Księżyc już od dwóch godzin górował na niebie w towarzystwie miliarda gwiazd. Jego blade promienie wpadały przez okno do pokoju w którym mieściło się łóżeczko gdzie pogrążone w spokojnym śnie spało dziecko. Dziewczynka z blond loczkami. Jej miarowy oddech nie wskazywał na to, że jakiś czas temu przeżyło wypadek. Tuliła do siebie brązowego misia. Oddanego jej przyjaciela. W pomieszczeniu panowała grobowa cisza, by nie zakłócić snu dziecku. No prawie, że grobowa. W drugim końcu pokoiku dało się słyszeć ciche szepty. Szepty kobiety i mężczyzny dyskutujących o czymś przejęcie.
- Nie powinniśmy tego robić. - Upierała się kobieta.
- Wiem, że ona by tego nie chciała ale jej stan jest ciężki. Nie wiadomo czy przeżyje a małej należy się choćby wychowanie wśród jednego z rodziców. - Po raz kolejny powtórzył mężczyzna, upierając przy swoim.
- Ale ...
- Nie ma żadnego ale. Albo ty idziesz albo ja. - Postawił na swoim, nie przejmując się oburzeniem na twarzy kobiety.
Otworzył niechętnie jedno oko a następnie drugie. Nie był zadowolony z tego, że upierdliwe promienie światła wybudziły go ze snu.
Od tygodnia mało sypiał związku ze sprawą, którą prowadził. Spał dziennie zaledwie po trzy - cztery godziny. Jak dla jego organizmu to za mało a zważając, że był śpiochem to stanowczo za krótko.
Leniwie zwlókł się z dwuosobowego łoża i udał się do łazienki na poranną toaletę. Kwadrans później kompletnie już ubrany stał w kuchni, oparty o blat nad expresem robiąc sobie kawę. Potrzebował jej by kofeina postawiła go na nogi aby na dziesiątą być w pracy i normalnie funkcjonować.
Ziewną przeciągle nawet nie kłapiąc się by zasłonić jamy ustnej. W momencie gdy przysnął, obudził go dzwonek frontowych drzwi.
Nie spodziewał się gości. Potterowie byli u teściów wraz ze swoim miesięcznym synem Davidem więc nie mogli być to oni. Nikt inny nie mógł być to ponieważ nie utrzymywał z nikim tak bliskich kontaktów.
Przeszedł przedpokojem po drodze mijając salon urządzony nowocześnie. Białe ściany, sofa, dwa fotele, telewizor, stolik, regały z książkami, wieża. Wszystko były poustawiane tak, że było wiele miejsca do różnych zabaw.
Otworzył drzwi. Zmarszczył brwi przyglądając się swojej dawnej profesor od transmutacji. Ostatni raz widział ją na uczczeniu wszystkich poległych podczas ostatniej bitwy. Od tamtego czasu usamodzielnił się, znalazł sobie pracę z pomocą Pottera (chodzi mi o jego wstawiennictwo iż jest po dobrej stronie). Zerwał kontakt z Blaisem, który w czasach szkolny był jego przyjacielem. Odciął się od dawnego życia by móc ułożyć sobie je na nowo.
Ku swojemu nieszczęściu jego siostra przez przypadek spotkała Pottera na Pokątnej. Zaczęło się od kawy na przeprosiny a skończyło się na ślubie przez co stali się rodziną. Od tamtego czasu zaczął wierzyć w cuda gdyż jego rodzice zaakceptowali Harrego. Czego to jeszcze los nie wymyśli.
- Pani Profesor? - Zapytał nie pewnie jakby miał omamy wzrokowe.
- Witaj Draconie. Musimy poważnie porozmawiać. - Powiedziała poważnie jednak z jej oczów wyczytał smutek.
Czyżby się coś stało?
Siedział w kuchni patrząc się na starszą kobietę, jego nauczycielkę ze szkoły, jak na jakiegoś przybysza z innej planety. Nawet czas przestał mieć dla niego znaczenia, a trzeba przyznać, że od pojawienia się McGonagall minęło już czterdzieści minut podczas, w których w skupieniu słuchał jej słów. W końcu nie co dzień dowiaduje się, że ma się siedmiomiesięczną córkę mimo tego, że nie pamięta się tej wpadki. Po za tym jeszcze ta tajemniczość kiedy wypytywał się o matkę dziewczynki. Zupełnie jakby nie chciała by wiedział kim ona jest.

CZYTASZ
Tatuś / Dramione
FanfictionPochłonięty pracą nie ma czasu na prywatne życie. Jednak wszystko wywraca się do góry nogami, kiedy pewnego dnia w drzwiach pojawia się profesorka z dzieckiem. Jego dzieckiem.