XIX.Blanka

69 7 0
                                    

Słucham z radosną ulgą głosu Miłosza, który opowiada o swojej ostatniej randce, która okazała się wielkim niewypałem. Tak dobrze jest go znowu usłyszeć, chociażby przez telefon. Bardzo za nim tęsknię.

- Gdyby Taylor nie był hetero, z chęcią bym mu podziękował za tą kartę i telefon - przerywa swój wywód o tym, jak obrzydliwy był ślinotok jego partnera z ostatniej randki, jakby czytając mi w myślach. - Widziałaś kiedyś tą jego żonę? Może jeszcze da się go przeciągnąć do drugiej drużyny.

Śmieję się, przymykając oczy, ponieważ słońce schodziło coraz niżej, zwiastując zbliżający się koniec dnia.

- Hubert opowiada o nich tak, jakby byli znakomitym przykładem miłości od pierwszego wejrzenia. No, prawie. - Zważywszy na początki ich związku, kiedy to Rozalia została uprowadzona, nie brzmi to na romantyczne uczucie od pierwszego spotkania.

Miłosz wydaje z siebie zawiedziony jęk, czym jeszcze bardziej mnie rozśmiesza.

- Tęsknię za tobą - mówi, poważniejąc.

Wzdycham ciężko, pocierając ramię.

- Ja za tobą też tęsknię. Brakuje mi osoby, przy której mogłabym się zwinąć w kłębek i płakać nad tym, że jeden z najprzystojniejszych gejów mnie nie chce, bo mam cycki - dodaję żartem, nie chcąc się rozkleić.

Rozmawiamy jeszcze przez chwilę, nim mężczyzna mówi, że musi zbierać się do pracy. Automatycznie czuję się winna, ponieważ Miłosz wstał specjalnie godzinę wcześniej, aby ze mną porozmawiać. W Polsce jest obecnie czwarta nad ranem, co oznacza, że wstał praktycznie w środku nocy. Przepraszam go za to, jednak on zbywa mnie i przysięga, że jeśli nie przestanę brać na barki grzechów całego świata, przyleci do Meksyku i skopie mi tyłek - dokładnie tak to określił.

- Kogo tak bardzo kochasz? - odzywa się ktoś za moimi plecami, wytrącając mnie z zamyślenia.

Oglądam się przez ramię i dostrzegam Reyesa. Oparł się nonszalancko ramieniem o framugę drzwi i przygląda mi się badawczo. Wskazuje głową telefon, który trzymam w dłoni. - Wydaje się, że jesteś blisko z rozmówcą.

- Bardzo blisko - zgadzam się z nim, odkładając urządzenie i zaraz zaczynam bawić się palcami, nie mając co zrobić z dłońmi. - Miłosza poznałam po tym, jak już stanęłam... starałam się wreszcie stanąć na nogi. Jest mi tak samo bliski jak Hubert.

- Nie jak Kamil? - Odrywa się od drzwi i siada na schodach obok mnie. Prostuje nogi i krzyżuje w kostkach, po czym również zaczyna bawić się dłońmi, przyjmując identyczną pozę do mojej.

Kręcę głową, uśmiechając się lekko.

- Nie. Kamil to całkiem oddzielny temat.

Przygląda mi się badawczo. Jeszcze nie tak dawno zaczęłabym unikać jego intensywnego wzroku, jednak teraz jedynie odwzajemniam spojrzenie.

- Rozwiń to - nakazuje.

Wzdycham i patrzę w dal na zachodzące słońce. Chmury zdążyły już przybrać odcień intensywnej płomiennej barwy.

- Kamil i ja znamy się od liceum. Ja chodziłam na kierunek humanistyczny, podczas gdy on od początku miał chęć zostać wojskowym. Zawsze dokuczałam mu, że nie będę umawiać się z żołnierzem, a on odpowiadał, że przynajmniej będzie słał łóżko i sortował skarpetki. - Uśmiecham się lekko na to wspomnienie. - Zawsze był wytrwały i nieustannie dążył do celu, ja zaś nie byłam w stanie oprzeć się temu niezwykłemu, złotemu spojrzeniu. Oddzielnie byliśmy groteskowo wręcz różni, ale razem tworzyliśmy spójną całość. Byliśmy niezniszczalni, tworząc własny świat i życie, którego pragnęliśmy.

Jeszcze jedna szansaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz