IV.Blanka

140 13 0
                                    

O Boże, co ja zrobiłam - jęczę po raz kolejny, opierając czoło o przyciśnięte do piersi kolana.

Miłosz klepie mnie pocieszająco po stopie.

- Nie zadręczaj się - mówi, odchrząknąwszy. - Rozmawiałaś z nim po raz pierwszy od dziewięciu lat. Był twoją wielką miłością. Rozstaliście się w ciężkich warunkach. To logiczne, że trudno ci się było zdobyć na odwagę po tym, co powiedział ci parę godzin wcześniej.

- On jest moją wielką miłością - rzucam smętnie, przekręcając głowę, by spojrzeć na przyjaciela. - Mimo tych wszystkich lat, nadal nią jest. I powinnam mu powiedzieć, skoro sam tego zażądał. Jestem mu to winna.

- Owszem, powinnaś mu powiedzieć - przytakuje. - Ale będziesz miała jeszcze okazję.

- Jestem słaba - szepczę pokonana. - Nie miałam prawa wyjść z tamtego pokoju, nie dając mu odpowiedzi.

- Nie jesteś słaba - zaprzecza ostro, ściskając moją łydkę - i nie jesteś zerem, więc nie waż mi się tego mówić. Przypomnę ci, że dla ciebie to, co wydarzyło się dziewięć lat temu, było stokroć bardziej traumatyczne niż to, że twój wybranek został porzucony przed ołtarzem.

- On tak nie uważa.

- Bo nie wie, jaka jest prawda.  - Delikatnie gładzi moje włosy. - Przeżyłaś tragedię, z którą żaden człowiek nie chce się mierzyć. Całkiem zrozumiałe jest to, że nie potrafisz o tym mówić ot, tak po prostu. Nie próbowałaś wytłumaczyć mu tego wcześniej. Zjadły cię nerwy. Kotku, to nic.

- Nic? - Prycham. - Czekałam na to prawie dekadę, a gdy miałam sposobność, spieprzyłam. I to jest NIC?

- Będziesz miała jeszcze okazję - obiecuje po raz kolejny. - A poza tym zobacz, gdzie zaszłaś. Wyszłaś z problemów. Skończyłaś szkołę. Masz dobrze płatną pracę. Znalazłaś Kamila. Przyszłaś do niego z zamiarem wyjawienia prawdy. To wszystko wymagało siły i odwagi, Blanka. Niezwykle dużo. Powinnaś być dumna z siebie i z tego, co osiągnęłaś.

Pociągam nosem.

- Nie jestem.

- No cóż, jestem dumny za nas oboje. - Śmieje się lekko.

Podążam w jego ślady.

- Dlaczego nie mogę się w tobie zakochać? - pytam wprost.

- Przecież już mnie kochasz - zauważa z psotnym błyskiem w oku. - A poza tym, kotku, nie jesteś w moim typie.

- Czego mi brakuje? Czego nie jestem w stanie ci dać?

Przejeżdża wymownie ręką po swoim kroczu.

- Przykro mi, ale masz wybrzuszenia nie tam, gdzie trzeba.

- Pedał. - Kładę się na łóżku w pozycji embrionalnej.

- O tak, słońce, tym właśnie jestem. Uwielbiam mężczyzn.

Miłosza znam z pracy w pubie. Oboje pracowaliśmy za barem. Muszę przyznać, że jest naprawdę atrakcyjny i zawsze dostawał sowite napiwki. Na nieszczęście moje i innych kobiet, nie interesuje go płeć piękna, a koledzy z tej samej drużyny. Nie jest gejem z komedii, który chodzi w różowych, obcisłych leginsach. Przyznam szczerze, że gdybym nie znała jego orientacji seksualnej, stałabym pierwsza w kolejce po jego serce. Nie chodzi tylko o jego jasne, delikatnie kręcone włosy, zielone oczy i ciało atlety. W jego sposobie bycia zawsze było coś tak znajomego... tak w stylu Kamila. Od razu wiedziałam, że on jedyny mógłby mi pomóc z moim życiem i bałaganem, który w nim nastał. I nie pomyliłam się co do tego. Może nie grzejemy wspólnie pościeli, jednak Miłosz jest moim prywatnym spowiednikiem. Wie wszystko o mnie i mojej przeszłości. W tym każdy sekret dotyczący mnie i Kamila.

