Rozdział IV

637 48 17
                                    

Pov. Naruto

Po Poznaniu naszego jakże przemiłego klienta, którego bardzo polubiłem. No oczywiście to był sarkazm, nazwał mnie niskim i nic nie wartym. No ale cóż to może być wpływ alkoholu.

Klient nasz pan, no ale niestety nic z tym nie zrobisz, kasa się przydaje, a bez misji nie ma pieniędzy.

A więc tak, mamy godzinę na spakowanie się, i dojście pod bramę wioski. W takim razie zdążę jeszcze wziąć prysznic i iść na ramen, bo tej pysznej potrawy nigdy dość.

No ale w kwestii pakowania, pieczętowanie jest najlepszą opcją, zajmuje mało miejsca i waży tyle co zwój.

Wyciągnąłem z szafy różne zwoje, w jednym zapieczętowałem ubrania, w drugim środki czystości jak np. Mydło,w czwartym ramen w paczce, dużo paczek tej potrawy, no i mały czajniczek na wodę, a w piątym zwoju został zapieczętowany mały zapas broni gdyby ta podręczna nie wystarczyła. No ale oczywiście nie brał bym aż 5 zwojii a więc zapieczętowałem je w jedem większym zwoju który na szczęście mieścił się w kieszeni.

Tak jak zaplanowałem wziąłem szybki prysznic po którym ubrałem się w czarny T-shirt z logiem klanu na plecach, do tego ciemno zielone spodnie do łydek a tagże ciemne sandały shinobi. Z broni wziąłem kaburę z kunaiami wiązaną przy udzie i katanę z pochwą na nią umiejscowioną na plecach.

Wtedy też wziąłem jeszcze zapas kunaiów i zapieczętowałem je w zwoju który został zapieczętowany w jeszcze większym zwoju, gdzie miałem już ubrania, środki czystości itp.

Schowałem zwój do kieszeni, sprawdziłem czy wszystko jest w miarę ogarnięte. Było czysto więc wybiegłem z domu i pobiegłem posilić  się przed misją.

W ichiraku zamówiłem 3 porcje rqmenu i od podania zjadłem je w ok. 5-6 minut

- Do widzenia proszę pana! Przez kilka dni nie będzie pan miał stałego klienta! - Uśmiechnąłem się, zapłaciłem i wybiegłem z baru.

Gdy dobiegłem pod bramę wioski czekał tam już Sasuke i nasz klient.
Po pięciu minutach dobiegła do nas dziewczyna (oczywiście szyja Sasuke na tym ucierpiała), a po 10 pojawił się Kakashi.

Sensei wyjaśnił nam plan co do trasy i ruszyliśmy w drogę, już w pierwszej godzinie drogi pożałowałem błagania o inną misję, ten staruch co chwila przez swoje upojenie alkoholowe albo kaca wyzywał mnie od kurdupli i nieuków do tego oczywiście mówił że niczego nie potrafię. Niestety musiałem go wysłuchać, gdyż wobec klijenta należało zachowywać się w miarę miło, szczerze gdybym nie umiał zachować zimnej krwi było by z nim nie za dobrze.

Gdy tak szliśmy moją uwagę przykuła dziwna rzecz a mianowicie, kałuża, nie było by w tym nic dziwnego ale od ponad tygodnia nie padał w tej okolicy deszcz. Na wszelki wypadek w rękawie ukryłem jednego kunaia aby mieć do niego szybki dostęp.

Jak się okazało miałem rację z podejerzaną kałużą, bo zaatakowali nas obcy shinobi, wnioskując ze znaczków na ich głowach byli z wioski ukrytej mgły. W jednej chwili złapali kakashiego i tak jakby zatopoili go w błocie.

Na twarzach Sakury było widać strach. Dobra nie wiem czy posłuchają, ale postanowiłem pokierować drużyną.

- Sakura broń Pana Tazuny! - wykrzyczałem i doskoczyłem do Sasuke - odciągniesz uwagę tego jednego? - Zapytałem a chłopak skinął głową i szybko pobiegł aby zaatakować, zrobiłem to samo tylko na drugim człowieku.

Postanowiłem użyć innej techniki niż kagebunshin i rasengan bo to sytuacja wyjątkowa.

- Katon: Gōkakyū no Jutsu! - krzyknąłem składając pieczęcie a już po chwili z moich ust wydobył się płomień który powalił przeciwnika.

