Rozdział 17- Przegrupowanie

11 5 0
                                        

                       

Alicja

-Nie możemy po nią zejść? - za Chiny nie potrafiłam zrozumieć punktu widzenia Zorii. Dopiero, kiedy stanęliśmy na skraju lasu, wreszcie raczył mi powiedzieć, co się dzieje.
-Nie możemy, bo to nie należy do naszych zadań. - powiedział lekko poirytowany i rozejrzał się dookoła. - Jeśli ktoś ją porwał, to możemy, równie dobrze, szukać wiatru w polu. Ziemia tylko stąd wydaje się taka mała, ale to złudzenie. Przewróciłam oczami i sapnęłam ze złością.
-Zawsze jesteś taki zachowawczy?
-Uważaj.- syknął -Nie wylądowaliśmy na ziemi w nagrodę, tylko za nieposłuszeństwo. Między innymi. Czego jeszcze nie rozumiesz?
-Jest jedną z nas! - upierałam się, a firmament zaczął lekko falować, zupełnie jakby postanowił się nam przysłuchiwać.
-Podobnie jak Hans, Jack, Omialik, Gromosław i Florentyna. Co nie oznacza, że ich znajomi zdezerterują na masową skalę, żeby ich szukać. Możemy poprosić o misję, ale nie możemy sprzeciwiać się w razie odmowy. Dla dobra nas samych. - tłumaczył Zoria, a ja przyglądałam się pomarańczowej, świetlistej kuli, która powoli płynęła przez kopułę w naszą stronę. Robiła się coraz wyraźniejsza, aż w końcu wypłynęła na powierzchnię i uniosła się półtora metra przede mną, na wysokość klatki piersiowej. Zdezorientowana popatrzyłam na niemniej zdziwionego Zorię.
-Powinnam uciekać? - zapytałam.
- Nie, nic ci nie zrobi. Chyba ktoś mocno wierzy, że go usłyszysz, ponieważ świeci niemal jak drugie słońce. - powiedział i gestem dał mi znak, bym wzięła ją do rąk, więc zaufałam mu i powoli wyciągnęłam rękę, delikatnie łapiąc pomarańczową świetlistość. Kula była ciepła w dotyku i chyba szczęśliwa, że dotarła do celu. Po chwili usłyszałam znajomy głos - dochodził z kuli.
-Mam nadzieję, że mnie słyszysz... Musisz mnie słyszeć! Jesteś tam na pewno. Na pewno. Posłuchaj... Przepraszam, że się z ciebie wyśmiewałem. I z Zorii też...nie wiem nawet czy on żyje. Nie odbiera telefonu, ani wiadomości na Facebooku od czasu odejścia ze szkoły. Nie wiedziałem, że umrzesz... Wiesz, ja niedługo cię spotkam. - głos wyraźnie się załamał, a po chwili usłyszałam coś na kształt szlochu. - Jestem w domu, ale... Zabija mnie lęk. Cała fala lęków. Tak, no... Więc chciałem, żebyś wiedziała.
Po chwili kula zgasła i zrobiła się szara niczym popiół. Przypomniał mi się Kuba podczas obchodów Jedenastego i te jego dziwne teksty. I Damian. Życzenie się spełnia.
-Nie wiem co powiedzieć. - przyznałam.
-Nie musisz. - Powiedział Zoria, więc schowałam kulę do kieszeni i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Lucek

Wiem, że to trudne, ale się wysil. - powtarzał Emilian trzy godziny, niemal bez przerwy. Strzały były wbite dosłownie w każdą ze ścian domku, ale nie w kartkę z narysowanym celem. Brzmi nieprawdopodobnie, ale w tym pokoju jedynie szafa pancerna i cel były bezpieczne. Właściwie, w moich oczach, Emilian zasłużył już na miano odważnego. Jeśli przemyt gruszek nie byłby wystarczającym dowodem odwagi, to uczenie mnie strzelania z łuku było nim na pewno. Miny Zorii i Alicji były nie do podrobienia, kiedy w końcu wrócili z patrolu. W sumie dobrze, że już wrócili, ponieważ pomogli nam powyjmować strzały ze ścian domku i znaleźć telefon. Okazało się, że był w głębi dolnej szuflady. Tak sprytnie zamaskowany, że go nawet po kablu nie mogliśmy namierzyć.
-Czytałeś? - Zoria zapytał Emiliana. W tej samej chwili do domku wparował Michaił, a my omal nie dostaliśmy zawału. Trzymał gotowy do strzału karabin i powiedział donośnym głosem:
-Dolna granica zachodniej części nieba została odcięta. Przegrupować się na ziemi i ruszyć do obrony bramy.- wydał rozkaz.
Po czym powtórzył komuś rozkaz przez telefon i uszkodził nożem kabel, a ja szybko pochowałem strzały do kołczanu.
-Gdzie schować to ustrojstwo? - zapytał ni to siebie, ni to nas. Alicja wskazała ręką szufladę. -W sumie tam też można – powiedziała.
Już miałem poprosić łuk, aby się zmniejszył, ale Emilian dał mi znak ręką, abym tego nie robił.
-Michaił, skąd wziąłeś karabin? - zainteresował się Zoria, odpinając od pasa breloczek w kształcie szabli. Alicja zrobiła to samo, a ja przerzuciłem kołczan przez ramię i próbowałem znaleźć jakiś wygodny sposób na trzymanie łuku.
-Co z Wergiliuszem?- dopytywała się Alicja, kiedy Michaił stanął przed oknem i badawczo przyglądał się okolicy.
-Zdobyczny. Ma się dobrze. - odpowiedział obojgu dowódca, nie odrywając wzroku od drzew. -Idziemy. Pozostałe posterunki są w drodze na ziemię i za moment zaczną wprowadzać plan w życie. Tylko do was wiadomość nie dotarła. Nawet nie wiecie, ile macie szczęścia, że w ogóle wróciliście z patrolu.
Szliśmy przez las, w którym robiło się coraz ciemniej. Źle to wróżyło. Michaił dalej trzymał karabin w gotowości i pewnym krokiem prowadził nas w okolice kopuły. Pozostali milczeli. Zoria szedł z obnażoną szablą, a Alicja niepewnie próbowała go naśladować. Ja też wyjąłem jedną strzałę, by w razie czego strzelić. Jednak chyba oboje z Alicją zdawaliśmy sobie sprawę z własnego nie przygotowania i braku doświadczenia.

Mroki poświęceniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz