Jadę sobie właśnie na Testralu i jem moją ukochaną czekoladę. Nagle słyszę czyjeś nawoływanie, odwracam głowę ale nikogo nie ma. Remus, idioto jesteś dosłownie w chmurach skąd miałby się ktokolwiek tam znaleźć – pomyślałem. Jednak chwilę potem znów słyszę ten sam znajomy głos i teraz jestem w stanie zrozumieć co mówi, krzyczy moje imię. Zanim zdążam się nad tym zastanowić czuję ucisk na mojej klatce piersiowej i otwieram szeroko oczy, wydając z siebie stęknięcie z bólu. No jasne nasz ukochany rozczochraniec, James Potter we własnej osobie skoczył właśnie na mnie. Chłopak uśmiechnął się a po chwili przeturlał tak by położyć się obok mnie.
- POBUDKA!!! Ostrzegałem cię – powiedział – ale ty nie chciałeś wstać dobrowolnie.
-Nawet nie słyszałem byś cokolwiek do mnie mówił – burknąłem.
- Masz głęboki sen, ale wstawaj już Luniek bo za 10 minut śniadanie.
- CO!? – od razu podniosłem się z łóżka i rozczochrałem swoje włosy. Zauważyłem Petera zbierającego książki oraz Łapę układającego sobie włosy uśmiechając się do swojego odbicia. – Dlaczego nie obudziłeś mnie wcześniej! Dziś jest pierwszy dzień lekcji!
- Ojejku, chciałem być miły a ty się na mnie wydzierasz ty niewdzięczniku. Wczoraj była pełnia więc stwierdziłem że dam ci pospać bo na pewno jesteś wykończony. Świat się nie zawali.
- Dzięki – mimowolnie uśmiechnąłem się ponieważ tęskniłem całe lato za tym idiotą, który często, rzecz jasna nieświadomie zachowywał się jak nasza własna Hogwartowa matka. Po chwili jednak warknąłem – ale trzeba było od razu na mnie skakać?!
- Ty przynajmniej nie zostałeś oblany wodą – burknął Syriusz. Na samo wspomnienie Rogacz uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Szybko przemyłem twarz i umyłem zęby, ubrałem się, spakowałem potrzebne mi dziś podręczniki a następnie w trójkę ruszyliśmy do Wielkiej Sali. W trójkę ponieważ Glizdogon z strasznie nie chciał spóźnić się na śniadanie a my nie mieliśmy serca go zatrzymać. W pokoju wspólnym spotkaliśmy trzy przyjaciółki Lily – Dorcas, Mary i Marlene więc ruszyliśmy razem przez obraz Grubej Damy. Idąc korytarzami James z tyłu szeptał o czymś z Mary, mógłbym przysiąc że słyszałem imię Petera. Ja rozmawiałem z Dorcas. Lubiłem rozmawiać z tą dziewczyną ponieważ nasze rozmowy polegały głównie na moim wysłuchiwaniu jej monologów i tylko dodawaniu odpowiednich reakcji w odpowiednich momentach a czasem doradzaniu czegoś pod koniec. Lecz dziś wszystko co mówiła wlatywało do mnie jednym uchem a wylatywało drugim ponieważ Marlene przylepiona była do Syriusza. Za kogo ona się ma! Czemu musi to robić! – zagotowałem się w środku. - Chwila, chwila... Remus stój – czemu mnie to tak denerwuje, przecież Marlene może robić co chce, jest wolnym człowiekiem. Moje rozmyślania przerwała Meadowes szturchając mnie w ramię zatrzymując się przed drzwiami do sali.
- Jak zawsze świetnie się z tobą gadało – zaśmiała się a ja odwzajemniłem uśmiech. Naprawdę miło spędzało mi się z nią czas. Ruszyłem w stronę moich przyjaciół, w oczach Blacka ukazał się ledwo zauważalny smutek? nie... zawód? Nie, nie, tylko mi się zdawało.
Po podejściu do stołu od razu zauważyliśmy Glizdogona który już zajadał swoje jedzenie a do mnie podeszła Lily. Rudowłosa powiedziała mi że dziś wieczór mamy obchód po czym rzucając szybkie „smacznego" ruszyła usiąść ze swoimi przyjaciółkami kilka miejsc dalej. Gdy jedliśmy sobie w spokoju, rozmawiając o wszystkim i o niczym zauważyliśmy chodzącą dookoła stołu profesor McGonagall. Zaraz podeszła do nas i wręczyła nam plany lekcji.
Lekcje minęły dosyć szybko. Pierwszą była transmutacja z opiekunką naszego domu, następnie popędziliśmy na zaklęcia, krótka przerwa a następnie dwie godziny eliksirów z ślizgonami, nikt nie był z tego zadowolony. Lily siedziała na pierwszej ławce z Severusem. Glizdogon siedział za nimi razem z Rogaczem i przytrzymywał przyjaciela co jakiś czas by ten nie rzucił się na Snape'a gdy rozśmieszał on rudowłosą. Burknął tylko „i co ona w nim widzi?" czy coś takiego i uspokoił się. Na trzeciej ławce ja i Syriusz majstrowaliśmy coś przy naszym eliksirze. Dziś warzyliśmy eliksir wzbudzający euforię. Widocznie nam nie wychodził ponieważ był złego koloru więc zerknąłem do podręcznika. Okazało się że nie dodaliśmy wystarczająco fig abisyńskich. Powiedziałem Łapie by nie przestawał mieszać i ruszyłem do regału Slughorna na którym stały wszystkie składniki. Profesor pomagał komuś w ostatniej ławce a mi na myśl przyszedł pewien pomysł. Zgarnąłem kilka fig oraz czułkę szczuroszczeta. W zeszłym roku pisałem pracę na ten temat więc wiedziałem ile z nich dodać by uzyskać oczekiwany efekt. Szybko wróciłem do mojej ławki, posiekałem składniki i wrzuciłem je do kociołka. Syri i tak nic z tego nie umiał więc nawet nie pytał co dodaję, nie powiem było mi to na rękę. Zamieszałem miksturę a ona od razu zmieniła kolor na odpowiedni – słonecznie żółty. Łapa spojrzał na mnie i otworzył oczy.
CZYTASZ
Be Over The Moon// wolfstar
FanfictionChciałabym tylko zaznaczyć ze nie podoba mi się nic co tutaj kiedyś napisałam ale moja koleżanka nie pozwala mi usunąć tego fanfiction hehe wiec proszę enjoy ale nie podpisuje się pod moją własną pracę jsbsjsbsjsbsjsbs