rozdział 23

287 10 11
                                    

Przemierzałam po omacku lochy, zataczając się od ściany do ściany. Z moich oczu wylewał się niekontrolowany potok łez, które drżącymi dłońmi tylko nieudolnie rozcierałam po całej twarzy, zmywając mój makijaż. Na końcu jednego z ciemnych, cuchnących pleśnią korytarzy zatrzymałam się i bezwładnie osunęłam po kamiennej, wilgotnej ścianie. Oparłam głowę i popatrzyłam beznamiętnie w sufit. Gdy już trochę ochłonęłam, na nowo nawiedziło moje myśli wspomnienie widoku Malfoya z Pansy, które doprowadzało mnie do szaleństwa. Miałam ochotę zlać się z otoczeniem i zniknąć. Niestety usłyszałam dudnienie czyichś kroków zbliżające się do mnie w szybkim tempie i dostrzegłam zarys barczystej, męskiej sylwetki.

- Lumos. - szepnął niskim głosem nieznajomy, a łuna światła wychodząca z czubka różdżki rozjaśniła jego ostre rysy twarzy. Ciemnobrązowe, proste włosy opadające na policzki, ostre kości policzkowe i duże, praktycznie czarne oczy oraz różowe usta kontrastujące z jasną cerą. Nie był to nikt inny, jak Adrian. Na jego widok uśmiechnęłam się blado i przeczesałam moje trochę rozczochrane włosy palcami. - Na brodę Merlina, chyba zwariowałaś, że tutaj siedzisz! Oszczędź swoich pięknych oczu i nie płacz przez tego głupka. - powiedział z przejęciem i szybko do mnie podszedł, podając mi dłoń.

- Och, czyli już wszyscy wiedzą... - mruknęłam, podając chłopakowi rękę. Z trudem podniosłam się i poczułam jak moje nogi ugięły się, przez co niemalże upadłam na ziemię. Zachwiałam się, jednak brunet zwinnie jak na gracza quidditcha przystało złapał mnie pewnie i wręcz przycisnął do siebie. Powoli prowadził mnie przez korytarz, aż dotarliśmy do jednej z łazienek Ślizgonów. 

- Przemyj twarz, ochłoń trochę. Pójdę po coś do picia. - chłopak odprowadził mnie do jednej z umywalek i puścił z niej orzeźwiający strumień lodowatej wody, po czym odszedł zamykając za sobą starannie drzwi. Wrócił po kilku minutach z szklanką wody w jednej ręce, w drugiej zaś trzymał drinka. Bez zawahania wybrałam alkohol i kilkoma nerwowymi haustami opróżniłam zawartość szklanki, przy okazji zalewając sobie trunkiem sukienkę.

- Ooo... och. - chłopak nieco zdziwiony zaśmiał się pod nosem. - Czyli mi pozostaje woda?

- Prawdę mówiąc, napiłabym się jeszcze trochę. Wiesz, tak... żeby zapomnieć. - odparłam, rozcierając wilgotną skroń.

- Zapomnieć... - szepnął Adrian, wbijając swoje spojrzenie we mnie. Wpatrywał się we mnie bardzo intensywnie, jednak nie poczułam nic szczególnego, poza chęcią wypicia kolejnej porcji alkoholu. 

- Tak. Zapomnieć, odlecieć stąd, odejść, zniknąć. Rozpłynąć się i znaleźć się w innym świecie. O tak, w innym świecie. 

- Zatem zapraszam cię w podróż. Do innego świata. - powiedział cicho i zbliżył się do mnie na tyle, że czułam jego ciepły oddech na mojej twarzy. Dłonią uniósł delikatnie mój podbródek i nasze usta złączyły się w pocałunku. Adrian dobrze całował i zdawał się być zupełnie świadomy tego, co robi. Jego ręce pewnie wędrowały po moim ciele, zatrzymując się na moich włosach albo pośladkach. Po chwili jego usta zaczęły zbaczać z moich, w kierunku szyi i dekoltu, na których zostawił kilka malinek.

- To po kolejce jeszcze? - zaśmiał się w moje włosy, odgarniając je na jedną stronę.

- Po kolejce. Może nawet dwóch? - dodałam flirciarsko, opierając moje dłonie o jego kark. Brunet chwycił mnie w talii i udaliśmy się w kierunku pokoju wspólnego. Pragnęłam wymazać kłujące moje serce wspomnienia tej nocy.

Pamiętam, że Ogniste Whisky polało się strumieniami. Piliśmy do późna. Pamiętam też uwłaczający, duszący po jakimś czasie zapach perfum Puceya, który stale był bardzo blisko mnie. Niewyraźnie pamiętam smak jego ust czy uczucie, jakie wywoływał we mnie jego dotyk. Nie pamiętam zaś zupełnie tego, co działo się później.