- Czy życie nie może być nieco prostsze? - To pytanie zadaję sobie każdego wieczora od paru lat.

- Gdyby było prostsze, byłoby również nudne - odpowiada, opierając wygodnie plecy o poduszki. Wyciąga przed siebie długie nogi i krzyżuje je w kostkach. - A tak szczerze, życie jest do bani. Ludzie boją się śmierci, chociaż ona nie jest taka straszna. Życie jest dziesięć razy gorsze niż te parę minut, w których bierzesz ostatnie wdechy.

Przyglądam się fałdom, które utworzyły się na jego błękitnej koszulce.

- Nie sądzę, by bali się śmierci - mówię po chwili ciszy. - Przynajmniej nie część z nich. To jest lęk przed nieznanym. Kiedy żyją, czują. Widzą. Dotykają. Kochają. Po śmierci... nie wiemy, co możemy. Nie wiemy nawet, czy nadal będziemy istnieć. A więc nie śmierć jest straszna, a to, co ma nadejść po niej.

W milczeniu trawi moje słowa. Zaczynam powoli przysypiać, jednak w pewnym momencie chłopak szturcha mnie i podaje telefon.

- Szef - mówi tylko, opadając z powrotem na poduszki.

Zerkam na wyświetlacz. Faktycznie, dzwoni mój szef.

- Halo? - odzywam się.

- Blanka? Aleksander z tej strony - odzywa się mój przełożony. - Dzwonię odnośnie pracy.

- Zostawiłam wiadomość, że źle się poczułam - informuję, siadając prosto. - Przepraszam, że tak nagle opuściłam swoją zmianę, ale...

- Rozumiem - przerywa mi. - Każdemu może się zdarzyć gorszy dzień. Osobiście uważam, że może być to z przepracowania. Tyle razy prosiłem, byś nie brała dodatkowych zmian. Muszę cię jednak prosić, żebyś przyszła jutro do hotelu.

- Panie Kos...

- Aleksander - poprawia.

- Aleksandrze, obawiam się, że nie dam rady jutro pojawić się w pracy.

- Nie chodzi o pracę - prostuje szybko. - Jeden mężczyzna prosi o spotkanie. Mówi, że jesteście znajomymi. Semeniuk. Twierdzi, że zapomniał prosić cię o numer. Często u nas bywa i nie sądzę, by to był podstęp, mimo wszystko wolę być ostrożny w takich sprawach. Czy się zgadzasz? Jeśli tak, zadzwonię do niego.

Zaciskam zęby, skołowana. Nie sądziłam, że Kamil będzie próbował się ze mną jeszcze skontaktować. Myślałam, że wziął mnie za obłąkaną wariatkę, od której pragnie trzymać się z daleka.

I co teraz? Iść, czy uciekać?

Kręcę powoli głową. Zbyt długo unikałam problemów. Muszę stanąć naprzeciw nim.

- Blanka?

- Jestem. Tak, przyjdę. Możesz mu przekazać, by czekał na mnie w swoim pokoju o jedenastej.

Żegnam się szybko z szefem i patrzę na Miłosza. On również mi się przygląda.

- Kamil chce się ze mną spotkać - pierwsza przerywam ciszę.

Unosi brwi.

- Chce? Czyli nie zrobiłaś na nim tak złego wrażenia, jak myślałaś. To bardzo dobrze. Może tym razem uda ci się opowiedzieć chociaż część tego, co się stało.

- Może - powtarzam smętnie.

- Chodź do mnie. - Wyciąga ramiona w moją stronę, zaś ja potulnie układam się między nimi.

- Co, jeśli znowu stchórzę? - pytam.

- Wtedy spróbujesz jeszcze raz - odpowiada, uspokajająco gładząc moje włosy. - I jeszcze raz. Aż w końcu twoje serce przestanie krwawić, być mogła zacząć szczerze się uśmiechać.

Jeszcze jedna szansaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz