Nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że matką jego córki okaże się być znienawidzona przez niego, w prawdzie w latach szkolnych, szlama. Gdyby ujrzał jakąś Ślizgonkę nie byłby tak zaskoczony jak tym, że na szpitalnym łożu leżała była Gryfonka. Chociaż z drugiej strony dziewczyny z Slytherinu przyleciałyby jak najprędzej do niego z cudowną wiadomością, że spodziewają się jego dziecka, by tylko wziąć z nim ślub.
A wydawało mu się, że ją zna. W końcu w szkole była uważana za kujona, który jest odpowiedzialny i ma wyznaczone cele. A dziecko w młodym wieku raczej do tych Jej ambicji nie zaliczało się. Wprawdzie nie interesował się nią w tedy, ale plotki wystarczyły mu do wytworzenia opinii na jej temat.
Nie widział jej od ostatniej Bitwy o Hogwart, przez co trudno było określi mu uczucia stosunku do niej, ale na pewno nie było to już negatywne. Gdyby spotkał ją gdzieś na ulicy była by dla niego obojętna jak setki innych ludzie, ale nie. Wróciła do jego życia z podwójną mocą. W końcu była matką jego dziecka.
Był zdezorientowany, ponieważ nie mógł przypomnieć sobie momentu, w którym doszłoby do zbliżenia między nimi, a przecież musiało. Wiatropylna nie była. Przynajmniej tak mu się zdawało.
Stał przy łożu wpatrując się w jej bladą twarz. Po tym jak podszedł do niego Potter, weszli do sali, a przynajmniej tak mu się wydawało. Gdy chciał się go o coś zapytać nie było nikogo obok niego. Westchnął zrezygnowany siadając na krześle, stojącym nieopodal miejsca spoczynku byłej Gryfonki.
Dopiero, gdy stanął koło niej dostrzegł zagipsowaną lewą nogę i rękę, a po za tym plaster na policzku po tej samej stronie ciała. Po za tym głowe miała owiniętą bandażem, czego wcześniej nie zauważył.
Nim się obejrzał wpadł w tak głębokie zamyślenie, że żadne głosy z rzeczywistości nie docierały do jego świadomości.
Obiecał sobie, że za wszelką cenę stworzy, z matką jego dziecka, rodzinę. W tedy nie przypuszczał, że Granger się nią okaże, ale nie chciałby dziecko wychowywało się bez rodzicielki, bądź mieszkało tylko z jednym z rodziców. Przecież Jasmin nie była niczemu winna, że oni obaj nie pałali do siebie, żadną sympatią.
- Co zrobisz z tym fantem? - Z rozmyślań wyrwał go głos należący do szwagra.
Przyjrzał mu się uważnie, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie wyglądał na zdziwionego jego reakcją zupełnie jakby się spodziewał, że jej widok wywoła mu mętlik w głowie. Dawniej, pewnie by, wpadł w złość i zaczął kląć, na czym świat stoi.
- Cóż, obiecywałem sobie, że stworzę rodzinę z matką Jasmin. - Powiedział jakby do siebie. - Zamierzam dotrzymać słowa. - Dodał po chwili, przyglądając się uważnie reakcji Harrego.
- Miło. Byłem u lekarza. Jej stan jest w normie, ale nie wiedzą, kiedy się obudzi się ze śpiączki. - Zaczął. - To mugolski szpital, więc wiele nie zdziałają. Po za tym wspominał coś o amnezji. Być może już nigdy nie przypomni sobie niczego z przed wypadku.
- Amnezja powiadasz? - Zapytał z uniesioną lewą brwią.
- Oh, nie mów, że Cię to cieszy. - Warknął Potter.
- Nie ukrywam, że nie. Ominąłbym wiele kłótni z nią o dziecko. - Wyznał szczerze, podnosząc się z krzesła. - Wybacz, ale idę do Jasmin. Wpadnę tu jutro, aby porozmawiać o przeniesieniu jej do Św. Munga. - Dodał przed wyjściem z sali.
Siedział na kanapie w salonie i przyglądał się swojej córce jak budowała coś z klocków. Nie mógł uwierzyć w to, że Mała nikogo mu nie przypominała. W prawdzie w czasach szkolnych nie był blisko z Granger, ale sprzeczki, które prowadził z Wielką Trójcą wystarczyły mu by zapamiętać choćby drobne szczegóły z jej wyglądu. A Jasmin miała po niej odziedziczony nosek i usta, a może nawet kształt oczu.
Po za tym spotkał jej babcie, która była była identyczna jak Granger tylko starsza i z zmarszczkami na twarzy, ale po za tym były jak dwie krople wody.
Jakoś to będzie, pomyślał przysiadając koło dziewczynki, która odparła na to szczerym i wesołym śmiechem.
Dzień dla małej panny Malfoy była tak męczący, że zasnęła podczas przebierania w piżamkę. Zadowolony z dnia Tatuś ułożył swoją pierworodną w łóżeczku. Ucałowawszy ją w czółko najciszej jak potrafił opuścił pokoik i udał się do siebie.
Usiadłszy na łóżku wyjął z szafki nocnej wezwanie do sądu. Prześledził szybko tekst wzrokiem aż w końcu znalazł to, co szukał. Jane Binens. To, dlatego nic mi nazwisko nie mówiło. Tylko dlaczego ma inne nazwisko niż córka, do cholery. Z westchnieniem odrzucił kartkę gdzieś na bok i położył się zagłębiając się w swoje myśli.
Na szczęście następnego dnia Diana miała czas, co nie było dla Dracona zdziwieniem, i nie musiał powierzać swojej Perełki komuś obcemu. Zastawiwszy swoją córkę pod zaufaną opieką opuścił dom, wsiadł w samochód i ruszył z piskiem opon w stronę szpitala, w którym leżała Hermiona.
Wprawdzie chciał od razu udać się do ordynatora by załatwić całą tą sprawę, ale zmienił zdanie, gdy tylko wszedł do szpitala. W momencie, gdy pojawił się na sali panny Granger dostrzegł lekarza, który notował coś w jakieś teczce.
- Dzień dobry. - Przywitał się kulturalnie, zwracając uwagę Doktora.
- O... dzień dobry. Pan z rodziny? - Zapytał przyglądając się mu uważnie.
- Jestem ... ee ... jej narzeczonym. - Powiedział z lekkim wahaniem w głosie.
- Przyznam, że dość późno sobie pan o niej przypomniał.
- Byłem w delegacji, a z przyszłą teściową nie żyje zbytnio w zgodzie. Nie raczyła mnie o wszystkim poinformować. O wszystkim dowiedziałem się wczoraj, po moim powrocie. - Wymyślił na poczekaniu pierwszą lepszą wymówkę, jaka przyszła mu do głowy, choć wiedział, że nie zgadzały się jego słowa z tym, co powiedział Ordynatorowi.
- Rozumiem. Wie pan już coś o stanu zdrowia narzeczonej?
- Trochę mi tam coś mówiono, ale do końca nie zrozumiałem.
- Podczas wypadku odłamki szkła poraniły ciało, ale to większego uszczerbku na zdrowiu nie zrobiło. Powstaną po tym jedynie blizny choć nie koniecznie tak musi być. Jednak jeden większy kawałek szyby wbił się w jej głowę. Na szczęście udało się go całkowicie usunąć podczas operacji, ale na objawy tej rany musimy poczekać do obudzenia się pacjentki. Wprawdzie powinna się zagoić, ale nie znaczy to, że żadne zmiany w zachowaniu nie zajdą. Oprócz tego ma tylko złamaną lewą rękę i nogę. - Opowiedział lekarz z typowym dla swojego fachu zachowaniem.
- Hmm ... jest możliwość przewiezienia Hermiony do prywatnej kliniki? - Zadał dręczące go pytanie, nie komentując całej historii.
- Jeśli podróż nie będzie zbyt długa nie mam żadnych zastrzeżeń, ale trzeba wszystko załatwić z szefostwem i następnie wszystko omówić ze mną bym mógł przygotować pacjentkę. - Zgodził się mężczyzna po czym opuścił sale.
Chwilę przyglądał się pogrążonej w śnie dziewczynie. Choć nie za bardzo obchodził go jej los, zrobiło mu się trochę żal, a po za tym teraz będzie musiał się nią zająć i nauczyć żyć. Z cichym westchnięciem opuścił salę zostawiając Hermionę samą.
Kwadrans później siedział w gabinecie Ordynatora i rozmawiał z nim na temat przeniesienia panny Granger. Wprawdzie nie mógł mu powiedzieć całej prawdy, co do nowego miejsca leczenia, ale do końca z prawdą się nie mijał.
CZYTASZ
Tatuś / Dramione
FanfictionPochłonięty pracą nie ma czasu na prywatne życie. Jednak wszystko wywraca się do góry nogami, kiedy pewnego dnia w drzwiach pojawia się profesorka z dzieckiem. Jego dzieckiem.