13 [END]

106 7 1
                                    


Stanęłam na dużym podeście na środku miasta. Ludzie patrzyli na mnie zdziwieni. Uśmiechnęłam się do nich i sięgnęłam po megafon.

- Witaj Gotham City!- Krzyknęłam, żeby wszyscy spojrzeli się na mnie. - Jak wiecie albo i nie Batman wraz z Jokerem zostali ostatecznie pokonani. Przez mnie - Powiedziałam z uśmiechem. Ludzie spoglądali na mnie z poważnymi minami. 

- Co wy tacy smętni? To powód do radości! Psychol i pośmiewisko tego miasta zabici! - Krzyknęłam z uśmiechem. Ludzie stali otępieli i szeptali między sobą. 

- Nie da się z wami rozmawiać ani cieszyć. - Powiedziałam po czym odłożyłam megafon.

- Zrób z nimi porządek - Powiedziałam do jednego z moich ludzi po czym udałam się w stronę mojego samochodu. Usłyszałam za sobą strzały i krzyki. 

Podjechałam pod wysoki budynek w którym znajdował się mój penthaus. Weszłam zmęczona i rzuciłam się na sofę nie zauważając nawet kobiety siedzącej obok na fotelu. 

- Słabego masz tego Jacobsa siorka. - Powiedziała kobieta. Wstałam i spojrzałam się na nią. 

- Harley? - Powiedziałam niepewnie. Uśmiechnęła się i poprawiła swoje dwie kitki.

- Chciałam ci pogratulować zabójstwa Batmana. - Powiedziała z uśmiechem. - I Jokera. - Dodała po chwili a uśmiech z jej twarzy automatycznie znikł. 

- Dziękuję. - Powiedziałam niepewnie spuszczając głowę. - Siedziałyśmy przez parę chwil w ciszy.

- Chcesz coś do picia? - Zapytałam jej wstając. 

- Nie. - Powiedziała krótko.

- Wiesz... przepraszam, za to, że oddałam cię do sióstr ale zrozum, że zrobiłam po to żebyś teraz mogła być tym teraz kim jesteś. - Powiedziała i podeszła do mnie. - Spędziłam tam połowę życia. - Powiedziała patrząc przed siebie. - Gdybyś została z rodzicami, zniszczyliby cię, pomimo, że twierdzili, że jesteś słaba i nic nie warta to ja wiedziałam, że wyrośniesz na świetną kobietę i się nie myliłam. - Popatrzyła się na mnie z uśmiechem. - Muszę lecieć .- Powiedziała i poszła do drzwi. - A jeszcze jedno.- Powiedziała nagle. Spojrzałam na nią. - Jak będziesz mieć czas, to chciałabyś ze mną udać się na wakacje na Hawaje. - Zapytała z uśmiechem. 

- Jasne. - Powiedziałam odwzajemniając uśmiech. Wyszła. Z pokoju obok wyszedł Jacobs. 

Minęło parę dni. Media pękały od informacji o śmierci Jokera i Batmana. Podjechałam samochodem pod ratusz. Wysiadłam i udałam się z mikrofonem na balkon na którym zawsze burmistrz wygłaszał przemowy. 

- Panie i panowie! - Krzyknęłam a ludzie spojrzeli się na mnie. - Jak dobrze wiecie po ostatniej mojej przemowie w Gotham nastała nowa era. Era strachu. - Powiedziałam. - Radzę się mnie słuchać, bo jak nie to zginiecie. - Zaśmiałam się. A więc, Arkham Asylum od dzisiaj zostaje zamknięte a pacjenci którzy się znajdują dostaną certyfikat, że są zdrowi. Wayne tower wraz z nowym tygodniem zostanie wyburzone a na jego miejscu stanie moja nowa willa. - Zaśmiałam się. - Od dzisiaj zadaniem policji będzie niemieszanie w nic, odwołuje was totalnie. Zapomniałabym, handel bronią jest legalny. Miłego dnia Gotham. - Powiedziałam z uśmiechem. Ludzie na dole zaczęli wiwatować. 

- I jak mi poszło? - Powiedziałam wchodząc do sali obrad. Odpowiedziała mi cisza pomimo, że parę minut temu był Jacobs. Nagle poczułam silny ból w plecach, upadłam na ziemię . Obejrzałam się za siebie. Nad mną stał Batman. Spojrzałam się na niego przerażona lecz dalej z uśmiechem na twarzy. 

- Przykro mi, twój plan nie wypali. - Powiedział Batman związując mi ręce. Podniósł mnie a ja spojrzałam się w jego ciemne oczy z uśmiechem. - Ty nigdy nie odpuszczasz prawda. - Powiedziałam, po czym splunęłam mu w twarz. 

Wyprowadził mnie z budynku i wepchnął do ciemnego samochodu. Pojechaliśmy w stronę Arkham Asylum. 

Po półgodzinnej jeździe, Batman wyprowadził mnie z auta po czym weszliśmy do szarego dużego budynku. Pacjenci patrzyli się na mnie z zdziwieniem. 

Człowiek nietoperz, wprowadził mnie do ciemnego pomieszczenia w którym na środku był duży metalowy stół wraz z dwoma krzesłami. Rozwiązał mi ręce i popchnął w stronę krzesła. Uśmiechnęłam się w jego stronę. 

- Co zamierzasz ze mną zrobić. - Powiedziałam opierając się o oparcie krzesła spoglądając na niego. 

- Zostaniesz tutaj. Gdzie jest Joker? - Powiedział Batman stając za mną. 

- A co? Zależy ci na nim? - Zaśmiałam się. Zapadła krótka cisza. - Jeżeli chcesz tak bardzo wiedzieć, to proszę, nie żyje. - Powiedziałam z uśmiechem. - Co, straciłeś przyjaciela batku? Stanął obok mnie, podniósł i przyłożył do ściany. 

- Już za dużo namieszałaś, nie pogarszaj swojej sytuacji bo to się dla ciebie źle skończy. - Powiedział wściekle. 

- Czyżby? - Powiedziałam naiwnie? - Która jest godzina? - Zapytałam. Batman spojrzał się na mnie jak na głupią. - Która jest godzina. - Zapytałam spokojnym głosem jeszcze raz. 

- 9.55 - Odpowiedział puszczając mnie. 

Uśmiechnęłam się szeroko. Podeszłam do niego patrząc się w jego oczy. 

- Wracając do mojej sytuacji i do twojego miasta, powinieneś się pośpieszyć jeżeli chcesz jeszcze zobaczyć te swoje miasto ostatni raz. - Powiedziałam z uśmiechem.  Mężczyzna popatrzył się na mnie. Nagle nastąpił głośny wybuch. Batman zerwał się z miejsca i wybiegł na dach budynku zostawiając otwarte drzwi. 

Poszłam za nim. Po niebie krążyły samoloty z których wypadały granaty i pociski odrzutowe. Miasto stało w płomieniach. 

- Ładny widok prawda. - Powiedziałam w stronę Batmana po czym pocisk trafił w Wayne Tower.  Budynek runął a pozostałości stanęły w płomieniach. Podeszłam do krawędzi dachu.

- Popatrz jak ci się udało uratować twoje ukochane miasto, złamałeś obietnicę, Batku. - Zaśmiałam się. 

Nagle w naszą stronę zaczął lecieć pocisk. Batman pociągnął mnie za rękę lecz się wyrwałam. Spojrzałam na mnie. 

- Żegnaj. - Krzyknęłam z uśmiechem. Mężczyzna uciekł a w dach Arkham trafił pocisk po czym wypadłam zza krawędź dachu wraz z płomieniami i gruzem. 


BezimiennaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz