|20|

662 23 1
                                    

***
Rozdział 20: Szopa na miotły...
***

Po kilku nocach spędzonych na czuwaniu przy Cedriku w skrzydle szpitalnym wreszcie mogliśmy je opuścić. Nareszcie nadszedł ten długo oczekiwany poranek.

- To co gotowy? - zapytałam.

Cedrik skinął głową i załapał mnie za rękę, a następnie opuściliśmy skrzydło szpitalne w towarzystwie mojej mamy i taty Cedrika. Kiedy znaleźliśmy się w naszym pokoju zebrałam się na odwagę i zapytałam:

- Ced dlaczego tamtej nocy poszedłeś na Wieżę?

- Przepraszam, niechcący podsłuchałem twoją rozmowę z Malfoyem.

- Tylko nie mów, że chciałeś zabić Voldemorta?

- No niestety tak, ale tylko dlatego, że cię kocham i nie chciałem cię stracić.

- Ced doceniam to, ale było to bardzo nierozważne z twojej strony.

Chłopak złapał mnie za nadgarstki, przyciągnął do siebie i powiedział szeptem, delikatnie muskając ustami moje ucho:

- Dla ciebie zrobię wszystko.

Spojrzałam mu głęboko w oczy po czym powiedziałam i puściłam mu oczko:

- Ja dla ciebie również.


Pospiesznie spakowaliśmy potrzebne podręczniki do toreb i udaliśmy się na śniadanie do Wielkiej Sali. Wchodząc przez ogromne drzwi wiele uczniów utkwiło w nas swoje ciekawskie spojrzenia, a po Sali rozeszły się głośne szepty. Nie zwracając najmniejszej uwagi usiedliśmy przy stole uradowanych z naszego powrotu Puchonów.

- Nareszcie, nie widzieliśmy was chyba z 2 tygodnie! - krzyknęła uradowany Puchon z 6 roku.

- Ced jak się czujesz? - krzyknął ktoś z drugiego końca stołu.

Uradowani tak miłym przyjęciem zabraliśmy się za śniadanie. Myślałam, że pierwsze słowa, które usłyszę z ust uczniów będzie coś typu "opowiadajcie jak było" albo "a co tam właściwie się wydarzyło? on naprawdę wrócił?". Jednak żaden z uczniów jak narazie nie poruszył tego tematu. Nałożyłam na talerz kilka tostów i w tym samym momencie za moimi plecami usłyszałam głos pani Sprout.

- Oh moi kochani tak nie cieszę, że was widzę całych i zdrowych! Cedrik rozmawiałam z panią Pomfrey zgodziła się, żebyś wziął udział w dzisiejszym meczu! - krzyknęła uradowana.

- Wspaniale, właśnie tego mi było trzeba po tym bezczynnym leżeniu w łóżku. - odpowiedział beztrosko Cedrik.

- Cudownie! Zatem powodzenia na meczu! Wierzę w was Puchoni!

- Ced napewno czujesz się na siłach? - zapytałam niepewnie.

- Jasne, nie martw się o mnie kochanie. - odpowiedział i złapał mnie za rękę.

- A wiecie z kim gramy?! - wtrącił Zachariasz. - Ze Ślizgonami!

Wzdłuż stołu rozeszły się podekscytowane szepty, ostatni raz kiedy z nimi graliśmy wygraliśmy 150:50 i tym razem Puchoni liczyli na taki obrót sprawy.


Po śniadaniu udaliśmy się na moją ulubioną lekcję-obronę przed czarną magią. W drodze na lekcję Isobel zagadnęła:

- Hej Susan dawno nie rozmawiałyśmy...

- To prawda. Jak ci się układa z Erniem? - zapytałam.

- Cudownie, nie wiem czy pamiętasz, ale na eliksirach jak mieliśmy temat o amortencji poczułam właśnie jego! Zapach późnej nocy, pergamin i atrament! Ja go naprawdę kocham! Przysięgam Sus!

- Ooo to super! Naprawdę cieszę się twoim szczęściem.


Kiedy dotarliśmy pod klasę podeszłam do Cedrika, który prowadził zaciętą rozmowę z Zachariaszem i Erniem. W momencie gdy do niech podeszłam rozmowy natychmiast ucichły.

- Nie przejmujcie się mną, rozmawiajcie dalej. - powiedziałam.

Jednak Puchoni nie mieli zamiaru kontynuować swojej rozmowy, już chciałam coś powiedzieć kiedy Kurukonka Cho podeszła do nas i powiedziała z ogromnymi wypiekami na policzkach:

- Cedrik możemy porozmawiać?

Cała nasza czwórka spojrzała po sobie po czym Zacharasz z Erniem poszli, zamierzałam zrobić to samo, jednak Cedrik złapał mnie za nadgarstek.

- Jasne, mów nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. - powiedział patrząc na mnie.

- Cedrik nie obraź się, ale wolałabym na osobności. - powiedziała i spojrzała na mnie.

Czując narastające napięcie między mną a Cho postanowiłam pójść i im nie przeszkadzać. Korzystając z okazji iż profesor Lupin właśnie otworzył drzwi klasy weszłam do pomieszczenia, ale nikogo w nim nie było z wyjątkiem nauczyciela, nie zastanawiając się długo zajęłam swoje miejsce pod oknem. Chwilę potem dosiadł się do mnie Cedrik.

- I jak rozmowa się udała? - szepnęłam próbując powstrzymać nerwy.

- Niezbyt. - odpowiedział zdawkowo wyciągając podręcznik. - Gadała o jakiś głupotach.


Reszta lekcji minęła tak jak zwykle. Razem z Cedrkiem byliśmy bardzo podekscytowani zbliżającym się meczem quidditcha. Podczas obiadu to był jedyny temat, o którym rozmawiali wszyscy uczniowie.

- Zaraz po obiedzie idziemy na trening zgoda? Spotkajmy się przy szopie na miotły. - powiedział Cedrik zwracając się do naszej drużyny.

- Wygramy to! - krzyknął jeden ze ścigających.

Po czym nałożyliśmy sobie ogromne porcje jedzenia tak, aby wystarczyło nam energii na cały mecz.


Wspólnie z Cedrkiem ubrani w szaty do quidditcha udaliśmy się do szopy. Wychodząc z zamku spojrzałam w niebo, było wyjątkowo pogodne i bezchmurne, a pogodna idealnie nam dopisywała, była lekko rześka. Kiedy znaleźliśmy się na miejscu nikogo jeszcze nie było. Postanowiliśmy wejść do szopy i wziąć miotły. Cedrik chwycił swoją Błyskawicę obrócił parę razy i westchnął z zachwytu:

- Susan jeszcze raz dziękuję!

Objęłam chłopaka najmocniej jak tylko potrafiłam i ucałowałam go w policzek. Cedrik złapał mnie w talii i delikatnie popchnął na ścianę szopy. Pocałował mnie w szyję, a następnie w usta i pewnym momencie drzwi składziku otworzyły się. W progu stali speszeni i zawstydzeni członkowie drużyny Hufflepuffu z wyjątkiem Zachariasza. Szybko oddaliliśmy się od siebie i poprawiliśmy ubrania.

- Oj nie chcieliśmy wam przeszkodzić... - bąknął obrońca Herbert Fleet wyraźnie onieśmielony.

- Oh nie Fleet, wręcz przeciwnie! Dobrze, że im przeszkodziliśmy, nie wiemy do czego by się posunęli. - wypalił Zachariasz szczerząc zęby. - Jednakże jestem z ciebie dumny Diggory!

Reszta drużyny szybko się otrząsnęła i wzięła swoje miotły. Następnie udaliśmy się na boisko głośno się śmiejąc i rozmawiając o taktyce na zbliżający się mecz.

About Last Night ~ Cedrik DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz