dziesiąta była świadomość

510 105 21
                                    

Dłonie przemieszczały się płynnym, powolnym ruchem od jego obojczyków, po klatce piersiowej i zatrzymały się na brzuchu. Usta wyczuwał na swoich, poruszające się wyznaczonym rytmem, ale jakoś tego dzisiaj nie czuł. Chciał być z Wakatoshim, ale dzisiaj... nie w ten sposób.

- Nie podoba ci się? – zapytał Ushijima, kiedy zdał sobie sprawę, że Tendou nie oddał żadnego jego pocałunku i spiął wszystkie mięśnie. Odpowiedziały mu puste źrenice wpatrzone w jakiś nieokreślony punkt za nim – przestanę – oznajmił z poczuciem winy. Nie wiedział, co działo się w głowie Satoriego, a tak bardzo chciał wiedzieć i zrozumieć, a potem pomóc mu na każdy sposób jaki znał. I mimo bliskości jaka ich łączyła, nie mogli przecież czytać sobie w myślach, więc zapadła między nimi niezręczna, gryząca cisza.

- To... o czym myślisz? – zapytał w końcu Wakatoshi, odnajdując odpowiednie słowa. Przyjrzał się uważnie beznamiętnej twarzy Tendou i zabolał go ten widok. Najbardziej w świecie chciał, żeby chłopak czuł się przy nim swobodnie, a teraz wyglądał na raczej skołowanego i zamkniętego w sobie.

- O niczym. – rzekł bez emocji.

- Co się stało? – Ushijima coraz bardziej się martwił. Satori zawsze mówił mu, co słychać i jak się czuje. Opowiadał różne historie i opisywał nawet jak to dla niego wyglądało, kiedy całowali się pierwszy raz. Bywał bardzo wylewny, co ten drugi uwielbiał. Uwielbiał go słuchać i zapamiętywać drobiazgi. A teraz nic. Cisza. Nagle coś mu się przypomniało – ktoś się nad tobą znęcał? – wypalił, obserwując jak mięśnie jego twarzy drgnęły nieznacznie i już wiedział, że to to.

- Nie. Wszystko w porządku – usłyszał oczywiste kłamstwo.

- Dlaczego tak mówisz? – głos nasiąkał mu powoli beznadziejnym smutkiem. Tak straszliwie nienawidził tego braku pewności siebie Satoriego. Tak bolała go jego samoocena. – Myślisz, że to nie ma znaczenia, że mówią ci okropne rzeczy? To ma znaczenie. Bo ty masz znaczenie. Nie jesteś rzeczą, Satori – czuł, że łzy napływają mu do oczu, ale zupełnie o to nie dbał. Delikatnie odwrócił twarz przyjaciela w swoją stronę i spojrzał mu w oczy najczulej jak potrafił. Żeby do niego dotarło, żeby zrozumiał – jesteś człowiekiem. Rozumiesz? Człowiekiem. Zasługujesz na wszystko, na co zasługują inni z tej prostej racji, że istniejesz. – zapłakał cicho, a łzy płynęły mu powoli po policzkach skapując na ciało Tendou. Tak desperacko pragnął usłyszeć teraz jakieś potwierdzenie, zobaczyć skinienie głową na znak, że tamten przyjął to do wiadomości.

- Ja... - podjął nareszcie Tendou i jego twarz w tym samym momencie zaczęła wyrażać emocje tak, jakby wcześniej zmuszał się do obojętności. – Nie wiem dlaczego mnie lubisz. – wyznał szczerze. Widział w tym momencie cierpienie przyjaciela, ale nie chciał wmawiać mu już, że wszystko jest okej, kiedy nie było. Musiał być w tym momencie realistą.

- Mogę ci wymienić milion powodów – zarzekł się brunet i, z zapałem zupełne do niego nie podobnym, zaczął od zaraz – pięknie się śmiejesz, uczysz mnie śpiewać, dużo mówisz, policzki ci się tak często rumienią, jesteś dobry z matematyki, chociaż nigdy się nie chwalisz, kiedy zaczniesz opowiadać o tym filmie z kosmitami, to nie wiadomo kiedy skończysz, i masz piżamę w fioletowe paski, i gdy łapiesz żaby to od razu je wypuszczasz, szukasz radości w każdej rzeczy, a liście wplątane w twoje włosy sprawiają, że chcę cię pocałować i jesteś cały niesamowity, i odważny, nawet jeśli czasem nie wierzysz w siebie, ale tak często poprawiasz mi humor, a kiedy tylko na ciebie patrzę, albo o tobie pomyślę, to się uśmiecham i dziękuję światu za to, że mam problemy ze śpiewem, bo nie wiem, co bym zrobił, gdybym cię nigdy nie poznał. Sprawiasz, że czuję więcej i widzę więcej, i tyle rzeczy nareszcie ma sens, że, że... Satori – rzucił się na niego i strumienie łez zamoczyły kompletnie koszulę oszołomionego Satoriego.

- Wakatoshi – wykrztusił tylko, nie pojmując jeszcze sensu tego monologu. Postać desperacko wtulona w jego brzuch drżała nieznacznie i ściskała go zbyt mocno.

- Kochaj siebie, proszę – wysapał mu w ciało Wakatoshi głosem przepełnionym rozpaczą i frustracją.

Satori przeczesał włosy bruneta z szeroko otwartymi oczami i oddychając miarowo, starał się pojąć to wszystko, co usłyszał. Co do tego całego zamieszania miała w ogóle ta nieszczęsna piżama w fioletowe paski?
Wybuchnął nagle śmiechem, opanowany niespodziewaną ulgą. Nie pomylił się. Wakatoshi szczerze go lubił.

- Dziękuję, że mnie kochasz – powiedział, całując następnie czubek głowy Ushijimy – ja też spróbuję. 

Do Rytmu | UshiTenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz