rozdział 15

329 16 4
                                    

Sz. P. Madeleine van der Coghen,

w związku z obchodzeniem tysięcznej rocznicy założenia domu Slytherin w naszej szkole, pragnę w imieniu całego ciała pedagogicznego serdecznie zaprosić na Bal Tysiąclecia, który będzie miał miejsce w piątek, 30 listopada o godzinie ósmej wieczorem w Wielkiej Sali. Proszę stawić się punktualnie wraz z partnerem, w odpowiednim stroju - obowiązuje balowy dress-code.

Z poważaniem,

prof. Albus Dumbledore

Wcisnęłam zaproszenie niedbale do torebki i zgrabnie wstałam, poprawiając sukienkę.

- No to niezły bal. - parsknęłam do Blaise'a przewracając oczami. - Nawet nie mam co założyć.

- We wszystkim ci ładnie. - odpowiedział z uśmiechem Blaise, leniwie przeciągając się na kanapie.

Musiałam przyznać, że Zabini był niebywale przystojny. Twarz o perfekcyjnych proporcjach, ostre jak brzytwa kości policzkowe, ciemnobrązowe, nieco skośne oczy w których można się wręcz zatopić. Na dodatek idealnie gładka skóra w kolorze hebanu, pokaźny wzrost i wysportowane, umięśnione ciało. Oprócz tego, pomimo nieco trudnego charakteru, dla swoich najbliższych przyjaciół był bardzo serdeczny i dobry. Stanowił ideał chłopaka. Zabini odznaczał się też ponadprzeciętną inteligencją, przenikliwością i jeśli istniała taka potrzeba - potrafił być bardzo szarmancki i zdobyć to, czego chciał. Był swoistym 'kosmopolitą', który bez zbędnego skrycia z pewnością wykorzystywał umiejętnie swoje wdzięki i flirtował z wieloma dziewczynami, może nawet kilkoma na raz. Czy byłam jego kolejnym, namierzonym celem? Zmieszana natłokiem myśli ruszyłam w kierunku pokoju.

- Pójdziesz ze mną na ten jakże wspaniaaały bal? - krzyknął za mną Blaise. W odpowiedzi rzuciłam tylko przez ramię:

- Zastanowię się!

Tydzień minął nieubłagalnie szybko. Skupiona na nauce, spędziłam go więc głównie na odcinaniu się od wszystkich i wszystkiego, co przywodziło mi na myśl Malfoya, nawet od Blaise'a, który jednak w pełni rozumiał i respektował moją decyzję. Musiałam zapanować nad moimi emocjami i nieco uodpornić się na ich nagłe zawirowania, dopóki nie nadszedł czas przygotowywania się do wyczekiwanego głównie przez wszystkie dziewczęta balu.

Wzięłam szybki, zimny prysznic, a następnie upięłam włosy w niski kok. Sięgnęłam do mojej przepastnej komody i wygrzebałam z niej starannie ułożoną suknię. Na szczęście udało mi się złożyć zamówienie u Madame Malkin na czas i Romantic dostarczył je dzień przed balem. Ubrałam suknię i przyjrzałam się sobie uważnie w lustrze. Była skrojona idealnie. Jej górę stanowił butelkowo zielony, jedwabny gorset bez rękawów, podkreślający moją talię i biust. Dół złożony był z bardzo wielu, jakby puszystych warstw błyszczącego muślinu nakładających się na siebie, w tym samym kolorze co góra sukni. Zarzuciłam na ramiona szal z niezwykle delikatnego, srebrnego tiulu, który cały był naszpikowany drobinkami brokatu, mieniąc się jasnym blaskiem w świetle świec rozstawionych po całym pokoju. Wyprostowałam się i rzuciłam okiem na całokształt mojej kreacji jeszcze raz, dostrzegając, że czegoś wciąż brakuje. Nagle, coś zastukało w okno. Zobaczyłam tam Romantica, pohukującego wesoło. W swoich wielkich szponach trzymał jakieś średniej wielkości, ciemne, drewniane pudełko. Pomknęłam w kierunku sowy i otworzyłam okiennicę, po czym odebrałam przesyłkę i pogłaskałam Romantica na pożegnanie. Otworzyłam szkatułę bez wahania i pierwszym co dostrzegłam był mały kawałek pergaminu. Sięgnęłam po niego i przeczytałam treść zapisku znajdującego się w liściku.

Znaczysz dla mnie więcej, niż ci się wydaje.

Westchnęłam głośno. Zapewne to od Blaise'a. Ma gest, a jako, że jestem jego partnerką na nieczęsto zdarzającym się balu, to z pewnością mu zależało, abym dobrze wyglądała. Podejrzewałam, że to może być jakaś skromna biżuteria, na przykład cienki, srebrny łańcuszek czy delikatna, wysadzana drobnymi kryształkami bransoletka. Wiedziałam w końcu, że chłopak jest z niewątpliwie bogatej rodziny i mógłby sobie pozwolić na taką kosztowność. Jakież było moje zdziwienie, gdy rozsunęłam kawałek czarnej satyny osłaniający właściwy podarek. Zaniemówiłam z wrażenia i wstrzymałam oddech. Moim oczom ukazała się kolia. Kolia tak piękna, że nie byłam w stanie jej przyrównać do żadnego innego naszyjnika, jaki kiedykolwiek mogłam zobaczyć. Od razu przymierzyłam ją. Wyglądała jak mały wąż, który owija się subtelnie dookoła mojej bladej szyi. Głowa ów węża spoczywała na moim lewym obojczyku, a jego oczy wyglądały jak prawdziwe, patrząc wyniośle w dal. Całe jego "ciało" było wysadzane naprzemiennie ciemnozielonymi szmaragdami lub drobnymi diamencikami. Kolia ta przywodziła mi na myśl moją jedyną pamiątkę po ojcu, pierścień. Wyglądała, jakby była stworzona do kompletu. Sięgnęłam więc ponownie do komody i wyjęłam z niej starannie schowaną pod warstwą ubrań szkatułę z nim i wsunęłam go na palec. Jak to miałam w zwyczaju, posmarowałam usta krwistoczerwoną szminką. Założyłam szybko srebrne szpilki i w pośpiechu opuściłam pokój, udając się na Wielką Salę. Schodząc po schodach, zauważyłam, że na ich samym dole stali w ciszy Zabini i Draco, rozglądający się dookoła. Blondyn jako pierwszy mnie dostrzegł i zawiesił swój chłodny wzrok na moim ciele. Po chwili Blaise również zwrócił swoją uwagę na mnie i otworzył szeroko oczy, po czym uśmiechnął się łobuzersko.

- Witam piękną panią... - mruknął do mnie Blaise, widocznie oszołomiony tym, jak wyglądam i położył swoją rękę na mojej talii.

- Witam pięknego pana! - powiedziałam cicho, pocałowałam chłopaka delikatnie w policzek i poprawiłam klapę jego uszytego na miarę smokingu. Udawałam, że Malfoya w ogóle obok nas nie ma, co z pewnością go rozdrażniło, lecz nie chciał tego po sobie pokazać i z trudem się powstrzymywał.

- Wyglądasz olśniewająco, naprawdę. Naszyjnik też pamiątkowy, po ojcu? Wygląda jakby stanowił idealnie dobrany komplet z pierścieniem. Jest wspaniały.

- Doprawdy, prześmieszne Blaise! - zaśmiałam się nieco zmieszana.

- Co cię tak bawi? - odpowiedział Blaise, równie zdziwiony.

- Przecież to od ciebie ten naszyjnik, myślałeś, że się nie domyślę? Nie tym razem!

- Madeleine, ja nie wiem o czym ty mówisz. - odparł Blaise śmiertelnie poważnym tonem. Dracon zaśmiał się pod nosem i uniósł triumfalnie brodę, nie odrywając oczu od mojego dekoltu. To ten kretyn, to on mi kupił ten głupi naszyjnik. Jak ja mogłam na to nie wpaść! Miałam ochotę go z siebie zerwać i rzucić nim z impetem prosto w twarz blondyna. Mimo tego, musiałam się powstrzymać od reakcji, aby nie zwracać na siebie przesadnie uwagi, którą i tak już przyciągałam, i nie zasmucić Zabiniego tym, że Malfoy sprawia mi jakiekolwiek, nawet absolutnie nieoczekiwane prezenty.

- Och, zatem to pewnie od... mojej babci. Ona lubi mi sprawiać takie prezenty. - odparłam, kiwając głową nerwowo. Malfoya bardzo rozbawiła moja odpowiedź. Sprawiało mu radość, jak wiłam się w swoim kłamstwie. Cieszył się całym swoim podłym sercem, że pomimo kategorycznego konfliktu między nami, nadal mnie uważa za swoją zdobycz. W mgnieniu oka dołączyła do nas uśmiechnięta Pansy, z włosami zakręconymi w misterne loki. Miała ubraną nieco dziwną, jaskrawo pomarańczową suknię z satyny na ramiączkach, przeszywaną złotą nicią układającą się w wzór wielkiego smoka. Złapała Dracona za rękę, jednak on nawet na nią nie spojrzał.

- Madeleine, możemy porozmawiać? Na osobności. - powiedział dość cicho, ciągle podejrzanie uśmiechnięty w swój krzywy, sarkastyczny sposób. Blaise spojrzał na mnie pytająco, jednak ja skinęłam porozumiewawczo głowa i bez słowa odeszłam wraz z Malfoyem w poszukiwaniu jakiejś wolnej, otwartej klasy w której będziemy mogli spokojnie porozmawiać.

possessed with love - Draco Malfoy fanfiction PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz