Prolog. Kamil

361 13 0
                                    

Dziewięć lat temu

Patrzyłem na wielkie drzwi kościoła. Nie posiadałem się z radości. Co chwilę błyskałem uśmiechem do moich bliskich, którzy cieszyli się, widząc mój zapał.

Nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę.

Mając dziewiętnaście lat, zdecydowałem się wziąć ślub z kobietą, z którą chciałem przejść przez życie. Wielokrotnie słyszałem, że to zły pomysł, że jesteśmy zbyt młodzi. Może i byliśmy, może i warto było poczekać jeszcze trochę, jednak ledwie wytrzymaliśmy do matury. Zdecydowaliśmy się dłużej nie czekać.

Większość już dotarła do kościoła. Ludzie zajmowali swoje miejsca. Rzuciłem okiem na zegarek. Za cztery minuty miały zabrzmieć organy, a ona miała stanąć w drzwiach. Przez otwarte drzwi widziałem, jak wiatr porusza gałęziami drzew, wprawiając je w niespokojny taniec. Do świątyni wdarło się chłodne powietrze.

- Pogoda trafiła wam się ch... nieciekawa - odezwał się Hubert, mój brat bliźniak i świadek w jednym.

Mama zgromiła go ze swojego miejsca wzrokiem, wyczuwając niedopowiedziane przekleństwo.

- Nie jest w stanie zniszczyć mojego samopoczucia, nawet dzisiaj - stwierdziłem, wracając wzrokiem do drzwi. - Zwłaszcza dzisiaj.

Organy zaczęły grać. Wstrzymałem oddech, czekając na kobietę, z którą od dzisiaj miałem dzielić życie. Ona jednak nie pojawiała się pomimo upływu dwóch minut.

Zmieszany patrzyłem, jak moja przyszła teściowa nachyliła się do męża, zdenerwowana szeptała mu coś na ucho. Wstała i szybko ruszyła ku wyjściu, zapewne w poszukiwaniu córki.

Łudziłem się, że może nie usłyszała organów albo zacięła jej się sukienka. Może zestresowała się i siedzi tam, czekając na przypływ odwagi?

Kolejne sześć minut. Organista przestał grać, a ludzie zaczęli kręcić się niespokojnie na swoich miejscach. Ich zdenerwowanie i niepewność udzieliły się także mnie, jeszcze bardziej niż wcześniej.

Wróciła wzburzona matka panny młodej. Z całej siły zaciskała jakąś kartkę w dłoni. Ze szczerym współczuciem wypisanym na twarzy podała mi ją.

Z bijącym sercem rozłożyłem kartkę. To, co przeczytałem, zniszczyło wszystko.

Pogoda nie była w stanie popsuć mojego samopoczucia. Za to ten list sprawił, że burza panująca za wrotami kościoła, szalała również we mnie.

To był ten dzień, w którym znienawidziłem miłość i wszystko, co za sobą niesie.

Jeszcze jedna szansaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz