Chapter 11

1.3K 114 21
                                    

Minęło parę dni i w końcu mamy wakacje! Dwa miesiące wolnego bez łażenia do tej jebanej szkoły! Oczywiście miałem już naprawioną maskę więc mogłem kulturalnie wrócić do swojej roboty.

Powoli zbliżały się moje urodziny i chyba większość ligi o nich wiedziała, miałem to mocno gdzieś. To dzień jak każdy inny. Nie potrzebuje żadnych prezentów ani nowych gier, starcza mi to co mam.

Ważne było tylko żeby dzień wyglądał jak zwykle czyli moja dwójka nadopiekuńczych soulmatów i ja. Nie przyznaje tego normalnie, ale oni pewnie już wiedzą że lubie się do nich tulić chociaż zwykle wtedy śpię albo gram.

---

Ostatnio jednak oni dość często 'zajmowali się sobą' czyli po prostu uprawiali seks, ja wtedy siedziałem w pokoju nic nadzwyczajnego nie robiąc.

Gdy już mieliśmy spędzić czas razem to, albo Tomu musiał zająć się planowaniem, albo ja spałem lub udawałem wiedząc że zaraz się pojawią. Też spędzałem jak najwięcej czasu mogłem zabijając, czułem się... Trochę odtrącony....

Nie będę im zabraniać się pieprzyć czy coś, ale przypomnę że też istnieje i też chce trochę ich czułości..

---

Ostatniej nocy na nieszczęście ktoś użył na mnie jakiejś indywidualności, mężczyzna powiedział umierając 'Miłej walki z lękami, Deku' cały czas czułem że ktoś mnie śledzi...

Wróciłem więc kulturalnie do bazy, około 2 w nocy, Dabi spał, podobnie Tomura mimo że z chęcią bym się do nich wtulił to nie chciałem tego zrobić...

'Przecież radzą sobie beze mnie, co nie? Ehh...'

Położyłem się w swoim łóżku i próbowałem zasnąć, jednak nie mogłem, jak zwykle....

Po 8 nawet Toya wstał i nie podszedł do mnie tylko wyszedł. Pewnie się przyzwyczaił że śpię, albo udaje.. Ehh.. W końcu około 12 czyli po jakiś 9 godzinach leżenia w łóżku zasnąłem.

---

- Hę..? Gdzie.. Gdzie ja jestem..? - Zapytałem sam siebie będąc w pustce, wszystko dookoła było czarne. - No jasne.. Gościu mnie walną jakąś indywidualnością i teraz mam omamy.. Well ja się nie boję ciemności, nie wiem czemu miałbym się tego bać.

Zacząłem iść nie czując żadnego strachu, nie było żadnych rzeczy, ścian, niczego. Zwykła pustka, jedyne co to chyba łaziłem po jakiejś podłodze, bo nie mogłem przebić rąk pod coś na czym stałem. W końcu zacząłem odczuwać jakbym łaził w kółko.

- Serio?! Chce spać, a nie łazić po jakimś czarnym czymś co nie ma końca no chyba że łaże w kółko! Nie boję się ciemności, nie boję się pustki, śmierci.. Nie wiem co to ma mi przedstawiać. - Szedłem coraz szybciej wkurzony i wreszcie się zatrzymałem. - Chce spędzić poprostu trochę czasu z moimi soulmateami, ostatnio wogule go nie spędzamy... Niby to też moja wina czy coś... W końcu robiłem wszystko aby do nich nie iść...

Opuściłem głowę i zobaczyłem jakby poza ciemnością wokół mnie był jakiś.. Dym? Coś równie czarnego, czemu nie widziałem tego wcześniej?

Podniosłem wzrok i ujrzałem drzwi, które były dość jasne. - 'Chyba nie mam innego wyjścia niż pójść tam... Co?' - Otworzyłem drzwi i poczułem jedzenie, to był mój dom.

- Shiga..?

- Mamo! Mamo! Pobawimy się w bohaterów?! - Zapytał zielono oki chłopiec podskakujący z kocem związanym na szyi oraz posążką All Mighta w ręku wokół kobiety gotującej coś.

Wiedziałem kto to, kilkuletni ja, oraz moja mama, oparłem się o blat kuchenny, byłem pewien że mnie nie widzą.

- A może pobawisz się z tatą po obiedzie? Wiesz że dzisiaj wraca. - Odpowiedziała kobieta mieszając coś w garnku.

- Ale ja chce być super bohaterem mamooo! - Odpowiedział z pretensjami w głowie mały chłopiec.

