nine - "Ma napady agresji?"

48 6 1
                                    

-Ale Harry! Ja nawet nie jestem ubrana tak jak trzeba. - oburzyłam się, idąc za nim do środka.

-Jeśli chodzi o randki to nie ważny jest ubiór, lecz osoba z którą jesteśmy na niej. - odezwał się.

-Filozof się znalazł. - burknęłam.

-Słyszałem to. - zaśmiał się.

-Miałeś słyszeć. - fuknęłam.

Ruszyłam za nim, weszliśmy do środka i usiedliśmy przy stoliku dla dwojga.

-Jesteś niemożliwy. - pokręciłam głową.

-A ty piękna. - wyszeptał, przez co się zarumieniłam. - Zamówmy coś.

Chwyciłam menu i sprawdziłam na co mam ochotę, po czym powiedziałam kelnerce, która ewidentnie leciała na Harry'ego, co zamawiam.

-Jesteś pewna, kochanie? - spytał Harry, kładąc swoją dłoń na tej mojej.

Kelnerka wydawała się tego nie zauważyć.

-Myślę, że tak. - pokiwałam głową.

-W takim razie ja poproszę to samo co moja narzeczona. - stwierdził, a kelnerka zrobiła zniesmaczoną minę patrząc na mnie kątem oka.

-Coś jeszcze sobie Państwo życzą? - spytała.

-To wszystko. - kiwnął głową, Harry.

Kelnerka odeszła od stolika, a ja odsunęłam swoją dłoń od tej Harry'ego i oparłam się o krzesło.

-Narzeczona? Widzę że ta ksywka Ci się spodobała. - prychnęłam.

-Przyzwyczajenie. - mrugnął oczkiem.

-Jakoś nie przypominam sobie, żebym wcześniej była twoją narzeczoną. - uniosłam brew.

-Nie pamiętasz? - zaśmiał się.

-Jakoś sobie nie przypominam.

Nastała cisza. Ale nie jakaś taka niezręczna, to była przyjemna cisza. Odwróciłam wzrok od zielonych tęczówek i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Panował tu pół mrok, stoliki byli w równym odstępie po dwa metry od siebie z każdej strony, czerwone obrusy z czarnymi krzesłami.

-Byłaś zazdrosna? - spytał po kilku minutach ciszy.

-Kiedy? - spytałam, nie rozumiejąc.

-Teraz, gdy ta kelnerka próbowała mnie poderwać. - sprostował.

-Nie? - odpowiedziałam pytającym tonem.

-Nie? Myślę, że jednak tak. - patrzył na mnie rozbawiony.

-Pieprz się. - burknęłam.

-Nie wiem czy to odpowiedni moment. - zażartował.

-Jezu, morda. - przewróciłam oczami.

-Już Jezusa wołasz? Przecież nawet Cię nie dotknąłem. - zachichotał.

-Możesz być cicho, proszę? - fuknęłam.

-Jak grzecznie. - skomentował.

-Zaraz wyjdę. - ostrzegłam.

-Żartowałem, kochanie. - powiedział spokojnym tonem.

Po chwili przyszła do nas wcześniejsza kelnerka z naszymi daniami. Jedliśmy rozmawiając na różne tematy i czasami śmiejąc się z kiepskich żartów Harry'ego. Po trzydziestu minutach wyszliśmy z budynku. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w stronę domu. Po dziesięciu minutach wjeżdżaliśmy już windą do domu.

will you stay with me forever?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz