Gdy weszliśmy do budynku od razu poczułam zapach alkoholu, papierosów i potu, co mnie trochę zemdliło.
Razem z Evansem i Davidem poszliśmy do kuchni po jakieś drinki. Trochę ich wypiłam więc byłam już pijana. Poszłam razem z Lili potańczyć. Tę przyjemność przerwał nam Evans. Pociągnął mnie za rękę i zderzając się z jego klatką piersiową zaczęliśmy tańczyć.
- idziemy stąd? - zapytał więc pokiwałam głową na znak zgody. Wyszliśmy z budynku, a moje ciało zderzyło się z powiewem wiatru. Zbliżał się listopad i pomimo tego że w tym roku było nadal ciepło to teraz czuć ten listopad. Usiedliśmy na jakiejś ławce.
- sądziłem że jak pójdę na imprezę to się odstresuję i w ogóle - zaczął - ale jest jeszcze gorzej. Ciągle myślę o tym wszystkim. Nie mogę się z tym wszystkim pogodzić. Ja naprawdę myślałem że on wtedy umrze. Myślałem że stracę mojego najbliższego przyjaciela - spojrzał na mnie.
- wiem. Czułam to samo. On jest dla mnie jak starszy brat. Do tego ojciec... nie mogę znieść myśli jak bardzo jest na mnie zawiedziony - nic nie odpowiedział. Siedzieliśmy w ciszy.
- drżysz - przerwał tę przyjemną ciszę.
- co? - zapytałam nie wiedząc o co mu chodzi.
- drżysz z zimna. Trzymaj - zdjął z siebie kurtkę i założył na mnie.
- ale tobie będzie zimno - chciałam mu ją zwrócić ale mi przerwał.
- dam radę - uśmiechnął się przelotnie.
Siedzieliśmy w ciszy na ławce nic nie robiąc. Najchętniej to bym wróciła do domu, ale nie zostawię go tu samego.
- idziemy się przejść? - zaproponował.
- jasne, czemu nie? - wstaliśmy i poszliśmy w nieznanym mi kierunku. Gadaliśmy i śmialiśmy się. Przez chwilę poczułam się jak kiedyś, kiedy byłam naprawdę szczęśliwa. Przed tą całą sytuacją. Kiedy ojciec o niczym nie wiedział. Nagle Evans się zatrzymał i spojrzał mi w oczy.
- wiesz, zdałem sobie właśnie z czegoś sprawę.
- z czego?
- że kiedy mówiłem że cię nienawidzę ja cię tak naprawdę kochałem - pocałował mnie. Całowaliśmy się dopóki nie starczyło nam tchu - czy ty chciałabyś zostać moją dziewczyną? Na poważnie pytam.
- ymm, nie ma tu żadnych twoich znajomych? - zapytałam lekko niedowierzając.
- serio? Myślałem że mi ufasz - powiedział zrezygnowany i odwrócił się.
- hej! Stój! - zatrzymał się wiec do niego podbiegłam - tak, chcę być twoją dziewczyną - spojrzałam mu w oczy i pocałowałam jego miękkie usta. Czułam jak się uśmiecha. Przerwał nam mój telefon. Był to mój ojciec. Cholera.
- Sam, gdzie ty jesteś?! - usłyszałam zmartwiony a zarazem wściekły głos ojca - dlaczego wyszłaś bez pozwolenia z domu?!
- tato, ja przepraszam - chciałam coś jeszcze dodać ale mi przerwał.
- dobrze pogadamy w domu, a teraz jedź do szpitala, twój przyjaciel miał wypadek - zamurowało mnie.
- skąd wiesz?
- zajmuję się sprawą wypadku.
- dobrze - rozłączyłam się. Po moich policzkach leciały łzy.
- co się stało? - ciągle dopytywał ale nie mogłam nic z siebie wydusić.
- sz- szpi-tal -wyjąkałam tylko. Razem z Adamem pobiegliśmy do jego samochodu i pojechaliśmy do szpitala. Dowiedzieliśmy się że ma teraz operację i mamy poczekać w poczekalni. Tam był tata z jakimś jeszcze policjantem. Z początku miał wściekły wyraz twarzy ale gdy mnie zobaczył przytulił mnie.
- nigdy więcej nie wychodź bez pozwolenia z domu - powiedział tylko. Nie zareagowałam.
Przyszła pielęgniarka i oznajmiła że mogą przesłuchać drugiego kierowcę, więc poszli. Zostałam sama z Adamem. Czekaliśmy ciągle aż zoperują mojego przyjaciela. Blondyn ciągle mnie przytulał. Mój telefon zaczął dzwonić. Była to Lili.
- halo? - próbowałam brzmieć normalnie.
- gdzie jesteś? - usłyszałam pijany głos dziewczyny.
- w szpitalu.
- po co? Coś się stało?
- Noah miał wypadek - na samą myśl łzy powróciły do moich oczu więc zaczęłam mrugać aby je odgonić.
- mamy przyjechać?
- nie, jesteście pijani, jeszcze wam się coś stanie.
- okeh - rozłączyła się. Schowałam telefon do kieszeni i znów siedziałam w ramionach Evansa. Oczy same mi się zamykały. Gdy usłyszałam czyiś bieg od razu otworzyłam oczy i ujrzałam Davida.- co tutaj robisz? Mówiłam Lili żebyście nie przyjeżdżali. Poza tym mój tata tutaj jest.
- nie mogę cię zostawić w takiej chwili - odpowiedział na co się marnie uśmiechnęłam. Kochani są że chcą mi pomagać. Jestem im za to taka wdzięczna.
Nagle z sali wyszła pielęgniarka i podeszła do nas z informacją o stanie Noah.