Spojrzałam pytająco na Daniela, przetwarzając dokładnie to wszystko, co mi powiedział. Widać było, że wzbudził tym lekkie kontrowersje, bo cała grupa spojrzała na niego, wytrzeszczając oczy.
- Musimy zwołać ich wszystkich i zaproponować rozejm na, chociażby czas wojny z wrogiem. - Ogłosił blondyn, patrząc na mnie.
Naprawdę poczułam się, jak na początku, gdy tłumaczył mi cały opis przedwojny. Z biegiem czasu, zauważyłam, że przedwojna, choć była straszna, nie imała się do tej prawdziwej wojny, z którą teraz przyszło nam się zmierzyć.
Po tych słowach wszyscy pokiwali przytakująco głowami i zaczęli wprowadzać plan w życie. Zadzwoniono do każdego przywódcy i ogłoszono mu, by przyjechał z bandą swoich ludzi do bunkru, gdyż tam miała się odbyć obrada pokojowa.
Zaczęto też obwieszczać Redsom przez megafon, co dokładniej tam się zaraz miało wydarzyć. Poszliśmy więc w dół, schodząc po schodach i wychodząc na dwór. Rozejrzeliśmy się, by spojrzeć, czy ktoś już odjeżdża, a z daleka można już było zobaczyć nadjeżdżające samochody.
- Mam nadzieję, że nas nie zabiją. - Powiedziała Carmine niechętnie. - Niby to nasza ziemia, ale cholera wie, co im w mózgu siedzi.
Westchnęłam, przypominając sobie wszystkie okrucieństwa, za jakimi stali oni, ale również i my. Ani ja, ani Daniel nie byliśmy niewiniątkami, a śmiałam nawet twierdzić, że zrobiliśmy o wiele gorsze rzeczy od nich samych.
- Przygotuj scenę, bo będzie trzeba przemawiać. - Powiedział do niej Daniel, uśmiechając się i przytulając jej kruche ciało do swojego torsu.
Musiałam przecież mieć na uwadze to, że Carmine była od nad chcąc nie chcąc młodsza i przeżywała różne sytuacje inaczej od nas. Nie mówiłam, że było to złe, bo było to jak najbardziej normalne, a po Danielu dało się wyczytać, że chciał pomóc siostrze. On od zawsze ją kochał i to było przepiękne, zobaczyć, jak Daniel okazuje w końcu uczucia w sposób, w jaki powinien od samego początku.
Blondynka pokiwała lekko, chwytając za rękę Noena i jeszcze raz wzdychając. Uwielbiałam ich parę i zawsze, jak widziałam ich razem, moje serduszko się cieszyło. W końcu przeszli niezłe gówno, do którego ja sama niestety dołożyłam cegiełkę, ale zostali razem.
Nikt z nas nie był zły, a najzwyczajniej zraniony i smutny. My potrzebowaliśmy miłości, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że tylko ona zdoła nas wyciągnąć z dołu i uratować. Nasi przeciwnicy musieli to zauważyć i zaczęli wykorzystywać przeciwko nam, chcąc zabrać nam osoby, które kochamy. Nie mieli jednak racji, że po tym się poddamy.
- Jadą. - Ogłosił Scott, łapiąc mnie za bok talii i przyciągając do swojego boku.
Nie tylko jego szczęka zacisnęła się od stresu, ale i moje całe ciało, które, gdy zobaczyło Gideona przeszło pewien rodzaj stresu i paniki.
Ten człowiek przypominał mi tak wiele złych wspomnień, których niestety udało mi się doświadczyć. On rozpoczął przedwojnę, zabił dużo ludzi, podpalił auto Stylesa, a także przez niego zginął także mój najwspanialszy przyjaciel.
Jednak Gideon nie był wcale taki zły, jak początkowo każdemu mogłoby się wydawać. Widać było po jego zachowaniu, że nadal był młody i podejmował szczeniackie decyzje, które, mimo że później były opłakane w skutkach, to były głupie.
Patrząc na aktualną sytuację, zderzyliśmy się z przeciwnikiem, który rozkładał na łopatki każdym ruchem i był w stanie zrobić dosłownie wszystko, byśmy cierpieli. Gideon przy tym był zaledwie Gideonem.
Coraz więcej samochodów czy motorów zaczynało przyjeżdżać na nasz teren, a ludzie nawet przychodzili pieszo. Wszystkich witaliśmy pokojowym podaniem ręki, a następnie zapraszaliśmy do środka bunkra.
CZYTASZ
Red Kingdom
Novela JuvenilWszystko było skończone, wszystko powinno było wrócić do normalności i upragnionego szczęścia Marietty King. Kiedy los jednak rzuca kłody pod nogi, a stare niewyjaśnione sprawy z przeszłości nabierają nowego, szybszego tempa, wyciągając trupy z teo...