Rozdział 2

5.2K 323 92
                                    

Szedłem za dyrektorem jak na ścięcie. Wzrok wbiłem w podłogę i zagryzłem wargę do krwi. Omegi, które nie mogły opuścić pokojów ze względu na obecność niesparowanej Alfy, wyglądały ciekawie przez szpary w drzwiach. Słyszałem podniecone rozmowy i westchnienia na wieść, że odnalazłem przeznaczonego. Uwierzcie, wcale nie skaczę z radości. Wraz z Michaelem przeszliśmy do prawego skrzydła budynku, gdzie mieściła się sala spotkań. Już za drzwiami pomieszczenia mogłem wyczuć feromony Alfy. Nie krył się ze swoją irytacją i zdenerwowaniem. Dyrektor, mimo że też był Omegą, nie działały na niego feromony. Co innego mogę powiedzieć o sobie. Czując, jak zły był Alfa, mimowolnie zacząłem drżeć ze strachu. Instynkt brał górę nad rozumem. Dyrektor widząc mój stan, zaczął uspokajająco gładzić mnie po ramieniu.

- Będzie dobrze. - powiedział i uśmiechnął się krzywo. Nieczęsto to robił, a w dodatku chyba sam nie wierzył w to, co mówi. Widząc, że nieco opanowałem nerwy i na powrót przybrałem obojętny wyraz twarzy, zwrócił się w stronę wejścia i pchnął drzwi do wewnątrz.

Ciężko było to miejsce nazwać salą spotkań. Była to stara sala gimnastyczna z kilkoma długimi ławami. W weekendy i święta robiła za stołówkę. Jednak to nie na wystroju sali była skupiona cała moja uwaga. Nie spuszczałem wzroku z rosłej sylwetki siedzącej przy śmiesznie niskiej ławie. Gdyby nie powaga sytuacji roześmiałbym się w głos, widząc takiego basiora posadzonego przy praktycznie dziecięcym stole. Kiedy tylko nasze oczy się spotkały, cała jego złość prysła jak bańka mydlana. Skąd to wiem? Przestał wydzielać te niepokojące feromony i uśmiechnął się szeroko. Wstał z siedziska i nie bacząc na towarzyszących mu ludzi czy dyrektora, szybkim krokiem przemierzył te kilka metrów, aby jak najszybciej znaleźć się przy mnie. Odruchowo złapał moją dłoń. Chyba w obawie, że znów mógłbym mu uciec. Ku mojemu zdziwieniu nie było w tym ruchu ani grama agresji czy pokazu siły. Jego dotyk był nadzwyczaj delikatny i ostrożny.


- Tak bardzo cieszę się, że cię znalazłem. - Powiedział z lekką chrypą. Kciukiem gładził moją o prawie połowę mniejszą dłoń. Jego dobry humor prawie bił po oczach. - Dlaczego wczoraj uciekłeś?

Szkoda tylko, że nie mogłem powiedzieć tego samego o sobie. Stałem jak skamieniały, nie wiedząc nawet, czy powinienem mrugnąć, czy nie. Myliłem się co do tego, że powoli godzę się z tym, co mnie czeka. Czułem, jak panika powoli przejmuje nade mną kontrolę. Alfa chyba to wyczuł, gdyż w zdziwieniu zmarszczył brwi. Musiał też dojrzeć moje zdenerwowanie, bo niechętnie puścił moją dłoń i odsunął się kawałek. Sytuacji nie pomagały też osoby zebrane w pomieszczeniu.

- Chyba powinniśmy porozmawiać na osobności. - powiedział głośno.

Na te słowa wszyscy obecni opuścili natychmiast pomieszczenie, zostawiając ich samych, choć - ku drobnej uciesze Sama - dyrektor zrobił to dopiero po namowie Markusa. Czuł, że oboje martwią się o jego bezpieczeństwo. Ta myśl trochę podniosła go na duchu. Jednak tylko trochę, w końcu nie zmieni to jego marnej sytuacji.

- Usiądźmy - zaproponował Alfa i delikatnie pociągnął mnie do ławy. - Może to ja zacznę mówić. - dodał, widząc, że na razie nie mam ochoty nic wtrącić. - Na imię mi Logan, mam dwadzieścia cztery lata, przez ostatnie siedem należałem do Elitarnego Oddziału Wojsk Głównych, a od trzech lat jestem... byłem jego dowódcą. To tak pokrótce.

Chyba oczekiwał ode mnie jakiejś odpowiedzi, ale jakoś nie potrafiłem wydobyć z siebie głosu. Podskoczyłem, gdy nagle nachylił się ku mojej twarzy. Cofnął się zaskoczony moją reakcją. Sam się sobie dziwiłem. Nigdy nie byłem taki bojaźliwy. Nawet w stosunku do Alf. Teraz na jego twarzy pojawiło się zrozumienie. Wydawało mi się czy posmutniał?

- Przepraszam. Przerażam cię, prawda? - rzucił mi szybkie spojrzenie, a potem spuścił wzrok. Podrapał się po karku, jakby nie wiedział, co ma teraz zrobić. - Nie odpowiadaj. Wiem, że tak. - Zaśmiał się nerwowo. Trochę z nutą goryczy. Odsunął się trochę dalej, dając mi więcej przestrzeni. Poczułem ulgę, gdy to zrobił, a jednocześnie wbrew zdrowemu rozsądkowi było mi źle, z tym że go zasmuciłem. - Nie wiem co robić. Nie chcę cię do niczego zmuszać, a wiesz, że ciężko będzie nam żyć osobno. Szczególnie jeśli cię nie oznaczę. Na to mi raczej nie pozwolisz. To nawet nierealne na tę chwilę. Sama moja obecność mocno cię stresuje. Nie dziwię się, że uciekłeś. I nie mam ci tego za złe. - Wyrzucał z siebie kolejne słowa z prędkością światła. - To raczej logiczne, że uciekałeś przed takim brzydalem jak ja...

- Nie jesteś brzydki. - Wyrwało mi się i mógłbym przysiąc, że jego oczy przypominały teraz wielkością denka od butelek. Moje raczej też. Nie zdążyłem nawet pomyśleć, zanim to powiedziałem. - To znaczy... uważam, że nie jesteś. Raczej wydajesz mi się całkiem przystojny. To nie dlatego uciekłem. To bardziej skomplikowane. Dla ciebie nawet obraźliwe, ale... - plątałem się w słowach. - No co?

- Masz piękny głos.

Bez jaj.

ALPHA & OMEGA | OmegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz