rozdział 20

316 13 2
                                    

- Naprawdę, przysięgam, popłaczę się. POPŁACZĘ! NIE MAM CO UBRAĆ! - piskliwy wrzask Katherine wybudził mnie o punktualnie ósmej rano z kojącego mój wykończony organizm snu. Minęło już kilka dni od traumatycznego wydarzenia z Malfoyem w roli głównej, a ja nadal nie czułam się w pełni sił. Na szczęście, przez zbliżające się święta, Dumbledore wspaniałomyślnie okazał nieco łaski i ostatni piątek semestru okazał się dniem wolnym od zajęć lekcyjnych. Dzięki temu liczyłam na fantastyczną możliwość wylegiwania się w łóżku do południa. Niestety, moje współlokatorki nie pozwoliły mi na to.

- O co chodzi? - mruknęłam zaspana, przecierając oczy. Pomimo mroźnej pogody, słońce świeciło jak rzadko kiedy i oślepiło mnie na moment.

- Och, ty jak zwykle nie wiesz! - krzyknęła Katherine, drażniąc moje bębenki w uszach. Wzięła głęboki oddech, po czym drżącym głosem dodała - Adrian...

- Adrian... - stęknęła Samantha, co zdawało się być co najmniej nienaturalne. Na ogół była bardzo zdystansowaną dziewczyną i nie wtórowała szaleństwom swojej przyjaciółki. - Adrian Pucey...

- No i co z nim? - zniecierpliwiona wstałam z łóżka i zaczęłam wybierać ubrania, które chciałam dziś założyć.

- Adrian Pucey ma dziś, DZIŚ urodziny i robi... robi imprezę... Dla wybranych, znajomych... Tam będzie cała drużyna quidditcha, MUSIMY TAM SIĘ DOSTAĆ... To największe towarzyskie wydarzenie chyba całego semestru... Tylko sobie wyobraź... Och, nie, nie, nie, NIE MOGĘ! - Katherine wymachiwała rękoma na wszystkie strony i miała widoczny problem z tym, aby w ogóle się wysłowić. Ewidentnie wizja tańczenia z bardzo przystojnymi graczami drużyny Ślizgonów zapierała dech w jej piersi. 

Nagle drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem i stanął w nich Dracon, opierając się z gracją o framugę. Uśmiechnął się do mnie szarmancko, jednak na widok siedzących na łóżkach obok mnie Katherine i Samanthy nieco zmarkotniał.

- Na co się gapicie? - syknął do obu zdziwionych dziewczyn, które aż zarumieniły się na sam widok chłopaka. - Dzień dobry, kochanie. - dodał łobuzersko, w ciągu sekundy powracając do radosnego wyrazu twarzy.

- Hę? - jęknęłam. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale Malfoy podszedł do mnie szybko i złożył na moich ustach soczystego buziaka, chwytając mnie mocno za pośladek. Stanęłam z rozłożonymi rękoma, w jednej dłoni trzymając czarny, koronkowy stanik, a w drugiej pastę do zębów. Zmrużyłam oczy i już otwierałam usta, aby cokolwiek powiedzieć, jednak blondyn przerwał mi od razu. 

- Ładny. To dla mnie go ubierasz? I tak szybko zdejmiesz. - powiedział jakby z łaską patrząc na bieliznę w mojej dłoni i pokręcił tylko głową, szczerząc się.

- Jeśli nie chcesz zostać na nim powieszony w jakimś ciemnym, zapyziałym, śmierdzącym pleśnią zaułku tej szkoły, to zejdź mi lepiej z drogi, Malfoy. Mam dziś zamiar w spokoju...

- Och, takie rzeczy też lubię. Możesz mnie dusić... o, a potem ja ciebie... Auć, Draco, przeeestaaań... Ooooch... - jęknął blondyn, po czym uśmiechnął się szeroko i objął mnie mocno w talii. Samantha i Katherine po tym, co w tamtym momencie usłyszały i zobaczyły, nigdy nie patrzyły na mnie tak samo.

- Co w ciebie wstąpiło? - wymamrotałam niewyraźnie, bo wreszcie dotarło do mnie, że nie jesteśmy sami.

- Dobry humor, jeśli tak można powiedzieć. Ubieraj się, idziemy na śniadanie, a potem załatwimy parę spraw... - chłopak przerwał, aby zaznaczyć dramatyczną pauzę. - ...przed urodzinami Adriana. Adriana PUCEYA. - Odniosłam wrażenie, że specjalnie zaznaczył, że ma zamiar się ze mną pojawić na imprezie urodzinowej Puceya, aby rozdrażnić moje współlokatorki. Oczywiście udało mu się, a obie dziewczyny chórem jęknęły z zachwytu i zakryły usta, patrząc na siebie z wytrzeszczonymi oczyma.

- A nie wpadłeś na to, że nie mam ocho...

- Czekam w salonie, masz 5 minut. Jak nie przyjdziesz, to inaczej porozmawiamy. - mruknął, chwyciwszy mnie delikatnie za szczękę. Uniósł moją brodę do góry patrząc mi prosto w oczy, a nasze usta dzielił dosłownie centymetr. Mimo tego, nie pocałował mnie i odwrócił się na pięcie. Wyszedł z pokoju, zatrzaskując głośno drzwi.

- SŁUCHAM?! - syknęła nadal zszokowana Katherine. W odpowiedzi tylko łypnęłam na nią  znacząco, po czym wzięłam swoje ubrania oraz kosmetyki i ruszyłam żwawo do łazienek.


- To o co chodzi? Co dziś robimy? - spytałam, popijając czarną kawą ostatni kęs placka dyniowego.

- Trzeba dobrze wypaść na dzisiejszej imprezie. No i się... zaopatrzyć. - podejrzany uśmieszek Malfoya nie znikał z jego twarzy. - Choć, musimy pójść do Hogsmeade. Musze się tam spotkać... z kimś.

- Przecież nie wolno już tam chodzić, od czasu...

- Wiem. Cóż, mi wolno. Tobie w moim towarzystwie też. - przerwał mi beznamiętnie chłopak, odgarniając niesforne pasmo swoich platynowych włosów, które za wszelką cenę nie chciało się ułożyć. To widocznie denerwowało Malfoya, który stale, bez pożądanego skutku próbował je wygładzić.

- Ale po co do Hogsmeade? - odparłam, nie kryjąc swojego zaniepokojenia ograniczoną ilością informacji dotyczących planu na dzisiejszy dzień.

- Niespodzianka. Chodź, musimy już wychodzić. Snape czeka.

- Snape?! - krzyknęłam, a pół stołu Ślizgonów popatrzyło w naszym kierunku podejrzliwie.

- Może trochę ciszej, co? Idziemy.

Ruszyliśmy w stronę błoni i przy żwirowej ścieżce dostrzegliśmy zakapturzoną, przygarbioną postać Snape'a. Przyspieszyliśmy kroku i rozejrzeliśmy uważnie, aby się upewnić, że nikt nas nie obserwuje.

- Punkt szesnasta widzę was tu z powrotem. Punkt. - warknął Nietoperz spod swojego ogromnego kaptura. Kiwnęliśmy głowami i Snape mruknął jakąś formułę zaklęcia, dzięki któremu mogliśmy wyjść poza teren szkoły. Odeszłam parę kroków, jednak Draco pozostał z nauczycielem, który chwycił mocno blondyna za przedramię.

- Wszystko idzie zgodnie z planem? 

- Nie uważa profesor, że to nie jest odpowiedni moment na taką rozmowę? - warknął Malfoy, krzywiąc się. Snape puścił go i spojrzał na nas spode łba, po czym ruszył w kierunku szkoły, a jego wielka, czarna peleryna rozwiała się na boki, jak na Nietoperza przystało.

Ruszyliśmy alejką, a promienie słońca przebijały się przez ażur gęstych gałęzi dębów i jesionów, których pasmo zdawało się rozciągać w nieskończoność. Po napotkaniu Snape'a Draco nieco spochmurniał i nic nie mówił. Gdy dotarliśmy już do wioski, przerwałam ciszę.

- Co teraz?

- Ach... - mruknął Draco, a na jego zaczerwienionych od przeszywającego mrozu ustach pojawił się cień uśmiechu. - Stój. Zamknij oczy.

- Potter cię też w głowę trafił Sectumsemprą i coś uszkodził? Nie ma mowy. - parsknęłam ironicznym śmiechem, na co chłopak również zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.

- Zaufaj mi. Podaj mi rękę i zamknij oczy, i chodź ze mną. 

Łypnęłam na Malfoya podejrzliwie, jednak po momencie namysłu podałam mu swoją dłoń i zmrużyłam powieki. Nie puszczając mojej ręki, poprowadził mnie. Skręciliśmy w jedną z bocznych uliczek Hogsmeade i po kilku stopniach weszliśmy do jakiegoś lokalu. Na prośbę blondyna otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Dokładnie naprzeciwko mnie stała ogromna, mahoniowa lada z blatem z gładko oszlifowanego granitu. Nad nią dryfowała w powietrzu drewniana tablica z ozdobnie wyżłobionym napisem: "Ballantaine's: suknie i sukienki na każdą okazję".  Wszędzie w zasięgu mojego wzroku były porozstawiane manekiny, subtelnie poruszające rękoma i lekko obracające się. Na nie ubrane były najróżniejsze kreacje. Od szkolnych, plisowanych spódnic, przez długie, tiulowe, suknie balowe, aż po kuse sukienki mini. Spojrzałam na Malfoya zdziwiona, na co on donośnie chrząknął i zza lady wyskoczył drobny, przygarbiony mężczyzna, mamrocząc coś do siebie.


possessed with love - Draco Malfoy fanfiction PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz