- Mari powróć na ziemię. - Zwróciła się do mnie Gwen, machając mi przed twarzą swoimi nowymi paznokciami, w geście zirytowana.
- Sorki, trochę odpłynęłam. Nie lubię tu przebywać. - Odpowiedziałam, kładąc się na stoliku, przy którym aktualnie przebywałyśmy.
Nienawidziłam przebywać na stołówce szkolnej. Ludzie od kiedy rozpoczął się nowy rok szkolny, zaczęli zwracać na mnie niemałą uwagę, co po ponad trzech miesiącach męczenia się w tej placówce, wprawiało mnie w jeszcze większe zdenerwowanie.
„To ta dziewczyna Daniela Scotta!" „Ponoć kogoś zabiła!" „Nie lubię jej, taka miła się wydawała, a teraz wyszło szydło z worka."
Codziennie słyszałam dosłownie dziesiątki takich zdań, które były skierowane w moją osobę. Na początku mnie to dość denerwowało i raniło, bo nie chciałam być uznawana za tą złą, a szczególnie po tym gdy skończyłam ze Scottem, ale w tej szkole nic nie ucichło.
Dodatkowo byłam aktualnie najstarszym rocznikiem, co sprawiało, że przykuwałam jeszcze większą uwagę u młodszych, bardziej gadatliwych i wpieprzających się we wszystko roczników.
Nie chciałam być uznawana za tą złą w tej szkole, ale ta łatka przyległa do mnie, gdy tylko weszłam do szkoły po wakacjach. Wszystkie oczy były skierowane na mnie, a szept skierowany w moją, Gwen i Carly osobę był wprost nie do opisania.
Cała nasza trójka, w którą była zamieszana jeszcze dodatkowo ciężarna Carly była na językach całej szkoły niezmiennie od paru miesięcy. Po tym, gdy klasa Stylesa i Noena skończyła tę szkołę, a szkolne drużyny sportowe zaczęły przegrywać większość meczów przez brak dobrych zawodników, pierwszaki zainteresowały się nami.
Przynajmniej przez te młode i wredne plotkary, które obrabiały nam dupę, miałam renomę nie do prześcignięcia. Nie musiałam starać się, by stać z boku i być cicho, bo było to już wprost niewykonalne. Zamieniłam się z powrotem w Mariettę King ze Splinder Springs, ale w trochę innym i bardziej olewczym wydaniu.
Jak dobrze, że był już grudzień i kończyło się półrocze, co oznaczało długą przerwę świąteczną, nowy rok i czas odliczenia do wyjścia z tej budy przybliżał się o godzinę.
- Myślałam, że już przywykłaś do szumu wokół nas. - Westchnęła rudowłosa, biorąc kolejny gryz kanapki wegetariańskiej. - Minęły prawie cztery miesiące.
- Trzy i trochę. - Poprawiłam ją, dłubiąc widelcem w swojej sałatce owocowej, której nawet nie chciało mi się już jeść.
- Dobrze, to trzy i trochę, ale w końcu jest wystarczająco dużo czasu na jakiekolwiek zaklimatyzowanie się z myślą, że jesteś teraz popularna. Tutaj w szkole, jak i poza nią, a nie masz wcale takiej złej renomy! - Zaprzeczała, wyraźnie gestykulując.
To była niestety prawda. Od początku wakacji, aż do aktualnego piątego grudnia zyskałam prawie dziesięć tysięcy nowych obserwatorów na instagramie, na którym przeglądałam jedynie memy i zdjęcia psów. Natomiast na Facebooku dostałam setki nowych zaproszeń do znajomych, od ludzi, o których istnieniu nawet nie wiedziałam. Przerażające.
- To, że oni mnie lubią, nie oznacza, że ja ich. - Mruknęłam, odsuwając od siebie tackę i zatapiając głowę w skrzyżowanych ramionach na stole.
To też była prawda. Niektórzy ludzie mnie lubili i podziwiali, co wprawiało mnie w jeszcze większe zakłopotanie i chęć ukrycia się. Młodsi nagrywali mnie i robili czasem zdjęcia z ukrycia, a jeden dzieciak poprosił nawet o autograf. Kiedy jednak grzecznie odmówiłam, bo nie byłam żadną gwiazdą i nie chciałam się za taką uważać, to zaczął błagać.
CZYTASZ
Red Kingdom
Dla nastolatkówWszystko było skończone, wszystko powinno było wrócić do normalności i upragnionego szczęścia Marietty King. Kiedy los jednak rzuca kłody pod nogi, a stare niewyjaśnione sprawy z przeszłości nabierają nowego, szybszego tempa, wyciągając trupy z teo...