Prolog

2.3K 59 1
                                    

Pochyła czcionka to wspomnienie. Początek to głownie wspomnienia, ale mysle ze 3-4 rozdział wszystko się rozkręci. Miłego czytania! x 

Wiem, że nie jesteś tolerancyjny. No, ale dlaczego miałbyś być? Przecież nie jesteś „normalny”.  Ludzie widzą tylko błędy innych, a nigdy swoje.  Nie umiemy pomagać ani wspierać. Tak, pewnie czytając to myślisz „nie jestem taki”.  Jesteś. Pomyśl o tym, że ludzie mają serca. Jedno serce. A ty z każdym słowem powodujesz, że ono się łamie. Pęka. Ucieka.

- Nigdy Cię nie kochałem. –  szepnął opierając swoje czoło o moje.

Wiedziałam o tym. Wiedziałam, że nigdy mnie nie kochał.  Bo ja też starałam się Go nie kochać. Mimo to byliśmy razem osobno od roku.  Pamiętam dzień kiedy go spotkałam. Pamiętam każde słowo, każdy oddech, każde bicie serca.

Idąc przez ulice myślałam o tym, jak dam sobie rade. Bez pracy. Nie mając nikogo. Zagubiona sierota, która sama wyrzekła się swoich rodziców. Taka właśnie byłam. Chciałam być wolna – jak ptak. Trzepocząc skrzydłami pragnęłam unosić się ponad wyżyny. W stronę nieba, ku Bogu, mimo że byłam prawa ręką diabła. Tak naprawdę odkąd się urodziłam..  Nie wiem nawet czy można to tak nazwać. Po 9 miesiącach opuściłam ciało matki a po 17 latach opuściłam dom, miasto. Wyparowałam niczym niepotrzebny dym z komina. Miałam dawać ciepło, ale po pewnym czasie po prostu wygasłam.

„ZABIERZ MNIE DO SIEBIE” – słowa zaczęły odbijać się echem.  Szorstki głos odbijał się od ścian nicości, a ja zmierzałam do jego źródła. Podążałam w stronę pobliskiego wzgórza. Światło księżyca muskało moją twarz. Stawiałam krok za krokiem idąc po trawie sięgającej mi do kolan. Podnosząc głowie zobaczyłam Jego. Stał z wyciągniętą ręką, jakby chciał złapać gwiazdę. Miał nadzieje, że jeśli ją złapie w końcu odnajdzie szczęście. Bo podobno gwiazda jest symbolem szczęścia, przynajmniej Oni mu tak powiedzieli. Byli dla niego przyjaciółmi, on był dla nich zwykłym frajerem, który zamotał się w sidłach życia. Ciągle wykrzykiwał jedno zdanie. – „Zabierz mnie do siebie”. Nie spuszczał ręki wzdłuż swojego ciała, lecz ciągle trzymał ją w górze jak najwyżej mógł, bo naprawdę myślał, że jego modły zostaną wysłuchane.  Sądził, że był nikim. Był wszystkim. Był duszą i ciałem. Naprawdę myślał, ze nicość się nad nim zlituje i zabierze swojego towarzysza – nikogo – w swoją stronę. Lecz nic podobnego się nie stało. Nie zabrała go, ponieważ zabierała tylko ludzi nic nie wartych. A on był warty świata.

-Wiesz ze twoje wrzaski nic nie dadzą? - bardziej stwierdziłam niż zapytałam. Zdjęłam swoją kurtkę i usiadłam na chłodnej ziemi. Mimo, że było mi zimno wyobrażałam sobie, że ktoś siedzi za mną i trzyma mnie w swoich ramionach, a ja opieram się o jego gorący tors i napawam się bliskością. Chciałam czuć bicie serca.

Chciałam być kochana.

Chciałam.

 

Spojrzałam w jego stronę. Stał kilka metrów ode mnie, ciągle patrząc w niebo. Krótko ścięte włosy o kolorze węgla, spodnie luźno zwisające z jego chudych, prawdopodobnie chudszych od moich, nóg. Za duża bluza, nawet jak na niego. Niezawiązane, ubłocone trampki. A w prawej ręce dostrzegłam zdjęcie. A raczej brzegi zdjęcia, zważywszy na to jak bardzo zaciskał je w swojej dużej, nieskazitelnej dłoni. Nie zwrócił uwagi na moje słowa. Wciąż trzymał drugą rękę wysoko w górze. Miał mnie za intruza, którym swoją drogą byłam. W ciszy wiosennej nocy słychać było nieustanny szum drzew i słowa, które powtarzał niczym mantrę:

 „Zabierz mnie do siebie”

Nie tracił nadziei. Bo przecież nadzieja matką głupich.

- Wiesz.. Wydaje mi się, że powinieneś zmienić szyk zdania, na przykład na: „Do siebie mnie zabierz”, bo sądzę, że traktują Cię raczej jak echo, niż kogoś kto na prawdę chce zaszyć się w nicości.

 

 

Spojrzał na mnie. Pierwszy raz na mnie spojrzał, a w jego miodowych tęczówkach mogłam dostrzec, że myśli nad sensem tego co powiedziałam. Zagryzł wargę, rozluźnił uścisk swojej dłoni i popatrzył na zdjęcie. Wpatrywał się w nie przez krótką chwilę, a ja w blasku księżyca mogłam dostrzec samotna łzę odbywającą wędrówkę wzdłuż jego policzka. Znów popatrzył w niebo i szeptał coś do otaczających go gwiazd. Szum wiatru zagłuszał jego słowa, ale ja i tak je wychwyciłam.

„Zabierz mnie do niej.”

                                                                 ***

Hej, cześć i czołem!

Jestem tu nowa i nie za bardzo jeszcze ogarniam tego wszystkiego, ale miejmy nadzieję, że z czasem się tu "zadomowię".

Chcę podkreślić, że to opowiadanie piszę i publikuję nie tylko dla Was, ale i głównie dla siebie. Nie chcę, żeby mi gdzieś zaginęło w komputerze, kiedy tutaj znajdzie swoje stałe miejsce.

Historia jest nieco odmienna od tych, które czytacie. Nie będzie przesłodzenie czy jakiejś takiej mega sielanki. Oczywiście też nie będzie samych łez czy nie wiadomo czego. :)  

 

 

 

 

 

The stars follow you. / Zayn M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz