- Coś pani podać? - Zapytał Jacobs.
- Zamknij się.- Warknęłam, oglądając wydarzenia w telewizji, w której pokazywali Batmana. - James Gordon. Porządny człowiek, pomimo, że zabił kilkanaście osób.- Uśmiechnęłam się.- Ciekawie będzie mu coś zrobić. Ludzie zaczną się bardziej bać a nietoperz straci prawą ręką. - Powiedziałam kiedy kamera telewizyjna pokazała starszego bruneta z dużym wąsem i okularami rozmawiającego z Batmanem.
- Zawiadomić pani współpracownika? - Zapytał Jacobs.
- Proszę cię. Obejdzie się bez niego. Joker powinnien zebrać siły na ostateczny atak. - Powiedziałam uśmiechając się. Wstałam powoli i podeszłam do lodówki. Wyciągnęłam puszkę Coca - coli i założyłam czarną koszule.
- Pójdę skołować broń i ludzi. Idziesz ze mną? - Zapytałam popijając napój.
- Nie, zostanę w domu. - Powiedział uprzejmie Jacobs siadając na sofie.
- Jak chcesz. - Stwierdziłam i wyszłam.Poszłam w stronę ciemnej uliczki w której kręciło się parę mężczyzn. Spojrzeli się w moja stronę po czym ukłonili się z uśmiechem.
Weszłam na szarego budynku i podeszłam do lady.
- Sazerac, bez lodu. - Powiedziałam do mężczyzny i podałam mu plik banknotów.
Po lewej stronie otworzyły się drzwi. Uśmiechnęłam się w stronę mężczyzny i poszłam w ich stronę.- Witam starą znajomą. - Krzyknęła kobieta w moją stronę, kiedy weszłam do dużego, oświetlonego pomieszczenia w którym był tłum ludzi.
- Co cię tu sprowadza. - Zapytała szatynka.
- Potrzebuje broni i ludzi. - Powiedziałam siadając razem z nią przy stoliku.
- Da się załatwić, mogę wiedzieć w jakim celu. - Uśmiechnęła się.
- Jim Gordon. Chcę się go w końcu pozbyć. Raz na zawsze. Batman będzie zdruzgotany bo straci prawą rękę. - Uśmiechnęłam się. Do stolika podszedł kelner i podał dwie szklanki vesper martini.
- Świetny plan, załatwię Ci wszystko co chcesz. Chociaż wiesz, że nic za darmo. - Uśmiechnęła się kobieta.
- Oczywiście, pozbędę się Gordona i dostaniesz kasę. - Powiedziałam biorąc łyk alkoholu.- Ech, pamiętam jak jeszcze byłaś małą, dziewięcioletnią dziewczynką. Wzięłam cię ze sobą i pomagałaś mi sprzątać a pod koniec dnia uczyłam cię strzelać. - Uśmiechnęła się.
- Też to pamiętam, świetne czasy. - Zaśmiałam się.
- Ale teraz wyrosłaś na piękną kobietę pomimo twojej trudnej młodości. Wierzę, że zmienisz to miasto. - Powiedziała kobieta gładząc mnie po policzku, wstając. Uśmiechnęłam się w jej stronę.
- Mike, załatw broń. - Krzyknęła w stronę wysokiego mężczyzny.- Przydzielę Ci moich najlepszych ludzi. - Powiedziała, podchodząc do umięśnionego faceta.
- To Jack, jeden z najlepszych naszych zabójców. Na 100 strzałów nie trafił tylko dwa razy. - Powiedziała i podeszła do niskiej blondynki grającej w bilarda. Dziewczyna natychmiastowo stanęła przed nami.
- Stephi, cicha, dyskretna a do tego niezwykle gibka i akrobatyczna. Wespnie się prawie wszędzie. - Uśmiechnęła się kobieta. Popatrzyłam na dziewczynę która pojawiła się za mną pomimo, że przed sekundą stała przed nami.- Jeden z lepszych hackerów w mieście, jak nie najlepszy - Noah. - Powiedziała kobieta.
- Nie taki najlepszy, nie przesadzajmy, jeszcze nie udało mi się shakować systemów NASA. - Uśmiechnął się Noah. - Ale umiem zgasić światło w całej dzielnicy oraz włamać się do przeróżnych komputerów i urządzeń, oraz jestem nie najgorszy w strzelaniu. - Powiedział z dumą. Spojrzałam na niego badawczo.
- Świetne perełki tu trzymasz. - Powiedziałam do kobiety i podeszłam do chłopaka.- Mam do ciebie pytanie. - Powiedziałam, uśmiechając się lekko. - Nie boisz się mojej twarzy? Nie czujesz obrzydzenia? - Wyszeptałam patrząc się w jego duże piwne oczy.
- Nie, widziałem gorsze rzeczy, takie jak moją poturbowaną matkę. - Uśmiechnął się.
- I to jest świetna odpowiedź. - Stwierdziłam przybliżając twarz do jego twarzy
- Przypominam, że w umowie wychodzi, że podczas kontaktów służbowych jest zakaz miłosnych występków. - Powiedziała kobieta w napięciu. Uśmiechnęłam się do niej i przewróciłam oczami.
- Ostatni jest, jak sam się nazywa, Killer Croc. Mike go ostatnio znalazł, jak wychodził z ścieków. Nie testowaliśmy jeszcze jego umiejętności, więc jeżeli będzie z nim jakiś problem to go od strzelcie. - Powiedziała kobieta podchodząc do dużej ciemnej klatki w której siedziało duże zielone monstrum.
- Może robić jako wasza maskotka, żeby się was bali.
- O mój Boże. Co to jest. - Powiedziałam patrząc na to coś. Monstrum odwróciło się w moja stronę i popatrzyło jaskrawo żółtymi oczami. Wnet przyszedł Mike z ogromną walizka pełna broni.- Przygotujcie wszystko do północy. Przyjdę dzisiaj o 23 odebrać ludzi i broń. - Powiedziałam podchodząc do drzwi.
- Dzięki, że nas odwiedziłaś. - Powiedziała kobieta z uśmiechem.
CZYTASZ
Bezimienna
Short Story~~~~~~~~~~ - Wiesz czego w tobie nienawidzę?- zapytała się mnie a ja pokręciłam głową zaprzeczając. - Twojego uśmiechu. - Powiedziała i podeszła do mnie z nożem. ~~~~~~~~~~