- Super bohaterowie tacy jak All Might sprzątają swoje zabawki i nakładają do stołu.

- Dobra, lecę już! - Pobiegł do siebie.

'Ehh.. Gdybym wiedział ile mam teraz lat.. Wogule się nie zmieniłem, tylko stałem się wyższy-w- nie fair.. Przestałem bawić się w bohaterów niedługo po skończeniu przedszkola, czyli 3 miesiące lub 4 po dowiedzeniu się że nie mam indywidualności, chociaż i tak wtedy nie bawiłem się aż tak bardzo, więc teraz pewnie jeszcze nie wiedzą nic, a nic..'

Zacząłem się rozglądać po domu.. Czemu on był taki... Inny? Tu nie chodzi o zapach ciepłego posiłku, o bałagan z zabawek super bohaterów, o brak pustej lodówki....

Usiadłem na kanapie. - Dlaczego to wszystko zacząłeś tato...? Byliśmy tacy szczęśliwi? Ale oczywiście musiałeś zacząć pić.... - Zacząłem mówić do siebie czując łzy spływające po moich policzkach. - Wiem że nie byłbym bohaterem... Że nigdy nim nie będę i twoje zachowanie nic nie zmieniło, ale wciąż.. Chce potrafić znowu czuć to szczęście jak kiedy byłem dzieckiem.. Tato..

Gdy się rozejrzałem dom był.. Dosłownie po zabójstwie.. Nie moim, ojca, zabił moją matkę i wyszedł, pijany.. Znowu było trochę czarnego dymu ale nie dużo, usłyszałem płacz więc pomijając szkło i ciało matki udałem się do swojego pokoju.. Ten sam mały ja płakał.. Oczywiście to wszystko było rok temu, więc czemu na oko teraz.. 7, 8 letni dzieciak jest tu..

- Hej.. Nie płacz... - Podeszłem do niego bliżej klęcząc.

- K-kim jesteś..? - Zapytał podnosząc głowę by mnie ujrzeć.

- Tobą.. Z przyszłości.. Tata cię pobił, mam rację?

- Tak... Znowu... A mama.....

- Cicho.. Wiem... Dobrze wiem... - Pogłaskałem małą wersję mnie.

- Co ty tu robisz..?

- Ja... Sam nie wiem... Mogę zadać ci to samo pytanie.. Byłem starszy gdy ojciec zabił matkę...

- Poprostu.. Boisz się siebie. - Odpowiedział nagle przestając płakać chłopiec.

- Że co?!

Nagle dziecko zmieniło się we mnie, w masce, ale wiedziałem bardzo dobrze że to ja. Szybko wstałem unikając jego ciosu, chciał mnie zabić?! Jestem nim przecież!

'Jak przegram ze samym sobą to znaczy że jestem silny czy słaby...? Kurwa nie czas na rozkminy!'

Gdy wybiegłem z pokoju nie było żadnych drzwi więc bez większego namysłu wyskoczyłem przez okno.

Biegłem tak czując łzy znowu wpływające do moich oczu i razem z wiatrem zlatujące mi z twarzy.

Wpadłem na kogoś i chciałem już pobiec gdy zobaczyłem... - Oh.. To ten trzeci... - Stwierdził Toya.

- Co ty tu robisz? Miałeś zabijać innych i nie wchodzić nam w drogę. - Odpowiedział mu drugi.

- Jesteśmy we trójkę soulmateami nie możecie mnie tak zlewać! - Odpowiedziałem.

- Słuchaj mały. - Złapał mnie za podbródek mocno i kazał na siebie patrzeć turkusowo oki. - Nasza dwójka nie potrzebuje trzeciego, wystarczamy sobię, ty nawet jesteś za młody aby uprawiać z nami seks, byłeś pomyłką tego świata i lepiej się od nas odpieprz.

Wokół mnie znowu zaczęła pojawiać się ciemność, nie mogłem przestać płakać. Mimo że na bank to był najciemniejszy odcień czarności, to zaczęły z niej wyłaniać się jeszcze ciemniejsze macki, słyszałem jak ktoś mnie woła, ale byłem zbyt zajęty walką z tą ciemnością.

---

Szybko usiadłem, to był sen..? To przez tą indywidualność? A może tamto też było snem...? Na moim łóżku siedziała zamartwiona dwójka mężczyzn, niestety szybko zrozumiałem że widzieli jak płacze...

1071 słowa

Maska [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz