jedenasta była wolność

504 100 16
                                    

Dziewczyna z wcześniej wróciła wraz ze swymi czterema pachołkami. Obrzuciła Tendou nieprzyjemnym spojrzeniem. Wydawał się nieco inny. Z oczu nie ziała mu rezygnacja, tylko coś w rodzaju uporu. Nie przejęła się.
A może powinna.

- Mówiłam ci Tendou, kochany – nachyliła się lekko do przodu – Zostaw. Wakatoshiego. W spokoju. – zatrzepotała rzęsami urokliwie.

- Nie zostawię go – oznajmił stanowczo, ale spokojnie. Patrzył jej w oczy.

- A dlaczego? – zaświergotała – To podchodzi pod prześladowanie, Tendou – jego nazwisko wypowiedziała niskim, ostrzegawczym głosem. Zmrużyła oczy złowrogo.

- Bo on mnie lubi. Chce ze mną być, a ja z nim – odpowiedział i obserwował jak dziewczyna zaczyna tracić cierpliwość.

- Zapomniałeś, że jesteś śmieciem? – zaśmiała się mu prosto w twarz.

- Nie zapomniałem – zaprzeczył i głos mu nieco zadrżał. Pierwszy raz miał udowodnić im wszystkim, że się mylili. Pierwszy raz miał się przeciwstawić, nie tylko im, ale także samemu sobie. Tętno nagle mu przyspieszyło, a na twarzy poczuł ciepło. Powtarzał sobie od kilku dni, że potrafi i pracował nad tym, by nie oceniać się zbyt surowo. Wakatoshi mu pomagał. Zawsze w niego wierzył. I gdzieś tam stał, i czekał, aż Satori wypowie na głos nieznane mu dotąd słowa – po prostu zmieniłem zdanie.

Zdziwienie, jakie malowało się na twarzy dziewczyny, było tak komiczne, że prawie się zaśmiał.

- I wiesz, co? Myślę, że powinnaś zastanowić się nad sobą, skoro twoją ulubioną zabawą w życiu jest wmawianie ludziom wokół, że są gorsi. Nie są – zastanowił się chwilę i dodał, przełamując się – ty też nie jesteś gorsza.

Oczy zaszły jej furią, ale zaraz potem wypełniły się łzami, a kiedy dziewczyna uświadomiła sobie, że płacze, zasłoniła twarz dłońmi i odbiegła.

Tendou nawet już nie miał do niej żalu. Chyba od dawna gdzieś zdawał sobie sprawę, że najgorsze zachowania powodowane są najgorszymi zranieniami. I zdecydował się jej wybaczyć. Teraz oboje byli wolni.

W drodze na lekcje natknął się na Wakatoshiego. Wyraz twarzy wskazywał na to, że miał coś ważnego do powiedzenia.

- Coś się stało,Wakatoshi? – zapytał skonfundowany.

- Ja... - chwycił go za ramiona i zbliżył twarz do jego twarzy. – odesłałeś ją z płaczem. – oznajmił i nie wiadomo było, czy to według niego dobrze, czy źle – co jej powiedziałeś?

Tendou uśmiechnął się lekko, trochę zadumany.

- Że oboje jesteśmy ważni.

Ushijima chwilę milczał, a potem przytulił go mocno do siebie

– Jestem dumny – wyszeptał mu na ucho. – Poza tym... - zawiesił na moment głos – jesteś niesamowity.

- Czemu? – zaciekawił się Satori. Odsunął się od chłopaka, żeby móc na niego spojrzeć. Tak go kochał.

- Bo potrafiłeś być miły dla osoby, która była dla ciebie okropna. Ja bym ją pobił – przyznał bez wahania.

Tendou roześmiał się rozbawiony.

- Lepiej nie bij ludzi – pouczył go lekkim tonem – to boli – skrzywił się żartobliwie. – No i wiesz. Jeśli jesteś człowiekiem, to zasługujesz na to, co inni. Nawet jeśli jesteś zagubiony – powtórzył słowa Ushijimy sprzed paru dni. Posłali sobie jedno z tych ich intymnych spojrzeń i kiwnęli zgodnie głowami.

- Zobaczymy się jutro. U mnie – powiadomił bruneta, a potem rozeszli się na lekcje.

Do Rytmu | UshiTenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz