XIII.Kamil

123 9 0
                                    

Blanka pomieszkuje w rezydencji już od pięciu dni. Resztki leków nasennych zdążyły opuścić jej organizm. Cieszę się z tego powodu, jednak Gabriel, Tamara oraz Aleksander, nowy psychiatra Blanki, zgodnie uważają, że konieczne jest wprowadzenie w jej leczenie środka o podobnym działaniu.

- Nie - mówię po raz kolejny, nie chcąc słyszeć kolejnych rekomendacji.

Tamara wzdycha gwałtownie, sfrustrowana moją obecnością.

- Możesz przestać się wtrącać? - pyta w końcu.

- Nie będziecie truć jej lekami. Przypomnę wam, że przez to prawie straciła życie. Psychotropy są złe i nieważne, kto je przypisuje. Blanka nie będzie brała żadnych leków.

Kobieta wstaje i idzie w stronę drzwi. Gestem nakazuje mi, abym podążył za nią.

- Powiedz mi, po co tutaj siedzisz? - pyta, nie kryjąc irytacji.

- Nie możecie faszerować jej lekami - powtarzam. - To nie jest dla niej dobre.

Śmieje się z niedowierzaniem.

- Nie? Owszem, ale co powiesz o braku snu od wielu dni? Co powiesz o myślach samobójczych? O poczuciu winy? To wszystko jest lepsze od leków, tak? Dziewczyna ma cierpieć na to wszystko, bo jej były narzeczony, który nie odwiedził jej nawet jeden, pieprzony raz, nie zgadza się na farmakoterapię?

Słucham jej zaskoczony, a moje poczucie winy rośnie. Tamara w tym czasie kontynuuje:

- Ta dziewczyna się wykańcza. Ma koszmary. Płacze po nocach. Obwinia się o wszystko, nawet o atak...

- Jaki atak? - przerywam jej, marszcząc brwi. Czy Tamara odnosi się do mojej bójki z Hubertem?

Jej mina mówi mi, że nie to miała na myśli.

- Pozwól nam podjąć spokojnie leczenie - zmienia temat. - Blanka tego potrzebuje. Chcemy jej pomóc jak najszybciej. Nie możemy wiecznie trzymać jej tutaj na siłę. Może jej się pogorszyć do tego stopnia, że znowu targnie się na swoje życie... być może skutecznie.

Słowa Tamary i ich sens mrożą mi krew w żyłach. To kolejne potwierdzenie tego, jak bardzo zmieniła się moja niegdyś ukochana.

- Chcę z nią porozmawiać - moje słowa brzmią jak cichy szept wystraszonego chłopca, aniżeli dorosłego mężczyzny, który zdecydowany czegoś żąda.

Uśmiecha się łagodnie.

- Nikt nie powiedział, że nie możesz. Dla niej to również byłoby uzdrawiające. Możliwe, że to pozwoli jej szybciej zebrać się w sobie. -  jej mina przybiera poważny wyraz. - Pod warunkiem, że nie będziesz próbował jej zastraszać.

Kręcę głową, chcąc ją uspokoić.

- Potrzebuję z nią porozmawiać. Chodzi mi tylko o jej leczenie. Nie będę zadał pytań, które pogorszą jej stan.

Tamara wpatruje się we mnie bez słowa przez długi czas, zapewne szukając oznak kłamstw. W końcu kiwa głową.

- Idź się z nią zobaczyć. Będziemy słyszeć, jeśli któreś z was zacznie krzyczeć. Jej sala jest...

- Dziękuję ci - przerywam jej, odwracając się szybko i oddalając się korytarzem. Dobrze wiem, w której sali została ulokowana Blanka. Wiem o wszystkim, co jest związane z nią i dzieje się w murach rezydencji. To, że ani razu jej nie odwiedziłem nie oznacza, że nie interesowałem się nią.

Najwidoczniej nie interesowałeś się wystarczająco mocno, szepcze mi w głowie cichy głos, spowalniając mój zdecydowany krok.

Nie wiedziałem o koszmarach Blanki ani o wyrzutach sumienia. Wcześniej, zanim ją znowu spotkałem, rzekłbym, że wszelkie jej problemy spotkały ją słusznie, nie zagłębiając się w przyczyny. Ale teraz?  Zaczynam zdawać sobie sprawę, że życie Blanki po pozostawieniu za sobą wszystkiego, co znała, nie było łatwe. Ale skoro było aż tak źle, dlaczego nie wróciła do domu? Ze wstydu? Strachu? Pytania odnośnie jej sytuacji są dla mnie coraz bardziej cenne niż te, które zaprzątały mi głowę od dziewięciu lat.

Jeszcze jedna szansaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz