Kamil z Piotrkiem próbowali się jakoś ze mna przez drzwi porozumieć ale nie odzywałam się ani słowem.Zwinęłam się na dywaniku i patrzyłam na podłogę zastanawiając się co zrobić...Znowu to zrobił.I za co?Co ja znowu takiego niby zrobiłam?!Czy to coś dziwnego,że chce wyjść sobie na dwór?Jakbym tu nie siedziała i nie udawała,że jestem częścią ich życia to bym sobie mogła wychodzić.Udaje...?Kurwa,nie ważne!Muszę się z tąd wydostać bo to chorę!Okno już pewnie zamknęli...Ale na wszelki wypadek sprawdam.Ale idioci!OTWARTE!Nie myślę długo,a raczej w ogóle bo nad czym.Powtarzam te same czynności co za pierwszym razem i już po chwili biegnę po lesie.Teraz albo nie wiem kiedy (żeby nie powiedzieć nigdy), muszę z tąd spadać chodź nawet polubiłam Kamila czy Piotrka ale co do Dawida...Bosze,sama nie wiem!Z jednej strony z chęcią znowu poczułabym jego usta na swoich a z drugiej nie chce nigdy więcej czuć jego dłoni uderzającej o mój policzek.Pociąga mnie ale jest taki...Nieobliczalny.W ogóle jest jakiś taki tajemniczy i dziwny... Można by nawet powiedzieć,że niebezpieczny.No dobra Zuza....Ale tak w ogóle to gdzie Ty biegniesz?Wywróciłam oczami na samą siebie i zatrzymałam się,zeby nabrać powietrza i się rozejrzeć.No cóż...Otaczały mnie same drzewa i nic prócz tego.Pięknie...Nie słysząłam,zeby ktos mnie gonił więc szłam dalej nie biegłam gdzie nie mam pojęcia,oby przed siebie.
Dawid w tym czasie w łazience na górze:
Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jetsem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiota.
Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiota.Jestem idiotą.
Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jetsem idiotą.Jestem idiotą.
Jestem idiota.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiota.
Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jetsem idiotą.
Jestem idiotą.Jestem idiota.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.
Jestem idiota.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.
Jetsem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiota.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.
Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.Jestem idiotą.
Zuza w tym czasie w lesie:
Zaczęło sie robić zimno a ja byłam w samej bluzce na krutki rękawek,dżinsach i trampkach.Nie zapowiadało to ciepłej nocy...Nie miałam pojęcia gdzie jestem,gdzie iśc,gdzie idę,co dalej...Nic nie wiedziałam!Prócz tego,że albo idę prosto albo zawracam a zawracać nie miałam zamiaru.Więc przebierałam dalej pocierając ramiona i szukając wzrokiem końca lasu ale nigdzie go nie było widać i to mnie strasznie zaczęło przerażać...
Kamil w tym czasie w salonie:
-Zuza...Zuza odezwij się!-Zawołałem znowu ale zero odpowiedzi.Wzdycham i rozsiadam się na kanapie patrząc na zatrzymaną grę.A było tak dobrze!Czemu on musi tak wszystko psuć?!Zuz zaczęła się rozluźniać,okazała się na serio fajną dziewczyną a nie jak te dwa sztywniaki.A teraz ona zamknęła sie w łazience i nawet mi nie odpowiada!-ZUZ!!!
-Zamknij się.Jak się pozbiera to wyjdze.-Warknął Piotrek z kanapy za mną pewnie wpatrony w swój laptop.
-Jak on mógł?
-Wierz,że mógł.Znasz go.-Znam...I w tym problem...Zerwałem sie na równe nogi i pognałem na górę.W łazience paliło się światło więc tam walnąłem pięścią.
-Dawid do kurwy nędzy! Wyłaź z tamtąd i idź na dół ja przeproś bo ona nie wychodzi z tej łazienki!!-Cisza.Są siebie kurwa warci...-Dawid ona tam zamarźnie!Rurz żesz ten durny tyłek i wyciągnij ją z tamtąd!!-Cisza.Cisza.Cisza.
Łup! I dostałem z drzwi prostu w nos.
-KURWA!!!-Wrzeszcze łapiac się za nos i patrze na Dawida.-Co ty...
-Nic nie odpowiada?
Spojrzałem tylko na niego a ten pognał na dół i usłyszałem trzask drzwi wejściowych.Zbiegam a tam czeka na mnie Piotrek.
-Gdzie on podrzał?-Wzruszam ramionami.-Co Ci w nos?-Odrywam rękę a ten mi sie przyglada.-Będziesz żył.
-UCIEKŁA!!!-Wrzask Dawida rozległ się z drzwi wejściowych.-Weźcie koc,komórkę,latarkę i jazda jej szukać!!!
-Dawid może tak będzie lepiej?-Zerkam na Piotrka kiedy tamten lata po pokoju zbierając żeczy.
-Nie.
-Ale...
-NIE!!!!-I żaden już nie dyskutuje.Wybiegamy z Piotrkiem z domu z kocami kiedy Dawid już dawno zagłębił się w las.
Zuza w ciemnym lesie:
Nie wiem już gdzie jestem.Kiedy tylko zrobiło się tak ciemno,że nie dało się iść usiadłam pod jakims drzewem i zwinęłam się w kłębek.Nie miałam innego wyjścia.Las wydawał się nie mieć końca a wracać nie wrócę...Zaczęło mi sie robić na prawdę zimno,niby wiosna ale noce są jeszcze bardzo chłodne.Owinęłam kolena jeszcze mocniej ramionami i spróbowałam jakoś nie zamarznąc do rana...
Dawid w ciemnym lesie:
-Zuza!!!!!-Nie wiem ile tak chodze ale minęło już więcej niż pół godziny.Chłopaki nie dzwonią więc jeszcze jej nie znaleźli a robi się coraz zimniej!-ZUZA!!!!!!!!!-Ale ona nie odpowiada...
Zuza:
Co będzie jeśli zasnę?To lepiej czy gorzej?Będzie mi cieplej czy to nie dobry pomysł...?Nie jestem już w stanie normalnie mysleć tak mi zimno.Wstałabym i poszła z powrotem do chłopaków ale nie mogę się ruszyć... Schowałabym się pod ciepłą kołdrą,znowu wtuliła się w bok Dawida a rano piła kawę z Kamilem...Bosze jak mi sie chce spać...
CZYTASZ
Zaopiekuj się mną
RomanceObrócił mnie,docisnął do ściany i trzymając za ramiona spojrzał mi w oczy. -Uspokój sie.Nie dam Cie skrzywdzić,zaufaj mi.Zaopiekuje się Tobą. Pokiwałam tylko głową bo na wiecej nie było mnie stać patrząc w jego oczy.