Jak można było się spodziewać, Sasuke użył tego samego, bo to bodajże technika właśnie z tego klanu. No ale czego nie robi się w wieku 5 lat, inni bawią się w ninja a ja  zakradłem się zobaczyć tą technikę do klanu Uchiha, mogę powiedzieć tylko tyle, nie umieją chować zwojów, bo ten z tą techniką był pozostawiony nad jeziorkiem w dzielnicy ich klanu.

No ale wracając, powaliliśmy ich i związaliśmy ich do drzewa. Sprawdziłem te ich ostrza i łańcuch, wszystko było w truciźnie. Sprawdziłem czy nikt nie oberwał od nich, i niestety ofiarą był Sasuke.

Szybko wyciągnąłem zwój ze swoimi rzeczami, i odpieczętowałem zwój z truciznami i odtrutkami po czym z niego wziąłem odpowiednią odtrutkę i podałem Sasuke, przy okazji odkażając, i opatrując jego ranę.

- Gotowe, jakby się coś działo albo bandaż przeniknął by krwią to mów - Uśmiechnąłem się do chłopaka i zacząłem pieczętować z powrotem rzeczy do zwoju.

Po chwili pojawił się sensei, no i większość była w szoku, bo przecież miał nie żyć. Ale dzięki temu że nie wyciszył chakry wiedziałem że jest na drzewie.

Najpierw sensei zarządał wyjaśnienień od klienta, i chciał przerwać misję ale na szczęście mi, Sakurze i Sasuke udało się go powstrzymać.

(przepraszam ale nie walki z Zabuzą nie opiszę mocno bo dość dawno oglądałam naruto a nie chcę narobić błędów. Miłego dalszego czytania!)

W drodze spodkaliśmy tagże Demona z mgły, byłego członka siedmiu mistrzów miecza, a w skrócie Zabuzę z mgły, którego udało się pokonać, po czym jego ciało wziął chłopak w masce ze znaczkiem mgły.

Reszta drogi minęła w miarę spokojnie, ale najtrudniejsze było przedostatnie się do kraju fal.

Musieliśmy znaleźć mały dom w którym mieszkał znajomy Pana Tazuny. Za niewielką opłatą przewiózł nas do wioski w której mieszkał klient.

W domu powitała nas jego córka i jej syn.

- Inari idź złów trochę ryb, dobrze? Trzeba zrobić kolację dla naszych gości - powiedziała matka chłopaka a ten wziął wędkę i wyszedł z domu.

Kolacja przygotowana przez Panią Tsumami była przepyszna.

- Dziękuję za posiłek proszę pani - Uśmiechnąłem się do niej - był przepyszny. - Powiedziałem i po chwili zwróciłem się do kakashiego - Sensei mogę iść potrenować? Będę w tamtym lasku na skraju wioski.

Zgodził się a ja poszedłem we wcześniej wspomniane miejsce, po drodze przechadzając się ulicami po ludziach było widać biedę i strach, było mi ich szkoda. Ale jeśli Pan Tazuna ukończy most, mam że ich sytuacja się polepszy.

Po niedługiej chwili dotarłem do lasu, a tam spodkałem dziewczynę w kimonie zbierającą kwiaty. Udało zamienić mi się z nią kilka zdań a potem musiała już iść.

Trenowałem kilka godzin, po czym padłem zmęczony i zasnąłem pod drzewem.

Pov. Sasuke

Naruto nie wracał już kilka godzin więc sensei kazał akurat mi iść szukać tego młotka, może uratował mi dzisiaj życie ale nadal jest to młotek.

Zebrałem się i poszedłem do tego lasku, a tam zastałem słodki widok a mianowicie naruto śpiący pod drzewem, i nie wiem czemu ale w pierwszej chwili przypominał mi lisa.

Zbliżyłem się do niego i nie chcąc go budzić bo widać że ostro trenował, wziąłem go na ręce.

Wróciłem z nim na rękach do domu, a tam Sakura chciała pobić śpiącego blondyna bo był na moich rękach, więc odłożyłem go na posłanie i powiedziałem Sakurze co o niej myślę i co myślę o jej wybrykach.

Po niedługim czasie sam postanowiłem się położyć.
I tak minął kolejny dzień.

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Słów : 1113

Hejka, przepraszam że tyle mnie nie było ale moja wena chwilowo wyleciała przez okno. Ale już wróciłam i na początku następnego tygodnia powinien pojawić się nowy rozdział ^^ a więc do następnego, i życzę dobrego dnia / nocy!

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°


𝙿𝚛𝚣𝚎𝚣𝚗𝚊𝚌𝚣𝚎𝚗𝚒𝚎 «𝚂𝚊𝚜𝚞𝙽𝚊𝚛𝚞»Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz