~Alex
Znowu płynęliśmy statkiem. Wciąż podążaliśmy na wschód, a mimo to nie było widać wschodu słońca. Wszystko okalała mgła. Trochę pocieszające, że nie zielona, ale pewnie to się za chwilę zmieni, biorąc pod uwagę fakt, że kierowaliśmy się na Wyspę Mroku.
-Co nas tam właściwie czeka? - zapewne zielona mgła, Tarvosie.
-To czego się boimy. - nie pocieszyłeś mnie bracie.
-I przed czym chcemy uciec. - wiesz co, Kaspian? Zamilcz.
-Krócej mówiąc wcielenie zła. - odparłam zirytowana. - A teraz moglibyście się z łaski swojej, oboje zamknąć? Stresujecie mnie. - fuknęłam. Wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie, ale nic nie powiedzieli.
-Tarvos. - Drinian kiwnął na minotaura. - Czas otworzyć arsenał.
-Tak, Panie. - odparł i zaczął wydawać rozkazy. - Kusznicy, przygotować się! Zapalić latarnię!
-I my się szykujmy. - w ciszy podążyliśmy do kajut, by za propozycją szatyna, przygotować się.
Z Łucją ubierałyśmy się w kajucie, w której ona spała razem z Geal.
Nie przysłuchiwałam się rozmowie dziewczyn. Skupiłam się na właściwym ubraniu się. W sumie na walkę zawsze ubieram się tak samo. Jakaś koszula, na to kolczuga, karwasze i kamizelka. Do tego ciemne spodnie i wysokie, skórzane buty. Oraz, naturalnie, broń.
No i jestem gotowa do bitwy.
~Kaspian
-Gdyby się nam nie udało. - odezwałem się do zakładającego zbroje Edmunda. - Cokolwiek ma się udać. Chce żebyś wiedział, że uważam cię za brata. - wyznałem mu szczerze.
-Ja ciebie też. - no i się wzruszyłem.
Żeby zatuszować łzy w oczach podszedłem do chłopaka, by pomóc mu w zapięciu zbroi.
-Oddałeś swój miecz. - zmieniłem temat, wpadając na pewien pomysł.
-Nienależał do mnie. - po odpowiedzi bruneta podszedłem po miecz Piotra i wystawiłem go w kierunku Edmunda.
-Weź ten. - wyraźnie się zdziwił.
-Przecież... - oj Edek. Nie sprzeciwiaj mi się tu.
-Piotr na pewno, by ci go dał. - byłem pewny swoich słów. - Poza tym. - dodałem prześmiewczym tonem, kiedy ten już wziął oręż. - Mam lepszy miecz.
Pod zdumionym spojrzeniem bruneta, wziąłem do ręki ostrze z rubinem na głowicy.
Edmund najpierw cicho prychnął pod nosem, po to by zacząć szaleńczo chichotać. Po chwili dołączyłem do niego.
Nie ma co. Zaraz może być nasz koniec, a my się śmiejemy jak konie.
~Alex
Kiedy wyszłam na pokład to na pewno nie spodziewałam się zobaczyć miecz Piotra przy pasie Edmunda, a tym bardziej mojego miecza przypiętego do biodra Kaspiana.
Kiedy chłopaki na mnie spojrzeli to nagle zaczęli chichotać jak jakieś panienki.
Nie no super, że my wszyscy najprawdopodobniej zaraz zginiemy, a ci się śmieją. To już jest uraz psychiczny czy dopiero tik nerwowy?
Kiedy po pewnym czasie obaj się uspokoili, a na pokład wyszli już wszyscy to Kaspian wszedł na podwyższenie na dziobie statku, już z poważną miną, by zacząć przemówienie.
-Jakkolwiek skończy się nasz rejs. - zaczął. - Wszyscy tu obecni, zasłużyli na zaszczytne miano członka załogi "Wędrowca do świtu". - o, miło - Przebyliśmy daleką drogę. Razem pokonaliśmy przeciwności i razem możemy zwyciężyć raz jeszcze. Nie czas więc, podlegać fałszywym podszeptom strachu, bądźcie silni. Nie poddawajcie się. Od tego, zależy los nasz i naszych bliskich. Myślcie o rodakach, których mamy uratować. A także o Aslanie. Oraz o Narnii. - no nie powiem, nie. Nauczył się przemawiać. To trafiło aż do mojego serca.
CZYTASZ
Relentless ✔ Zakończone
FanfictionTrzecia część książek "The last one" i "Disobedient" *-------------* Alex i Kaspian wyruszają w podróż statkiem "Wędrowiec do świtu" po morzu wschodnim. Co ich tam czeka? Kogo spotkają na swojej drodze? W jakie jeszcze kłopoty się wpakują? I jakie...