Rozdział 5

559 41 11
                                    

Wielka biała sala, w której można było poczuć zapach bogactwa i kurczaka. Kilkadziedziesiąt pięknych kobiet w drogich sukniach wraz z mężczyznami w nie byle jakich garniturach. I wśród nich wszystkich byłam ja. Zwykła dziewczyna, niczym nie wyróżniająca się. Przez myśl przemknęło mi wspomnieć o Maliku, ale cóż.. prawda była taka, że on należał do tamtego grona. Mógł mieć co tylko zapragnął, mimo że nie okazywał takiej potrzeby.

Z zamyśleń wyrwała mnie ręka, która - wydawać my się mogło - opiekuńczym gestem owinęła się wokół mojej talii. Niekotrolowanie wzięłam głęboki oddech a on spojrzał na mnie unosząc brwi, niemo pytając o  co mi chodzi. 

- Um... co Ty robisz? - zapytałam nieśmiało wskazując na jego rękę wokół mnie.

Pochylił się, oddechem muskając moje ucho.

- Uśmiechnij się. Moi rodzice tu idą.

W takiej sytuacji nie potrafiłam się uśmiechnąć. Moje serce biło w tej chwili jakimś dziwnym, nietypowym dla siebie rytmem. Przeniosłam wzrok z twarzy Malika na parę zbliżającą się w naszym kierunku. Z każdym ich krokiem moje nogi coraz bardziej miękły, a ja już niemal wisiałam na Maliku. Mężczyzna kroczył z przyjaznym uśmiechem, lecz kobieta niemo ciskała piorunami w moją stronę. Poprawiłam sukienkę, przygryzając wargę. Ta sytuacja była chora. Czułam się niczym pod ostrzałem oskarżycielskich spojrzeń. Mogłam się założyć, że Malik dostanie reprymendę w domu na mój temat. Na temat jego wyboru, którego tak naprawdę nigdy nie było. Nie wybrał mnie z własnej woli - słowa wisiały nade mną niczym czarna chmura. Nie ważne jak bardzo chciałam wygonić je z mojej głowy - one wciąż tam były. Czułam się winna psując jej wizję idealnej przyszłej synowej. Cóż, wiedziałam, że nigdy nie posiądę tego miana, lecz lubiłam o tym fantazjować.

- Ty musisz być Adrienne. - mruknęła z nieco fałszywym uśmiechem.

- Um.. tak właściwie.. to mam na imię Amara.. -  odparłam marszcząc brwi. To nie było miłe.

- Cokolwiek. - odpowiedziała kobieta, a ja już wiem po kim Malik jest tak bardzo arogancki. Moim zdaniem kobieta takich standardów powinna zachować resztki kultury - pozwoliłam sobie na skromną uwagę w mojej głowie. Ojciec Zayn'a patrzył na mnie z współczuciem widniącym w jego oczach. Wydywać by się mogło, że tylko on w tej rodzinie posiada odrobinę rozsądku.

- Miło Cię poznać. Zayn tyle o Tobie opowiadał. - mruknął mężczyzna podając mi rękę, którą od razu uścisnęłam. 

Spojrzałam na Malika unosząc brwi. Mówił coś o mnie? W takim przypadku nie potrafiłam zapanować nad uśmiechem, który niemal sam cisnął się na moje, podkreślone czerwoną szminką, usta. 

- Um.. tato. Tak właściwie mówiłem Ci o innej dziewczynie. Emily, ta z którą chodzę na angielski. - wtrącił Zayn, a iskierki szczęścia błyszczały w jego pięknych oczach.

Nadzieja na coś konkretnego runęła tak szybko jak się pojawiła. Mogłam się tego spodziewać. Nie mógł o mnie wspominać, ponieważ dla niego byłam nikim ważnym. Byłam niepotrzebnym elementym układanki, którą było jego życie. Mogłam w niej być lub równie dobrze mogło mnie nie być. 

- Nie bądź niegrzeczny, synu. 

- Um.. miło mi państwa poznać. - mężczyzna skinął z uśmiechem, a kobieta nawet nie patrzyła w moim kierunku. 

- Amaro, a może wpadłabyś do nas na kolację w sobotę? Spędzilibyśmy miło czas, moglibyśmy spokojnie porozmawiać, bo niestety tutaj panuje za duży gwar. - zaśmiał się. - Co Ty na to?

- Dziękuje za zaproszenie, panie Malik. Chęt...

- Nie wydaje mi się, żeby Amara miała czas. Pracuje w weekendy, więc pewnie nie będzie miała czasu. Poza tym, mówiłem Ci, że zaprosiłem Emily do nas na sobotnią kolację. - powiedział znacząco Zayn, patrząc to na mnie, to na tatę. 

Zaprosił Emily? Zabawane, ponieważ ciągle powtarzał, że kocha i będzie kochał tylko ją. Tą, której tu nigdzie nie będzie. Czyżby z fazy żałoby przeszedł w fazę zapomnienia? Nie mógł tego zrobić, ponieważ to ja miałam przeprowadzić go przez tą granicę. Miałam być etapem zapomnienia. Co do cholery? I kim do kurwy jest Emily? 

- Nie brakuje nam miejsca przy stole. Będzie nam naprawdę miło, jeśli przyjdziesz. - powiedział jego ojciec.

Patrzyłam na Zayna, szukając odpowiedzi w jego oczach. Przegryzł wargę, a jego spojrzenie niemal mnie przeszywało. Nie wydawał się być z tego powodu jakoś wielce zadowolony. Uśmięchnęłam się do niego szeroko, a on pokręcił głową, złowrogo spoglądając w moje oczy. 

Nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego, szepnęłam z uśmiechem ciche 'Przyjdę'.

- W takim razie Zayn po Ciebie przyjedzie. Sobota. 19? - wtrącił pan Malik.

- Idealnie. 

- W takim razie do zobaczenia. - i już ich nie było.Odprowadziłam parę wzrokiem, po czym odwróciłam się w stronę Malika, który stał z zaplecionymi rękami, marszcząc brwi. 

- Co? - zapytałam, udając, że nie wiem o co mu chodzi.

- Co to do cholery było? - pociągnął mnie brutalnie w stronę oświetlanego balkonu, a osobom które nas mijały posyłał uśmiech, który na pierwszy rzut oka był nieszczery. Był wściekły, to dla tego tak się zachowywał. Na balkonie nie było nikogo oprócz naszej dwójki, więc pozwolił sobie na pchnięcie mnie na barierkę. Zawsze był agresywny. Może to było chore, ale to było moje ulubione wydanie, oczywiście wtedy gdy ta agresja nie była skierowana w moją stronę. - Po co się zgadzałaś?! Nie chcę być niemiły, ale nikt do kurwy nie kazał Ci się zgadzać. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale sama wplątałaś się w niezłe gówno. Starałem się Ci pomóc, ponieważ ta kolacja nie mogła mieć prawa bytu, rozumiesz? Ty oczywiście niczym idiotka musiałaś się zgadzać, by zrobić mi na złość, prawda? Oświecę Cię. To nie mi zrobiłaś na złość lecz sobie samej. Przekonasz się w sobotę. 

Skierował się w stronę sali. - Emily, huh?

Odwrócił się, posyłając mi kpiarski uśmiech. - Czyżbyś była zazdrosna?

Prychnęłam, jednak wciąż się uśmiechając. - Co z Perrie?

Wiedziałam, że brnę w niezłe gówno. Nie mogłam się powtrzymać od kąśliwej uwagi. Raniłam jego serce, ale w tej chwilii miałam to gdzieś. On miał prawo mnie ranić od samego początku, więc dlaczego ja nie mogę? 

Gwałtownie ruszył w moją stronę. Starałam się nie pokazywać oznaki lekkiego przerażenia niewątpliwie widniejącego w moich oczach. Stanął obok mnie, a nasze policzki niemal się stykały. Musiałam się skoncentrować, by pojąć jego słowa, które wypowiadał z jadem w głosie.

- Perrie nie ma. Kocham ją, ale także chcę się czuć kochany. Emily jest do tego idealną zabawką.

I odszedł.

Nie rozumiałam jak móglbyć takim dupkiem. W głębi duszy mimo to, cieszyłam się, że nie czuje nic do Emily. Widocznie nie byłam jego jedyną marionetką.

                                                                                          ***

Hej! Wiem, że obiecałam rozdział wcześniej, ale po prostu nie miałam go kiedy pisać. Tłumaczę też opowiadanie o Zaynie (25dwma.blogspot.com) i trochę ciężko mi to wszystko pogodzić wraz z szkołą. Jednakże rozdział jest więc enjoy! :) ~@ILOVEMUSIC141

The stars follow you. / Zayn M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz