Dni z Harrym mijały mi bardzo, bardzo szybko. Okazał się być człowiekiem, z którego słów, pomimo młodego wieku, płynęła wielka mądrość. Ceniłam sobie jego dobre rady, kiedy miałam jakąś wątpliwość i lubiłam przebywać w jego towarzystwie. Poznałam także jego paczkę najlepszych przyjaciół - Hermionę Granger i Ronalda Weasley'a. Granger z początku była do mnie sceptycznie nastawiona, jednak gdy zaczęły mnie 'interesować' jej wykłady dotyczące tego jak nużące i bezsensowne jest wróżbiarstwo, to ona z kolei zaczęła pałać do mnie ogromną sympatią. Ron zaś był niezwykle pociesznym człowiekiem - wydawał się taki prosty i dobroduszny. Często opowiadał żarty i robił różne śmieszne rzeczy. Nigdy się z nimi nie nudziłam i wszystko zdawało się układać. Odnalazłam nową siebie, która miała stosunkowo dobre serce, jeśli mogę się tak wyrazić - pojawiło się jednak pewne pytanie: czy ja naprawdę taka jestem? Byłam także niezwykle ciekawa o co chodziło Draconowi, gdy podczas mojego pierwszego dnia szkoły tak niemiło zachował się w stosunku do Harrego. Jego postać była bardzo tajemnicza i poniekąd pociągała mnie tą właśnie tajemniczością, jednak nie miałam póki co ochoty interesować się jego pochodzeniem czy poglądami.
Nadszedł dzień rozpoczęcia roku. Siedziałam w mojej komnacie z Harrym, Ronem i Hermioną. Co jakiś czas wychodziliśmy na balkon lub wyglądaliśmy przez okna aby rozglądać się, czy nowi uczniowie już przybyli. Około godziny 18:00 napłynęły do szkolnego portu pierwsze łodzie pełne wystraszonych pierwszoklasistów. Do godziny 19:00 wszyscy uczniowie pojawili się już w szkole, a o 20:00 miała odbyć się ceremonia rozpoczęcia roku szkolnego i przydzielenie nowych uczniów do domów.
- Zmywamy się już, Madeleine. Ogarnij się na ceremonię, widzimy się o 19:55 pod Wielką Salą, nie? - powiedział Ron.
- Moim zdaniem, to trochę za późno. Mogą wystąpić różne nieprzewidziane sytuacje, na przykład...
- Spokojnie, spotkamy się tak jak mówił Ron. O 19:55. Spadajcie już! - przerwałam Hermionie żegnając gości. Musiałam się przygotować.
Gdy wszyscy już poszli, wzięłam gorącą kąpiel z bąbelkami w damskiej łazience na piętrze. Zarzuciłam jedwabny szlafrok w kolorze ciemnej zieleni który matka przywiozła mi z Japonii i liczyłam, że nikt nie spostrzeże jak udaję się do mojego pokoju. Ku mojemu niezadowoleniu, na przeciwko mnie, na drugim końcu korytarza, stał Dracon. Wpatrywał się we mnie intensywnie, a ja zdziwiona całą sytuacją zaczęłam się zastanawiać, jak dojść do pokoju i nie mijać chłopaka. Na szczęście podeszła do niego jakaś brunetka i zaczęli rozmawiać, choć Malfoy nadal się patrzył. Ruszyłam szybkim krokiem z uniesioną brodą, która chyba miała symbolizować moją pewność siebie. Gdy mijałam chłopaka, poczułam intensywny zapach jakichś drogich perfum i o ile się nie mylę, to zapach palonego tytoniu. Lubiłam tą woń. Jego rozmówczyni popatrzyła na mnie pogardliwie. Była wysoką brunetką o ciemnych włosach do ramion i oczach, których tęczówki były praktycznie czarne.
Nie lubiłam, gdy ktoś patrzył na mnie z pogardą i uważał się za ważniejszego, przez co popatrzyłam się jej prosto w oczy i zrobiłam groźną minę unosząc na moment brwi i krzywiąc lekko usta. Poczułam, że ewidentnie się nie polubimy. Przyspieszyłam kroku i zniknęłam za drzwiami mojej komnaty. Była już 19:30. Szybko pobiegłam przebrać się w szkolną szatę którą zostawił dla mnie Dumbledore. Nie znalazłam na niej żadnej naszywki która określałaby do jakiego domu należę. Wówczas zdałam sobie sprawę, że czeka mnie nie lada upokorzenie polegające na siedzeniu przy stole z pierwszakami, którzy podobnie do mnie nie są jeszcze przydzieleni. Westchnęłam, i zaczęłam się ubierać. Następnie nałożyłam na usta czerwoną szminkę jak to miałam w zwyczaju. Zaplotłam warkocz z moich włosów a następnie stworzyłam z niego eleganckie upięcie. Pozwoliłam kilku kosmykom włosów z niego wystawać, bo uważałam, że wygląda to estetycznie, taki artystyczny nieład, jak to mawiała niegdyś moja babcia. Na uszy założyłam jedne z moich ulubionych kolczyków. Były bardzo proste, zrobione ze srebra, miały długość mojego kciuka. Stworzone były na wzór liany, lecz zamiast niektórych listków, były w nich naprzemiennie malutkie szmaragdy lub kryształki Swarovskiego o wielokolorowym blasku. Popatrzyłam na zegarek który stał na biurku, była 19:45. Koło niego leżała szkatuła z pierścieniem od matki. Przez chwilę zastanawiałam się czy go ubrać. Mój pociąg do błyskotek pokonał jednak rozsądek nakazujący, abym nie przechwalała się pieniędzmi, ale nie były to zwykłe przechwałki - ja po prostu chciałam go ubrać. Może jest w nim jakaś cząstka ojca, lub matki, która wesprze mnie dzisiejszego wieczora. Sięgnęłam do skrzyneczki i ubrałam na palec serdeczny prawej ręki pierścień. Porwałam do ręki moją różdżkę i wyruszyłam pod Wielką Salę.
