|21|

589 20 0
                                    

***
Rozdział 21: Mecz quidditcha
***

Po odbytym długim treningu i ustaleniu taktyki na dzisiejszy mecz udaliśmy się do szatni, aby oczekiwać na rozpoczęcie meczu. Byliśmy przygotowani na ciężki i męczący mecz, jednak nie pozwalaliśmy sobie na żadną chwilę zwątpienia. Wiedzieliśmy, że damy radę pokonać naszych rywali. Dodatkowym ułatwieniem była pogoda. Co mogło pójść źle?

Na dzisiejszych rozgrywkach sędziowała jak zwykle pani Hooch, nauczycielka latania na miotle, zaś mecz komentował niezastąpiony Gryfon Lee Jordan, najlepszy przyjaciel Freda i George'a.

W szatni pojawiła się również pewna siebie drużyna Ślizgonów. Po wymienieniu niezbyt przyjaznych spojrzeń wyszliśmy na boisko. Powitały nas gromkie brawa i gwizdy innych uczniów.

- Wygramy ten mecz! - krzyknął Cedrik do swojej drużyny.

- Powodzenia! Kocham cię! - krzyknęłam w stronę Cedrika i wsiadłam na miotłę.

Drużyny Puchonów i Ślizgonów wzleciały w powietrze i kapitanowie drużyn wymienili między sobą uścisk dłoni. Po czym wszyscy zajęli swoje miejsca na boisku. Rozległ się gwizdek pani Hooch, w powietrze wyleciały 4 piłki: złoty znicz, kafel i dwa tłuczki. Gra rozpoczęła się.

Podczas gdy ścigający walczyli o punkty, Cedrik próbował odnaleźć wzrokiem złotego znicza, aby pochwycić go przed szukającym Ślizgonów-Draconem Malfoyem. W pewnym momencie Marcus Filnt strzelił gola. Z końca trybun zajętego przez kibiców Ślizgonów wzbił się w powietrze ryk radości, a Lee zaklął tak brzydko, że profesor McGonagall spróbowała odebrać mu magiczny megafon. Wynik na ten moment wynosił 10:0 dla drużyny domu węża.

Nagle zobaczyłam lecący w stronę Cedrika tłuczek. Szybko poleciałam do chłopaka i mocno odbiłam tłuczka w stronę Draco, o mało nie spadając z miotły od siły z jaką go odbiłam. W tym samym momencie na trybunach rozległy się huczne brawa rozradowanych uczniów. Okazało się, że jeden ze ścigających naszej drużyny strzelił gola.

W pewnym momencie lecąc równolegle do Cedrika obróciłam głowę w lewą stronę, a moim oczom ukazał się mały złoty fruwający punkcik. Był prawie na wyciągnięcie ręki. W tamtej chwili byłam zła, że nie jestem szukającą. Nie zastanawiając się zbyt długo podleciałam do Cedrika i powiedziałam mu, gdzie przed chwilą był znicz. Dosłownie na ogonie Cedrika znajdował się Draco, który poleciał za chłopakiem w stronę znicza. Odleciałam kawałek dalej, żeby odbić tłuczka od ścigającego Zachariasza. Na tablicy ukazywał się wynik 20:60 dla Ślizgonów. Puchoni byli załamani, jedyna nadzieja była w Cedriku, aby złapał złoty znicz przed Draconem.

Poleciałam w stronę Cedrika, aby odbić lecący za nim tłuczek. To była moja jedyna szansa- samotny Draco bez pałkarza przy boku. Bez wachania mocno, z całej siły uderzyłam pałką w tłuczek, który poleciał prosto na Malfoya, chłopak o mało nie spadł z miotły. W tej samej chwili Cedrik złapał złotego znicza. Widownia oszalała ze szczęścia.

- Kapitan i szukający Hufflepuffu złapał złotego znicza! - krzyczał przez swój megafon uradowany Lee. - I tym samym zdobywa 150 punktów! Hufflepuff wygrywa 170:60!!

Wszyscy bili brawo i głośno gwiazdali natomiast Ślizgoni byli podirytowani i wręcz zabijali wzrokiem.


Po zakończonej grze zeszliśmy z boiska do szatni.

- Dobra robota kochanie! - powiedziałam do Cedrika idącego przede mną i resztkami sił objęłam go od tyłu.

- Susan, dziękuję, że wtedy pokazałaś mi znicza, inaczej byśmy przegrali. - szepnął Cedrik odwracając się i zarazem zrównując się ze mną.

- Ced to ty go złapałeś, nie ja.

- Myślę, że powinnaś zmienić pozycję, na której grasz. Dużo lepiej czułabyś się jako szukająca. - odrzekł chłopak.

- Nie, ty jesteś odpowiednią osobą do tej pozycji. Swoją drogą nie powiem, trochę zmieniłam nastawienie do mojej roli pałkarza. Jestem wykończona. Ręce mi odpadają.

- Rozmawiałem z Anthonym Rickettem mówił, że chętnie by się z tobą zamienił, bo nie zbyt odpowiada mu pozycja ścigającego, więc jeśli chcesz... - powiedział Cedrik obejmując mnie ramieniem.

- Przemyślę to. - odpowiedziałam odkładając miotłę.


- To co szykuje się impreza w pokoju wspólnym?! - krzyknął Zachariasz wchodząc do szopy na miotły.

Cała drużyna radośnie pokiwała głowami, a następnie wszyscy objęliśmy się i poklepaliśmy po plecach. Wiedzieliśmy, że w tym roku Puchar Quidditcha i wygrana będzie należała do nas-Puchonów.


Po opuszczeniu szatni w cudownych nastrojach udaliśmy się na imprezę do pokoju wspólnego.

- To będzie niezapomniany wieczór kochani! - wrzasnął rozochocony Zachariasz.

Idąc do pokoju wspólnego przez tunel-korytarz do okrągłych drewnianych drzwi naszym uszom dały się słyszeć śpiewy i radosne krzyki. Wymieniliśmy między sobą zadowolone spojrzenia. Wchodząc przez okrągłe drzwi Puchoni w pokoju wspólnym krzyknęli:

- Jesteście wielcy! Niech żyją Puchoni!

Cała drużyna uśmiechnęła się szeroko i poszliśmy w stronę stolika, na którym czekały na nas schłodzone butelki kremowego piwa, pełno słodyczy i przygotowane przez skrzaty najróżniejsze przysmaki.

About Last Night ~ Cedrik DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz