Cedric: Musiała być na pewno ciekawa, bo wystrzeliłaś z śniadania jak torpeda
Adelaide myślała "Tak na pewno też bys tak uciekał gdyby ktoś nagle się tobą zainteresował i śledził jak jakiś idiota"
Adelaide: Była tego warta.
Cedric: Nie wątpię.
Chłopak tracił już pomysły na tematy.
Adelaide: Wiesz co ja muszę już iść bo jutro będę musiała się spowiadać dlaczego mnie nie było i no...
Cedric: Odprowadzę cię.
Adelaide: Nie, nie trzeba nie musisz.
Odeszłam pozostawiając chłopaka samego.
W Diggorym iskra zgasła jeszcze szybciej niż zapłonęła. Nadal siedział na schodach. I zdał sobie sprawę czemu nie chce z nim wchodzić w dyskusję. Nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi. W sumie w ogóle nie byliśmy przyjaciółmi. Jedyne co o sobie wiedzieliśmy to tyle ile mamy lat, jak się nazywamy i jaki mają status krwi. Nic poza tym. Musiał cos zrobić. Jak nie on to kto?
Byłam mówią potocznie zesrana. Jeszcze chwila i powiedziała bym mu słowa których pewnie bym żałowała. Nie mogłam tak. Po chwili namysłu i ciężkich oddechów poszłam do Olivera. Wiedziałam że mają trening Quidditcha więc tam poszłam. Wychyliłam się lekko zza rogu i zobaczyłam Olivera stojącego bardzo blisko z gryfonki, poznałam ją Angelina Johnson. Ścigającą z drużyny Gryfonów. Ufałam Oliverowi ale nie na tyle żeby o sobie opowiadać w jednej chwili to minimalne zaufanie ulotniło się jak dym z komina. Dziewczyna zbilżyła się do chłopaka i go pocałowała. Liczyłam na to że Oliver ją odepchnie a on się nie opierał. W jednej chwili poczułam mega mocne uczucie w klatce piersiowej, gdzieś w okolicach serca. Starałam się nie rozpłakać, nie zrobiłam tego. Byłam ciekawa czy będzie mnie okłamywał. Więc cicho się cofnęłam i starał się iść głośno byle by usłyszeli moje kroki. Tak jak się spodziewałam, gdy usłyszeli moje kroki odsunęli się od siebie a ja udawałam że nic nie widziałam.
Adelaide: Hej słońce.
Podeszłam do chłopaka i niechętnie ale to bardzo niechętnie go pocałowałam żeby nie wzbudzić podejrzeń.
Oliver: Hej Adel. Co jest?
Oliver się zmieszał miał wyrzuty sumienia... Cały czas był o mnie zazdrosny i sam Wszystko zepsuł. Czuł się okropnie. Skąd to wiem? Klasycznie dowiecie się później.
Adelaide: To już nie można chłopaka odwiedzić i z nim spędzić czas?
Czułam że za chwilę wybuchnę, nie mogłam tak długo tego ukrywać, jednak zmusiłam się do tego żeby czekać do odpowiedniego momentu.
Oliver: Oczywiście że można ale akurat teraz muszę napisać referat na eliksiry... Przepraszam.
"Zobaczymy czy będziesz tak przepraszał jutro" pomyślałam.
Adelaide: Ta, do jutra.
Nie mogłam wytrzymać presji. Po prostu. Pobiegłam na wieżę astronomiczną z czarnymi strumieniami pod oczami od tuszu do rzęs połączonego ze łzami. Nie spodziewałam się tam nikogo. W tym momencie przekonałam się jak bardzo mój los jest dla mnie łaskawy. Kto tam siedział? Wiadomo! Pan Cedric Diggory! Osoba której unikałam najbardziej w całym Hogwarcie zobaczył to jak zalewam się łzami i już nic nie mogłam z tym zrobić! I tak już nic nie mogło mnie uratować więc rzuciłam się mu "w ramiona".
Chłopak nie ogarniał zupełnie nic. Nie wiedział czemu go przytulam ani czemu płacze.
Cedric: Co się stało?
Nie chciałam mu o tym mówić. Nie chciałam nikomu o tym mówić.
CZYTASZ
Dzieje Szkolnej Biblioteki // Cedric Diggory
FanficCzy nieświadomie można się zakochać? Czy pomagając przyjacielowi można coś do niego poczuć?