Zawsze spotykali się we wtorki o dziewiętnastej na tej samej ławce. Następnego tygodnia Satori czuł się fatalnie. Nie mając, co ze sobą zrobić we wtorkowe popołudnie, nogi poniosły go na miejsce ich umieszczonych już w przeszłości spotkań. Nie wiedział, po co tam idzie. Prawdopodobnie posiedzi chwilę, popłacze, odetchnie i wróci. Tak wyglądało złamanie serca. Ale był przyzwyczajony.
Prawie już się dosiadł, prawie westchnął nostalgicznie, nie zwracając żadnej uwagi na otoczenie. W ostatniej chwili coś rzuciło mu się w oczy. Ktoś siedział na ich ławce - to już zdążył zauważyć. Jednak dopiero teraz dotarło do niego, że to Ushijima Wakatoshi we własnej osobie.
- Och - wymsknęło mu się, kiedy odskoczył jak poparzony.
- Mówiłeś, że koniec ze spotkaniami, a i tak przyszedłeś - odezwał się niskim, nieodgadnionym głosem Ushijima. Wyglądał na wkurzonego - masz mi coś do powiedzenia? - wbił w niego swój palący wzrok i zdawało mu się, że w jego umyśle wywiercana jest właśnie wielka dziura. Musiał coś powiedzieć. Cokolwiek!
- Ushijima... - tylko tyle udało mu się wydostać z suchego jak wiór gardła. Odkaszlnął dwa razy, przełknął ślinę i podjął decyzję. - To i tak nie ma znaczenia. Powiem ci prawdę.
Przysiadł się do niego z kłującym bólem w klatce piersiowej. Jakoś ciężko mu było oddychać.
- Właściwie to możesz mnie wyśmiać. Zrozumiem - podjął, porzucając wszelką nadzieję. Jego tragiczny los zaczynał go satysfakcjonować w dziwny sposób. Będzie cierpiał aż do końca, czyż to nie romantyczne? - Nie będę miał nawet pretensji, jeśli rozpowiesz całej szkole, tylko proszę, żebyś mnie nie bił. Już... już wystarczająco boli. - westchnął, a Ushijima nadal milczał. Nie spojrzał na niego, po prostu gapił się w asfalt pod ich stopami - Jestem tym typem, co lubi chłopców. I niefortunnie polubiłem też ciebie. Wiesz, co mam na myśli? Jestem gejem. Pedałem - ostatnie słowo wypluł z obrzydzeniem. Potem pozostało mu już tylko skulić się w sobie, zalać łzami i czekać na reakcję Wakatoshiego. Może przynajmniej nie zdecyduje się na przemoc? Satori miał dość tych wiecznie widniejących na jego ciele siniaków i zadrapań. Gdyby raz, ten jeden raz, ktoś się nad nim zlitował.
- Nie mów tak - odezwał się nagle Ushijima, a Tendou skamieniał i wsłuchał się uważnie. - Nie mów tak, jakby to było coś złego. Ludzie są różni i nigdy nie pobiłbym kogoś za to, że lubi inną osobę. Nikomu też nie powiem, ani cię nie wyśmieję. Ze mną jesteś bezpieczny.
Zapadła cisza. Tendou nie rozumiał.
- Co? - To jedyne słowo na jakie było go teraz stać. Po raz kolejny powtarzał w umyśle właśnie usłyszane słowa i ich sens nadal do niego nie docierał. Przeniósł ostrożnie wzrok na postać siedzącą obok niego. On płakał.
- Znęcają się nad tobą? Czemu nikomu o tym nie powiedziałeś? - zapytał brunet przez łzy. Satori nie miał pojęcia jak na to odpowiedzieć, bo zbyt pochłonięty został widokiem płaczącego towarzysza. On ledwo okazywał jakiekolwiek emocje. Co znaczyły w tym przypadku łzy? Tuziny łez!
- Płaczesz - zauważył w oszołomieniu.
- I dlatego chciałeś skończyć naszą przyjaźń? - kontynuował cicho Ushijima - bo myślałeś, że cię pobiję?
- Przepraszam - spuścił wzrok na swoje kolana. Znowu czuł się winny.
- To ja przepraszam za sprawienie, że tak się czułeś. Naprawdę jesteś przy mnie bezpieczny. - obiecał, ocierając łzy. Druga jego dłoń powędrowała powoli w stronę twarzy Tendou. Nie był pewien, co chciał zrobić, nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji. Miał tylko ogromną potrzebę dotknięcia jego aksamitnej skóry, zbliżenia się, zapewnienia go, że nie musi się bać.
- Mówisz to na serio? - zapytał czerwonowłosy, do którego pomału to wszystko dochodziło.
- Bardzo serio - odpowiedział i nachylił się jeszcze bardziej, przygarniając Tendou do siebie. Objął go silnymi ramionami i przytrzymał przy swoim torsie. Tendou już nie miał siły na nic więcej, zaczął zwyczajnie płakać, mocząc koszulkę przyjaciela. - Ćśśś, jesteś bezpieczny. - wyszeptał mu na ucho, układając brodę na jego ramieniu.
Tendou uśmiechnął się do siebie. Tak. Czuł się bezpiecznie. Wtulił się w Wakatoshiego, a cały świat w tym momencie przestał mieć jakiekolwiek znaczenie.
CZYTASZ
Do Rytmu | UshiTen
Roman d'amourPierwszy był śpiew, a potem... jakoś potoczyło się samo. Zakochiwał się w nim z każdą kolejną nutą i zanim się spostrzegł, wszystko przepadło. A może właśnie wręcz przeciwnie. ushiten | hurt/comfort | 2021 | 6k słów Trochę inspirowane doukyuusei (...