Obudził mnie potworny ból głowy. Przetarłam oczy i rozejrzałam się. Leżałam w czyimś łóżku. Gdy zrozumiałam, z kim leżę, zemdliło mnie nieco - tuż obok mnie smacznie spał Adrian. Zupełnie goły. Poczułam zimny powiew powietrza i dostrzegłam, że ja również jestem całkowicie naga. W przerażeniu przetrzepałam pościel i koce w poszukiwaniu moich ubrań. Szybko ubrałam je, a na plecy zarzuciłam dużo za dużą na mnie koszulę bruneta. W panice opuściłam pokój, upewniając się, że nikt mnie nie widział. Musiała być pora śniadania, bo pokój wspólny Ślizgonów świecił pustkami. Biegiem udałam się do mojej sypialni i ignorując przerażone spojrzenia Katherine i Samanthy, chwyciłam pierwszą lepszą sukienkę jaką wygrzebałam z mojej przepastnej komody i udałam się do łazienki. W ciągu kwadransa zdążyłam się umyć, przebrać, uczesać i lekko pomalować, co stanowiło dla mnie chyba życiowy rekord. Rzuciłam wszystkie niepotrzebne mi rzeczy niechlujnie na łóżko i ruszyłam czym prędzej w kierunku Wielkiej Sali, kilkukrotnie przyglądając się mojemu odbiciu w oknach. Nawet nie chciałam roztrząsać tego, co mogło się wydarzyć zeszłego wieczora. Poranek stanowił dla mnie wstrząs, jednak nie mogłam po sobie pokazać ani krzty smutku. Moje przygnębienie byłoby wisienką na torcie chociażby dla Parkinson, a danie jej satysfakcji to ostatnia rzecz na jaką bym była w stanie sobie pozwolić. Na Wielkiej Sali wszyscy pochłonięci byli spożywaniem śniadania, a pół stołu Ślizgonów próbowało ratować swoje skacowane organizmy pijąc ogromne ilośći wody. Tylko Malfoy z Parkinson nie jedli. A raczej jedli, ale siebie nawzajem wzrokiem. Pansy siedziała zarumieniona kiwając głową, a Draco wypowiadał jakąś litanię, uśmiechając się tępo. Blaise co jakiś czas tylko patrzył na nich, kręcąc z niedowierzania głową. Gdy mnie zauważył, wytrzeszczył oczy i pomachał ręką w geście sugerującym abym szybko podeszła. Przełknęłam ślinę i po chwili zawahania ruszyłam w kierunku Zabiniego, widocznie obrzydzonego widokiem zakochanej parki naprzeciwko niego.

- Cześć, smacznego. - powiedziałam z sztucznym entuzjazmem, uśmiechając się w stronę Dracona i Pansy. Rozsiadłam się obok Blaise'a, łypiąc okiem na stadko dziewczyn które ewidentnie obgadywało nas, a konkretniej Malfoya aktualnie wtykającego język w gardło Parkinson. - Słodko razem wyglądacie! - dorzuciłam, i sięgając po winogrono "przypadkiem" wylałam na Pansy gorącą herbatę.

- COŚ TY ZROBIŁA! - krzyknęła dziewczyna, odskakując od stołu jak poparzona. Dosłownie poparzona.

- Wybacz! - odparłam, niestarannie udając przerażenie. Niestety śmiech przebijał się przez moje usta i po chwili, bez skrupułów nim wybuchłam. Zabini zdziwiony przyglądał się całej sytuacji, a Malfoy rzucał jakieś zaklęcie osuszające zalaną spódniczkę dziewczyny.

- Czy ty jesteś normalna? Mogłaś ją poważnie poparzyć wariatko! - syknął nagle Dracon, marszcząc groźnie brwi. Chciałam już mu odpowiedzieć, ale przerwał mi czyjś głos zza pleców.

- Och, jak trzeba to potrafi być wariatką. Świetną. - powiedział Adrian, uśmiechając się łobuzersko i wyciągnął swoją dłoń w moim kierunku. Szybko pominęłam w myślach fakt, że komentarz chłopaka byłby w normalnych warunkach dla mnie co najmniej żenujący i ujęłam jego dłoń. Z gracją wstałam od stołu, a Pucey ucałował szarmancko moją rękę, po czym lekko mnie do siebie przyciągnął i pocałowaliśmy się namiętnie, aż przesadnie namiętnie. Czułam się jak w jakimś tandetnym teatrzyku, jednak nie mogłam porzucić mojej roli. - Jak ci się spało? - dorzucił brunet, przeczesując palcami swoje jeszcze wilgotne po ich umyciu włosy.

- Nie wydaje mi się, że długo spaliśmy przez tą noc, o ile nie w ogóle. - odpowiedziałam z uśmiechem, kątem oka obserwując reakcję Malfoya. Był jednak zbyt pochłonięty pustym komplementowaniem Parkinson, aby w ogóle usłyszeć moją rozmowę z Adrianem. 

possessed with love - Draco Malfoy fanfiction PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz