Tydzień po świętach, tylko było potrzeba żeby szczęśliwe dni Atrii Edvane odeszły w niepamięć. Szatynka wraz z Dorcas wracała właśnie do wieży Gryffindoru, kiedy wpadły na krukonkę którą Atria kojarzyła z imprezy po meczu. Lyla, bo tak owa krukonka miała na imię, powiedziała Atrii o tym co zaszło wtedy pomiędzy nią a Syriuszem.
- Atria! - krzyknęła Dorcas kiedy dziewczyna zachwiała się na własnych nogach. Czarnowłosa chwyciła przyjaciółkę żeby ta nie upadła.
- Ja, ja przepraszam, nie chciałam żeby tak wyszło. - Tłumaczyła się Lyla - Musiałaś się tego dowiedzieć, Syriusz mi zabronił. Ale widząc jaka byłaś szczęśliwa, nie chciałam żebyś żyła w kłamstwie - rzuciła zrozpaczona. Atria coraz bardziej osuwała się w ramionach Dorcas.
- Mogę ci jakoś to wynagrodzić? - spytała smutna przez łzy.
- Profesor McGonagall, teraz! - wrzasnęła Dorcas, a dziewczyna pędem ruszyła do gabinetu profesorki.
- Hej hej, nie odpływaj, utłuke durnia jak psa - rzuciła ciszej Dorcas usadzając Atrię na jednej z ławek.
- To, to nie może być prawda - szepnęła poprawiając się na ławce.
- To sobie potem to wyjaśnicie - westchnęła Dorcas. Dziewczyna coraz gorzej się czuła. Chwilę później przybiegła zdyszana profesorka
- Dziecko drogie! - wrzasnęła kucając przed uczennicą - Co się dzieje? - spytała próbując się sama uspokoić.
- Słabo mi - szepnęła. Profesorka transmutacji szybko deportowała się z nią do skrzydła szpitalnego, gdzie wytłumaczyła matronie sytuację.
- Spokojnie, nic złego dzieciom się nie stało. Ale ty moja droga, musisz tu poleżeć przynajmniej dwa dni - rzuciła kobieta podając jej eliksir uspokajający.
- Dobrze - szepnęła opróżniając kubeczek z eliksirem.
- Profesor McGonagall mogę pania prosić? - zapytała matrona.
- Naturalnie - zareagowała kobieta wstając z krzesełka na którym siedziała. Obie kobiety odeszły kawałek od leżącej na łóżku Atrii.
- Minerwo, zdajesz sobie sprawę że to mogło się gorzej skończyć. Dziewczyna jest wycieńczona, w dodatku Pan Black, żal mi jej. Martwię się o jej zdrowie - powiedziała Pani Pomfrey spoglądając na Atrię.
- Wiem Poppy, ale cóż mogę. Jej rodzice dobrze znieśli informacje o zaistniałej sytuacji, jednak dopóki ona nie będzie chciała nie możemy odesłać jej do domu - westchnęła McGonagall.
- Narazie tu zostanie, potem zobaczymy co będzie - rzuciła matrona. Skinęła głową i odeszła do innych pacjentów. Profesor McGonagall stała chwilę spoglądając na dziewczynę. Była bardzo młoda, w dodatku takie coś ze strony ojca dzieci jest okropne. I tak tłumaczyła to sobie profesorka odchodząc do swojego gabinetu.
- Madame Pomfrey - zawołała cicho Atria na co matronę podbiegła do dziewczyny.
- Tak dziecko? - zapytała patrząc zatroskaną na dziewczynę.
- Mogłaby Pani nie wpuszczać do mnie nikogo poza Dorcas i moja siostrą? Proszę - szepnęła dziewczyna.
- Oczywiście dziecko, odpoczywaj - powiedziała posyłając jej uśmiech.
W tym samym czasie kiedy Atria płakała cicho w skrzydle Dorcas kłóciła się z Syriuszem.
- Jesteś, ugh, szkoda słów na ciebie Black! Nieodpowiedzialny, głupi, jesteś.. jesteś.. popieprzony! - wrzasnęła Dorcas.
- Nie moja wina! - bronił się Syriusz.
- Nie moja wina, akurat - rzuciła i uderzyła Syriusza w twarz. Dorcas zarzuciła włosami na odchodne i ruszyła do przyjaciółki.
Syriusz tylko rozmasowywał uderzone miejce. Co jak co, ale Dorcas umiała mocno przywalić.- Cholera Black, coś ty narobił ze swoim życiem - rzucił sam do siebie i ruszył do dormitorium.
CZYTASZ
Jak Pies Z Kotem || Syriusz Black
Fanfic" - Oni są jak pies z kotem, tylko by się pozabijali sam na sam - stwierdził James patrząc na dwoje ze swoich przyjaciół którzy krzyczeli na siebie od śniadania. - Wiesz James, wydaje mi się że to się nie zmieni. Nawet jeśli zamkniemy ich w jednym p...