu. Jorgenson, leżał w Twierdzy, dzięki uprzejmości Astrid, która postanowiła go oświecić w kilku kwestiach.
- Nie wiem, o co ci chodzi – odrzekł niewinnie – Ja jedynie przeprowadziłem z nim kulturalną rozmowę – dodał, się uśmiechając, ewidentnie zadowolony.
- Zazdrosny? – zapytała figlarnie, obserwując uważnie jego twarz, co było trudne, jako że się ściemniało. Czkawka, słysząc pytanie, zmylił krok, co próbował zatuszować, jednak to nie umknęło uwadze dziewczyny.
- O Sączysmarka? – odparł lekceważąco.
- Nie masz, o co się martwić – poklepała ramię chłopaka, dopiero po chwili, dostrzegłszy, że wpadła w pułapkę.
- Dlaczego mam się nie martwić? – zapytał spokojnie, lecz na jego ustach znajdował się zarozumiały uśmiech, który zirytował rozmówczynię.
- Bo nie ma bata, bym zakochała się w tym idiocie.
- Ale, kto powiedział, że o nim rozmawiamy? – zapytał chłopak chytrze – Powiedziałaś, że nie muszę się martwić, ale nic nie mówiłaś o Sączysmarku – policzek dziewczyny drgnął, a cała twarz się zaczerwieniła, co chłopak uznał za urocze.
- Podtrzymuję swoją odpowiedź – rzekła, odwracając głowę, ukrywając rumieniec.
- Jak coś, to ty też nie musisz się martwić – dodał chłopak po chwili milczenia, co spowodowało, że ciemnowłosa gwałtownie odwróciła się, spoglądając na niego. Jakby nie patrzeć to, po co komu jakieś bezpośrednie wyznanie uczuć, nie?

Życie Smoczego JeźdźcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz