Pomimo pytań Daniela, czemu chciałam jechać do Rodrigueza, milczałam. Nie było tak, że nie chciałam mu powiedzieć, ale po prostu wiedziałam, że zareagowałby przesadnie. Gdy jednak odmówił mi podwózki, gdyż stwierdził, że on się tak nie bawi i chce wiedzieć, gdzie mnie wiezie, poszłam o pomoc do Peytona.
Końcowo skończyłam w jego aucie, jadąc do mojego biologicznego ojca w sprawie rozwikłania sprawy cerber przemocy skierowanej w naszą stronę.
- Gdzie dokładniej mam cię podwieźć? - Zapytał, gdy przejechaliśmy znak Splinder Springs.
- Pod dom Degorego Rodrigueza.
Peyton na chwilę spojrzał na mnie spod byka, co chwilę wracając na drogę. Zdziwił się, ale wiedziałam, że tak zareaguje. Każdy, gdy słyszał o tym, u kogo miałam plecy, reagował zdziwień i podziwem. Szkoda, że sama w sobie nie byłam taką sławą wśród innych.
- Dom? - Zaśmiał się. - Ten budynek to jebany pałac.
- Willa. - Mruknęłam. - Muszę załatwić z Degorym dość ważną sprawę.
Nie sprzedawałam informacji czasami nawet najbliższym. Tak było o wiele lepiej dla nich, jak i dla mnie. O moich wieżach rodzinnym z Degorym wiedziała jeszcze tylko Gwen i nie mówiłam reszcie, nie z tego powodu, że się bałam, iż komuś powiedzą. Zdawałam sobie sprawę, z kim dokładniej się bratałam i to był największy problem dla innych.
- Związana z twoim powrotem do Daniela?
Nie umiałam wyczytać nic z jego twarzy, gdy to mówił, a sam ton nie wyrażał żadnej emocji. Brzmiało to czysto retorycznie, ale przecież nie mogło tak być, bo by wtedy nie pytał, prawda?
Skąd on w ogóle wiedział, że znów zadawałam się z Danielem? Czy naprawdę to miasto było aż tak plugawym miejscem, że każdy wiedział o wszystkim w tak krótkim czasie?
- Można tak powiedzieć. - Mruknęłam, próbując zakończyć ten temat. - Musimy wszyscy współpracować.
- Czy Daniel nie uczył, że „nie brata się z wrogiem"? - Spytał z przekąsem.
- Nie bratam się z wrogiem, nie wywołam tym wojny, nie musisz się martwić, wiem, co robię i jestem bezpieczna. - Prawie że wyrecytowałam na jednym tchu, gdyż moje ciśnienie po prostu skakało.
- Mam oczywiście taką nadzieję. - Odpowiedział. - To tutaj nie? - Zapytał, stając przed wielką willą Degorego.
Potwierdziłam, a następnie wyszłam z auta, żegnając się z Peytonem, a ten odjechał z uśmiechem na ustach. Zadzwoniłam do domofonu, a gdy ochroniarze, którzy pilnowali jeszcze uliczki, zauważyli, że ja to ja, wpuścili mnie na posesje, a następnie do środka, w którym nadal potrafiłam się zgubić.
Cholerne pokoje.
Degory oczywiście wiedział, że przyjadę, gdyż wysłałam mu esemesa. Wyjaśniłam w nich również to, po co tam tak właściwie jechałam. Jako że należał do wielkiej trójcy, musiał wiedzieć coś o okolicznościach tych wysyłanych nam wiadomości, a przy tym nam pomóc i wymyślić logiczny plan, który doprowadziłby nas do zamachowcy.
Wiedziałam, że droga do Splinder Springs, a szczególnie do dzielnicy Rodrigueza była dość długa, ale nie sądziłam, że mężczyzna w tym czasie aż tak porządnie zapozna się z tematem.
- Mari! - Zawołał, znajdując mnie na korytarzu. - Mam pewien plan, ale chodź do ogrodu.
Objął mnie na powitanie, a następnie zrywając z szafki jakieś papiery, ruszył szybkim krokiem po długim korytarzu. Prędko dogoniłam go, zdawając sobie sprawę z tego, że ten dom był naprawdę cholernie wielki. Kiedy wyszliśmy na dwór, to przed nami roztarły się długie hektary ziem, wypełnionych lasem, kwiatami, krzakami i różnymi ozdobami.
CZYTASZ
Red Kingdom
Dla nastolatkówWszystko było skończone, wszystko powinno było wrócić do normalności i upragnionego szczęścia Marietty King. Kiedy los jednak rzuca kłody pod nogi, a stare niewyjaśnione sprawy z przeszłości nabierają nowego, szybszego tempa, wyciągając trupy z teo...