- No proszę, jesteś już. Ile można czekać? - syknęła Hermiona, choć wiedziałam, że nie była rzeczywiście na mnie zła.
- Jestem przed czasem, spokojnie mądralo! - odparłam ze śmiechem. - a gdzie chłopcy?
- O tam, na schodach, już idą. - odpowiedziała dziewczyna i rzeczywiście, chłopcy w mgnieniu oka przybiegli jak tylko nas zauważyli.
- No to jak, panno Madeleine. Trafi panna do Gryffindoru, czyż nie? - powiedział Ron niskim głosem, jakby chciał przedrzeźnić jakiegoś nauczyciela.
- Okaże się, proszę szanownego pana! - odparłam poważnym głosem i ukłoniłam się jak na udawaną damę przystało.
Wszyscy wybuchliśmy gromkim śmiechem, po czym weszliśmy do sali. Harry, Hermiona i Ron zajęli swoje miejsca przy stole Gryfonów, a ja, nie ukrywając grymasu na mojej twarzy, rozsiadłam się wygodnie pomiędzy pierwszoklasistami. Czułam wzrok wielu ludzi na sobie. Nagle nastała cisza, a profesor Dumbledore stanął przy mównicy. Jego przemowa nie wciągnęła mnie zbytnio. Byłam w innym świecie, zastanawiałam się gdzie przydzieli mnie magiczna Tiara. Nastał ten moment. Jakaś nauczycielka, przedstawiona na początku apelu jako profesor McGonagall, rozwinęła listę uczniów i rozpoczęła przydział.
- W tym roku, dołączy do nas jedna nowa uczennica, która nie jest pierwszoklasistką. Siedemnastoletnia panna Madeleine van der Coghen jako pierwsza z naszych nowych uczniów zostanie przydzielona do swojego domu. Proszę podejść do Tiary Przydziału i usiąść.
Wzrok całej szkoły był skupiony na mnie. Poprawiłam zdenerwowana włosy i popatrzyłam odruchowo w stronę Malfoya, nawet za bardzo nie wiem dlaczego. On nawet nie patrzył w moim kierunku, był odwrócony w stronę tej dziewczyny z którą rozmawiał kiedy wychodziłam z łazienki. Nie ukrywam, że z jeszcze niewiadomych dla mnie przyczyn poczułam się rozczarowana. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w kierunku środka sali. Zasiadłam na obitym skórą krześle i zamknęłam oczy. Pani profesor nałożyła mi na głowę tiarę. Zaczęłam myśleć o tym gdzie trafię, a Tiara głośno pisnęła jakby przerażona i zaczęła przemawiać już spokojniejszym tonem głosu.
- Och, panna Madeleine... Ciekawa sprawa... - powiedział kapelusz. Gadający kapelusz. Co za ironia, o moim głosie decyduje kawałek skóry. - płynie w pani czysta i bardzo niebezpieczna krew, bardzo. Masz ogromną odwagę pasującą Gryffindoru, nieprzeciętną inteligencję godną Hufflepuffu, choć nie lubisz tego okazywać. Jesteś ambitna jak wzorowy uczeń Ravenclaw, a mimo tego nie mogę podjąć innej decyzji. Musisz się pilnować Madeleine, musisz, i uważać na niektórych ludzi, to może być ciekawy rok.
Zamarłam. Już chyba poznałam decyzję.
- SLYTHERIN! - wrzasnęła czapka. Stolik Ślizgonów aż zawrzał, zaczął wrzeszczeć radośnie, dostrzegłam nawet nieśmiały uśmiech Dracona. Podniosłam się z krzesła oszołomiona, moje nogi były jak z waty. Obejrzałam się za siebie. Dyrektor bacznie mnie obserwował i miałam wrażenie, że skupił się na przyglądaniu mojemu pierścieniowi.
Czułam się przez moment jak ranne, dzikie zwierzę szukające drogi ucieczki. Stałam jak wryta. Nie mogłam jednak uciec przed przeznaczeniem - przypomniałam sobie to zdanie z listu matki. Otrząsnęłam się, strzepałam szatę i uśmiechnęłam szeroko do osób zasiadających przy stole Slytherinu. Z gracją ruszyłam w ich kierunku., tupocząc delikatnie obcasami moich półbutów.
CZYTASZ
possessed with love - Draco Malfoy fanfiction PL
FanficDzieciństwo bohaterki nie malowało się w jasnych barwach. Pod iluzją bogatej i szczęśliwej rodziny krył się brak miłości ze strony matki, nie wspominając o ojcu, którego Madeleine nawet nie znała. Zwiedzając świat ze swoją zapracowaną rodzicielką, t...