Alicja
W budynku było gwarno, grała współczesna muzyka, a promienie słońca oświetlały pokój złotym strumieniem. Wciąż jednak miałam w pamięci wydarzenia ostatnich dni. Umarłam, bo zostałam ranna. Bo Luckowi coś się przywidziało? Bo Monika była zazdrosna? Bo policjanci... ,, Nie zaczął się jedenasty listopada, a już ją pochowano"
,, Wbrew temu co się utarło, nie wszyscy umierający ludzie są zamknięci w domach albo szpitalach". Nie potrafiłam przejść nad tym do porządku dziennego. Byłam pewna, że Keiko musiała wiedzieć co się jeszcze podziało. Sądzę, że nie bez powodu kręciła się w pobliżu nas tamtego dnia. Wiedziała, widziała i słyszała.
-Głośno myślisz. - przerwał moje rozmyślania Zoria, pojawiając się ni stąd, ni zowąd obok mnie. Znowu. Nawet nie zauważyłam jak otwiera drzwi. - Skoro już się zintegrowałaś z mieszkańcami, to może nauczę się latać?
Uśmiechnęłam się i już miałam otworzyć drzwi, kiedy zapytał:
-A dokąd to się wybierasz?
-No... - chciałam odpowiedzieć, kiedy przerwał mi dźwięk otwieranego okna. Owionęło mnie ciepłe, letnie powietrze i przez pokój przeleciało kilka motyli. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Jak one mogą to ty też potrafisz. - powiedział Zoria i wychylił się przez parapet, aby pomachać przechodniom, w równie błękitnych, jak nasze mundurach. Po chwili wykonał krok w pustą przestrzeń i zawisnął w powietrzu z cichym łopotem skrzydeł. Powoli weszłam na biurko, potem na parapet i rozwinęłam skrzydła. Zamachałam nimi na próbę i skoczyłam. Jeden... Dwa... Trzy... Cztery... Spojrzałam w dół i opuściły mnie siły. Z krzykiem runęłam w dół i wpadłam prosto w ramiona Michaiła Zelcowa. Ten szybko postawił mnie na ziemi, po czym krzyknął w stronę Zorii: - Taki z ciebie przewodnik, jak ze starej rury cygaro! Jak tylko wróci Regina, wrócisz do pracy w terenie i...
-Michaił! Aniołku... - przerwał mu słodki, nieco uszczypliwy głos należący do blondwłosego, niebieskookiego młodego mężczyzny o zawadiackim uśmiechu. Odziany był w oficerski mundur, krojem podobny do munduru Michaiła, jednak idealnie białego. Michaił pobladł ze złości i wpił w niego jadowite spojrzenie.
-Po co się tak denerwować? Panienka z pewnością dałaby radę wzlecieć...
-Siergiej, motylku. Co porabiasz tak daleko od SWOICH koszarów?
W tym czasie Zoria cicho sfrunął na chodnik i stanął obok mnie, a ja zaczęłam się zastanawiać co tu jest grane. Doceniam troskę Michaiła, ale Zoria był obok na tyle, by mnie złapać w razie potrzeby. I jeszcze obecność Siergieja, oficera z sąsiednich koszarów. Zastanowiła mnie ta waśń, więc korzystając z tego, że są zajęci kłótnią zapytałam Zorię:
-Czemu niebiescy nie lubią białych?
-Z różnych powodów. - powiedział cicho Zoria, beznamiętnie przyglądając się kłótni zwierzchników. - Na ziemi biali żyli w dostatku i w szczęściu, ale swoim postępowaniem pokazali że są godni nieba.
-Siergiej? Wergiliusz?
-Też. A niebiescy żyli w niepewności jutra i generalnie byli nieszczęśliwi. Jednak, po często wieloletnich zmaganiach, dotarli do celu. To tylko dwie z całej palety barw Alicjo. Różnimy się między sobą, a jednak trafiliśmy do nieba. Oni stoją przy bramach, my znamy się na podchodach z demonami. Oni pocieszają dusze, my prowadzimy je. Chociaż to dość płynny podział.Lucek
Akurat stałem przy oknie, kiedy nie wiedzieć czemu Alicja wyskoczyła ze swojego. Przecież już i tak by nie umarła, co najwyżej dziwnie by się poczuła po zbyt gwałtownym kontakcie z podłożem. Złapał ją kapitan Zelcow i delikatnie postawił na ziemi, po czym zaczął się wykłócać z jej przewodnikiem. A potem z jakimś oficerem w białym mundurze. Byłem przekonany, że cały budynek i ulica umilkły specjalnie na rzecz rozgrywającej się sceny. Uchyliłem lekko okno, żeby lepiej słyszeć krzyki i...
-Jesteś tępy jak brzeg muszli!
-Jesteś pusty jak stara tykwa!
-Jak odbijasz piłkę, to zastanawiają się gdzie twoja głowa! - pieklił się Michaił.
-Jak widzisz banany, zastanawiają się czy nie przejdziesz w pierwotny stan! - wrzeszczał Siergiej. Zacząłem się zastanawiać jaki wiek tak naprawdę kryje się za ich zwodniczo młodymi twarzami.
-Podgląda się dziewczyny, co? - zapytał czyjś rozbawiony głos. Odwróciłem się i zobaczyłem, że to Emilian. Coś mnie tknęło i...
-Zamknąłem drzwi na klucz, jak tu wszedłeś? - zapytałem zaciekawiony, a Emilian zerknął za krawędź parapetu i pokazał sąsiadowi z naprzeciwka kciuk uniesiony w górę. Sąsiad wychylił się przez parapet i zarzucił lasso wprost do mojego okna, po czym Emilian przywiązał koniec sznura do haka na ścianie z zewnętrznej strony budynku.
-Dorobiłeś klucz! - powiedziałem, piorunując go wzrokiem, a Emilian nie kończąc pracy nad mocowaniem linki, wymamrotał: -Tak i kopię dałem tobie.
-I ty jesteś w niebie?
- W niebieskich, dzieciaku. Dobry, to nie jest synonim niekreatywnego.
Chyba powoli zaczynałem rozumieć dlaczego Wergiliusz podchodził do niego z taką rezerwą. Chociaż, jakby się nad tym zastanowić, na razie nie zauważyłem, aby Emilian robił komukolwiek krzywdę tym swoim obchodzeniem zasad i procedur.
- Co z tym będziesz robił? - zapytałem.
-Nawiązywał łączność z budynkiem numer trzy, rzecz jasna. - odpowiedział Emilian, po czym popatrzył na zegarek. -Ubieraj mundur, dzieciaku - dzisiaj mamy dyżur.
Otworzyłem szafę i zobaczyłem błękitny mundur i buty połyskujące lakierem. Pachniał nowością i miał nawet kieszonki na prowiant. Nie mogłem się powstrzymać od zadania pytania:
-Skąd wiedzieliście, jaki mam rozmiar?
-Takie rzeczy po prostu wiemy.
Wzruszyłem ramionami na tak wymijającą, jak mi się wydawało, odpowiedź. Emilian zamknął okno i delikatnie uchylił drzwi wypatrując kogoś albo czegoś. Westchnąłem. Niby wiedziałem, że teoretycznie na korytarzu pełni służbę jakiś dyżurny, ale jeszcze nie miałem okazji go zobaczyć. Nie, żeby mi było smutno z tego powodu.
CZYTASZ
Mroki poświęcenia
FantasiW małym polskim miasteczku przecinają się drogi ludzi i aniołów. Alicja i Lucek starają się uporać z wyzwaniami życia codziennego, w którym coraz trudniej nie zadawać sobie pytań o istnienie klątw, przeznaczenia i niewidzialnej wojny. Kiedy na ich...