rozdział 10

414 12 6
                                    


- Co to za pierścień? - zapytał Malfoy i zmarszczył jasne brwi wskazując na moją dłoń. 

- Pamiątka rodzinna. Nie wiem właściwie do kogo należał, bo nie wiem kim jest mój ojciec. - odparłam z nutą zaciekawienia w głosie. Draco zdawał się być niezwykle przejęty tym małym przedmiotem i lustrował go wzrokiem. Zmarszczył brwi jeszcze bardziej, wstał z krzesła i pochylił się nad stolikiem opierając na nim ręce. Patrzył dalej na moje palce, więc schowałam dłoń pod stół i popatrzyłam w mu w oczy. Stał nachylony praktycznie nade mną i jego wzrok jak zwykle rozrywał mnie od środka.

- Chodźmy już. Jest ciemno. Możemy się jeszcze gdzieś przespacerować. - powiedział Dracon i powoli wyprostował się.

Oboje wstaliśmy bez słowa, a Draco pomógł mi założyć futro. Sam zarzucił płaszcz i podał mi swoją rękę, na której palcach serdecznym i wskazującym miał ubrane dwa srebrne pierścienie. Podałam mu swoją dłoń i poprzez serię szarpnięć wydostaliśmy się z bańki na brzeg jeziora, na którego samym dnie jeszcze przed chwilą beztrosko przebywaliśmy. Blondyn wziął głęboki wdech świeżym powietrzem, po czym zaczął nerwowo przegrzebywać swoje kieszenie. W końcu wyjął z jednej z nich nieduży kartonik i podał mi go.

- Częstuj się. - powiedział z powagą i czekał, aż wyjmę z niego papierosa.

- A co, jeśli nie palę? - zapytałam badawczo. Skąd miał pewność, że w ogóle wiem jak działają papierosy, czym jest tytoń. To mugolski wynalazek, który w świecie magii nie jest szczególnie popularny.

- Palisz. 

- Aż tak to ode mnie czuć? - odparłam i zaśmiałam się pod nosem, wyciągając zawartość paczki.

Dracon powoli zbliżył się do mnie tak, że dzieliły nas dosłownie pojedyncze centymetry.

- Czuć tylko z bliska. - powiedział cichym, niskim głosem i dyskretnym machnięciem różdżki odpalił mojego papierosa. W normalnych warunkach, z innym przedstawicielem płci brzydkiej, uznałabym, że to stosunkowo niekomfortowa sytuacja. Tak blisko siebie, sam na sam. Pomimo tego, Malfoy roztaczał aurę, która sprawiała, że zasadniczo nie mogłam za dużo myśleć. Mój organizm przestawał współpracować z moim logicznie myślącym mózgiem i dawałam się ponieść emocjom szargającym mną. - Lubię ten zapach.

Zaciągnęłam się dymem który lekko załaskotał moje gardło, po czym wydmuchałam go prosto w twarz chłopaka. Uśmiechnął się w swój delikatny, charakterystyczny sposób i gestem zasugerował, abym wzięła go pod rękę. Ruszyliśmy spacerowym krokiem w kierunku zamku. Spaliliśmy jeszcze po jednym papierosie nim dotarliśmy na dziedziniec. Rzuciliśmy niedopałki gdzieś w dal, i po cichu wślizgnęliśmy się do szkoły. Na nasze szczęście Filch został uprzedzony przez Snape'a o naszym wypadzie i późnym powrocie, więc Dracon jedynie nieprzyjemnie łypnął na niego okiem, a starzec skrzywił się w odpowiedzi. Jednak jego kotka, pani Norris, nie stąd ni z owąd rzuciła się za blondynem i złapała go ostrymi pazurami za koniec płaszcza. Chłopak nieźle się wystraszył, ale nie chciał sprawić wrażenia słabego, więc zamachnął się mocno trzymając okrycie, dzięki czemu kotka odpuściła i zniknęła gdzieś za rogiem szkolnego korytarza. Wróciliśmy w dobrych humorach, śmiejąc się z całej sytuacji. Gdy weszliśmy do dormitorium Ślizgonów, to pierwszym co ujrzeliśmy był Blaise i Pansy rozmawiający cicho, ogrzewając się przy kominku. Gdy Zabini tylko nas dostrzegł, wytrzeszczył oczy i zaczął rechotać z niedowierzania, zaś Parkinson stała jakby była spetryfikowana. Widok Malfoya u boku kobiety innej niż jego matka lub ona, uśmiechniętego i mało tego, trzymającego ową kobietę pod rękę, musiał być niezwykle rzadki, o ile nie w ogóle niespotykany.

- No proszę proszę, widzę, że świetnie się bawiliście! - powiedział śmiejąc się Blaise i puścił do mnie oko. - No i jak, nie zabił cię jednak?

- Jak widać, jeszcze się trzymam! - odpowiedziałam uśmiechnięta i spojrzałam na Dracona, który przewrócił oczami i pokręcił głową. Był ewidentnie zirytowany wypowiedzią Zabiniego.

Ku naszemu zdziwieniu, nagle odezwała się Pansy, która chyba już wróciła do żywych.

- Dracon, musimy porozmawiać, na osobności. Teraz. - powiedziała ledwo słyszalnym, cichym głosem. Zbliżyła się powoli do blondyna, a na jej twarzy malowało się połączenie furii, szoku i smutku. Cała się trzęsła.

- Nie teraz. - powiedział chłopak spokojnie, lecz z nutką pogardy i popatrzył na dziewczynę z góry. - Mam ciekawsze rzeczy do roboty, Parkinson.

- Nie musisz być dla Pansy taki nie... - wtrąciłam się, jednak Malfoy przerwał mi stanowczym głosem oznajmiając:

- Odprowadzę cię do pokoju.

Poczułam się zdezorientowana, jednak zgodziłam się. Nagle, wszyscy zwróciliśmy się w stronę Pansy, która zaczęła głośno szlochać. Nie, żeby mi jej było szkoda, ale podejrzewam, że złamane serce nie jest przyjemnym uczuciem, szczególnie przez osobę, do której jest się tak przywiązanym. 

- Nie maż się. Blaise, zajmij się nią. - Dracon bez najmniejszej oznaki empatii ani litości nad nieszczęsna dziewczyną machnął ręką i kazał Blaise'owi się nią zaopiekować, lecz Pansy wybiegła z dormitorium ocierając rękawem szaty łzy. W odpowiedzi na jej zachowanie blondyn wzruszył ramionami, zaś Zabini tylko pokręcił głową i udał się w kierunku pokojów chłopców.

Gdy wróciłam do pokoju, nie ominął mnie szereg pytań ze strony współokatorek, na które odpowiadałam niezwykle skąpo. Nie miałam ochoty dzielić się moimi przeżyciami. Draco zaś udał się do swojego pokoju, gdzie czekał na niego już Blaise, Crabbe i Goyle. 


- No i jak z tą laską, przelizaliście się chociaż? - zapytał Blaise i zaczął sam siebie obmacywać i udawać, że kogoś niezwykle namiętnie całuje. Crabbe i Goyle wybuchli głośnym, tępym śmiechem, ale gdy Draco tylko na nich spojrzał spode łba, to oboje automatycznie zamilkli. Jedynie Blaise nie przestawał się śmiać na cały głos.

- A co cię to tak interesuje, Blaise? - wycedził blondyn krzywiąc się. 

- No wiesz, bardzo spoko laska, ja bym na twoim miejscu bym ją tak... - rozmarzył się Blaise, jednak przerwał gdy dostrzegł z jaką furią patrzy na niego Draco.

- No co, co byś z nią zrobił? - powiedział z przerażającym spokojem Malfoy.

- No wiesz, całkiem kształtna, ładna buźka, ogólnie mój typ, tak bym powiedział... - zaczął mówić zaniepokojony wyrazem twarzy swojego rozmówcy Blaise. - Z resztą, no, nieważne, dobrze, że się jej podobało. Dobrze razem wyglądacie, co nie? - powiedział z pogardliwym uśmieszkiem Blaise i łypnął okiem w stronę Crabbe'a i Goyle'a, którzy przytaknęli przełykając równocześnie głośno ślinę z strachem wymalowanym na twarzach. 

- Lepiej ją zostaw. - warknął Dracon krzywiąc się jeszcze bardziej. Atmosfera w pokoju zagęściła się. Jasnowłosy chwycił swoją różdżkę w agresywny sposób - widać było, że bardzo mocno ją trzyma, bo jego dłoń przybrała praktycznie biały kolor, a na skórze pojawiły się nabrzmiałe krwią żyły. Obrócił się na pięcie i szybko wyszedł z pokoju trzaskając głośno drzwiami, które już ledwo trzymały się w zawiasach.

- Bo niby co? - ryknął prześmiewczo Blaise do drzwi za którymi przed chwilą zniknął Malfoy.

- Konfringo! 

Blaise i chłopcy pozostali w pokoju usłyszeli tylko niesamowity huk, a następnie ciche kroki i odpowiedź Dracona:

- Nie chcesz się przekonywać. - szepnął do ucha Blaise'a leżącego w szoku na ziemi, pochylając się nad nim.

- Jesteś nienormalny, kretynie! - syknął Zabini.

- Kto wie. - odparł Malfoy z krzywym, aroganckim uśmieszkiem na twarzy.

possessed with love - Draco Malfoy fanfiction PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz