Opuszki jego palców przesuwały się po moim ciele, mimowolnie powodując pojawienie sie gęsiej skórki. Do ucha szeptał mi słowa.. słowa niezrozumiałe. Nie w znanym mi języku. Arabski? Prawdopodobnie. Co one znaczyły? A może je rozumiałam, ale jego palce na moim ciele sprawiały, że nie myślałam racjonalnie. Bo tak w rzeczywistości było. Przesunął je ku dolnej partii moich pleców a ja wstrzymałam oddech w oczekiwaniu na to, co może się wydarzyć. Co on ze mną robił? Przycisnął usta do mojego ucha.
- Piękna..
Przymknęłam oczy. Z jego warg te słowa były jak.. jak miód dla mych uszu, jak lek na zranione serce. Był moim lekarstwem. Był moim ukojeniem.
Uniósł głowę a ja rozchyliłam powieki i wpatrywałam się w jego twarz pochyloną nade mną. Był ideałem w każdym calu.
Powoli pochylał się ku mojej twarzy a delikatny, szelmowski uśmiech rysował się na jego ustach. Ponownie przymknęłam powieki, tym razem w oczekiwaniu na pocałunek. Czekałam. I czekałam. Rozchyliłam powieki.
Ciemność.
Ciemność panowała wszędzie. Rozglądałam się wokół, niczym ślepiec a jedynym obiektem, który dostrzegłam pomiędzy otaczającą mnie czernią było migające światło. Nogi same mnie ku niemu niosły. Szukałam.. pomocy. Piszczałam. Krzyczałam. Dźwięk odbijał się od ścian ciemności i powracał, a ja czułam z każdą chwilą jego uderzenie. W brzuch, w nogi.. w serce. Musiałam się wydostać z tej pułapki w której się znalazlam. Nagle. Ale jak? Przeraźliwy krzyk zmienił się w błagalny szept, zupełnie przypadkiem przypominający jego imię.
Zayn. Zayn. Zayn.
Co się działo? Głupie, błyszczące światło znikło. Pozostała tylko cisza, przerywana moim szybkim oddechem. Nie miałam już siły krzyczeć. Ta chwila pękła niczym bańka mydlana. Zayn pękł. Rozpłynął się w nicości. Moje wszystko zamieniło się w nicość. Pozostałam sama do czego niewątpliwie powinnam być przyzwyczajona. Powinnam. Ale czy jestem?
Nagle oślepił mnie jakiś dziwny blask. Co się dzieje? Czerń zmieniła się w biel. Rozglądnęłam się wokół. Białe pomieszczenie. Odruchowo i mimowolnie przymknęłam oczy i zacisnęłam powieki. Świat wirował w mojej głowie. A wtedy usłyszałam oddech przy uchu.
Zayn wrócił.
Rozchyliłam powieki a uśmiech zaczął rysować się na moich bladych ustach. Wrócił.
Krew. Wszędzie była krew.
O mój Boże.
Zayn!
- Zaaaaaayn!
Obudziłam się oblana potem. To tylko sen - powtarzałam sobie niczym jakąś mantrę. Mój oddech był ciężki i przerywany a ciało mimowolnie drżało. To tylko sen. Zayn żyje. Nic mu nie jest - wmawiałam sobie.
Nawet nie wiem kiedy chwyciłam za telefon i wybrałam znany mi już na pamięć numer.
Jeden sygnał.
Drugi.
- Halo?
Jego głos został stłumiony przez głośną muzykę. Był na imprezie. Oczywiście, że tak.
Załkałam cicho do telefonu. - Zayn?
Nawet pomimo głośnych dźwięków mogłam usłyszeć ciche prychnięcie i byłam niemalże pewna, że przewrócił oczami, w tak bardzo arogancki, typowy dla siebie sposób.
- Nie, kurwa, święty Franciszek z Asyżu - splunął do słuchawki. Tak, to było do przewidzenia. - Czego chcesz, Evans?
Moje nazwisko w jego ustach brzmiało tak bardzo seksownie i jednocześnie irytująco. Akcentował je tak jakby się nim brzydził. A może tak właśnie było?
CZYTASZ
The stars follow you. / Zayn M.
RandomJak poradzić sobie z nieodwzajemnioną miłością? Pogmatwane uczucia, zabłąkane myśli. 'On kochał ją, ja kochałam siebie.' On - toksyczna, trująca i uzależniająca substancja. Najpiękniejszy przymiotnik kryjący w sobie arogancję i chamstwo. To jego na...