rozdział 18

331 12 8
                                    


Czas mijał bardzo powoli i panowała wszechobecna, nudna monotonia. Każdego dnia robiłam praktycznie to samo: najpierw lekcje, a potem przesiadywanie z Blaise'm i wiecznie niezadowoloną Pansy w bibliotece albo pokoju wspólnym, ucząc się, tudzież grając w Szachy Czarodziejów. Dracon wraz z swoimi gorylami codziennie znikał na całe godziny, nigdy nie zdradzając nikomu, co robi. Czasami był widywany z nieznajomymi dziewczynami, idącymi krok w krok za nim z skrzywionymi minami. Wyglądał źle; jego oczy były widocznie podkrążone, a jego cera była jeszcze bledsza niż zazwyczaj - odniosłam jednak wrażenie, że to sprawiło, iż w nieco chorobliwy sposób stał się jeszcze przystojniejszy. Dołączał do nas tylko okazjonalnie, wieczorami, aby siedzieć przy kominku w milczeniu, stale i bardzo intensywnie rozmyślając nad czymś.

Podczas jednego z chłodnych, sobotnich wieczorów, od niebywale pasjonującej lektury "Azjatyckich antidotów przeciw truciznom" którą zadał Slughorn na przyszły tydzień, oderwało mnie ciche pukanie do drzwi mojego pokoju. Niezadowolona, zrzuciłam z siebie warstwy grubych, wełnianych koców w które ledwo co przed chwilą pieczołowicie się owinęłam i ruszyłam do drzwi. Jeśli Katherine planowała jakiś niezbyt udany żart na mnie, to będzie musiała się liczyć z nieprzyjemnymi konsekwencjami.

- Cześć. - powiedziała szybko Parkinson, mrużąc oczy. Nie spodziewałam się jej wizyty.

- O, cześć. - odparłam, nie kryjąc swojego zniesmaczenia. Nadal nie byłam w stanie w zupełności jej wybaczyć faktu, że całowała się z Malfoyem na moich oczach. Co prawda dla niej to było spełnienie marzeń, jednak uraziło to dogłębnie moją dumę. Ponadto, nie zapomniałam ogromu wyzwisk rzucanych przez nią w moją stronę. - Zgubiłaś się?

- Nie jestem tutaj, żeby z tobą poplotkować. Szybko, idziemy. No ruszaj się! 

- O co ci chodzi, Parkinson? Przysięgam, że jak zrobisz na mnie jakiś głupi żart, to...

- Przymknij się i nie zadawaj pytań, ruchy! Nie ma czasu!

Dziewczyna szybko zawróciła, a ja po chwili zastanowienia ruszyłam za nią. Gdy tylko opuściłyśmy dormitorium Slytherinu, puściłyśmy się biegiem po schodach. Wdrapałyśmy się kompletnie zadyszane na siódme piętro, a Pansy szybko chwyciła mnie za rękaw swetra i zaciągnęła za kamienną kolumnę z gargulcem, rozglądając się niespokojnie.

- Nasłuchuj kroków, skup się! - szepnęła wychylając się nieco. Nagle, usłyszałyśmy głośny dźwięk jakby ocierania się dwóch wielkich głazów o siebie. Wcisnęłyśmy się jeszcze głębiej, tuż pod ścianę, wstrzymując oddech, aby pozostać niezauważone. Na chwilę straciłyśmy możliwość obserwacji, ale gdy tylko szuranie ucichło, usłyszałyśmy kroki - ktoś ni stąd ni z owąd pojawił się w tym względnie ślepym zaułku. Wychyliłam się zza kolumny i oniemiałam. Zauważyłam Dracona, który rozejrzał się bardzo nerwowo i szybkim krokiem opuścił korytarz.

- To... Draco. - szepnęłam zdziwiona, a Pansy otworzyła szerzej oczy.

- Za nim! No już! - syknęła i najciszej jak to możliwe śledziłyśmy blondyna, chowając się co kilka kroków za ogromnymi, zakurzonymi gobelinami porozwieszanymi na ścianach. Malfoy skręcił do jednej z opuszczonych łazienek na piętrze, stale oglądając się na lewo i prawo, aby upewnić się, że nikt go nie widział. Nagle, na korytarz wpadł Potter, sapiąc głośno. Wyczerpany pobiegł dokładnie w kierunku drzwi, w których zniknął przed chwilą Draco. Nie wahając się długo, pobiegłyśmy za Harrym, wprost do łazienki. Niezauważone, wcisnęłyśmy się do jednej z kabin i stanęłyśmy na sedesie, który zaskrzypiał złowieszczo. Natężyłyśmy słuch, wyczekując jakiejś wymiany zdań. Malfoy jednak nie dostrzegł Pottera, pochylony nad jedną z starych, zakurzonych umywalek. Coś głośno pisnęło, i dało się usłyszeć jakiś damski głos. 

possessed with love - Draco Malfoy fanfiction PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz