VII

149 23 6
                                    

// Okej, kilka informacji na początek. Przepraszam za tak długi brak rozdziałów, ale trochę się działo i nie miałam czasu nic napisać. Nie mogę obiecać, że teraz rozdziały będą się pojawiały regularnie, ale postaram się nie robić większych przerw. 

Po drugie, jeśli jest tu jakaś osóbka chętna do pomocy mi w stworzeniu takich jednych postaci ( nic wymagającego, właściwie to wymyślenie imion, wyglądu i może czegoś jeszcze, ale więcej info wysłałabym wtedy na priv) to proszę napisz do mnie na priv 🙏

Już ostatnia sprawa. Ten rozdział jest dość nudny, ale był potrzebny. Wiem, że w ostatnich rozdziałach nic się działo, ale w następnym już się zacznie jakaś akcja. Swoją drogą, następny rozdział będzie jutro :) //



— Ne, Chuuya. Obraziłeś się? — zapytał po raz kolejny brunet, kładąc swoją głowę na udach niższego i próbując zyskać jego atencję. Próbował już od godziny, ale rudzielec wciąż usilnie go ignorował, udając, że czyta książkę, którą poprzedniego dnia otrzymał od Ozaki. — No weeeeź! Tak będzie łatwiej! — już od kilku dni starał się przekonać Nakaharę do przeniesienia się do normalnego pokoju. Ten jednak cały czas odmawiał, nie podając nawet konkretnego powodu, tylko szybko zmieniając temat. Osamu odpuszczał, myśląc, że starszy po prostu potrzebuje czasu do namysłu, ale minął już tydzień, a on nadal nie otrzymał konkretnej odpowiedzi. — Halo! Ziemia do kociaka! — powiedział, tracąc cierpliwość i wyjmując książkę z rąk rudego, czemu ten, o dziwo, się nie sprzeciwił. Westchnął tylko cicho, zaczynając mówić.

— Przecież już ci odpowiedziałem. Nie chcę się nigdzie przenosić. I nie nazywaj mnie tak!

— Dlaczego? Podaj mi jeden, konkretny powód, dla którego miałbyś tego nie robić. Mieszkalibyśmy obok siebie, spałbyś na normalnym łóżku i wiele innych rzeczy, których nie chce mi się wymieniać. Chuuuuya, ja chcę wreszcie wyjść z tobą na miasto! Minął prawie miesiąc odkąd tutaj jesteś. Przez ten cały czas tylko sala treningowa, gabinet pana Moriego, cela i tak w kółko! No ileż można! Nie nudzi cię to? — odparł naburmuszony. Trenowali razem od prawie trzech tygodni. Co prawda przez nadal słaby stan Chuuyi nie robili jakichś wielkich postępów, ale powoli szli do przodu, więc krótki spacer do pobliskiego parku by im przecież nie zaszkodził. Dlatego Dazai'a, mimo wszystko, nieco dotknął fakt, że rudzielec najwyraźniej wciąż nie do końca mu ufa.

— J-ja... — brunet podniósł się i usiadł po turecku naprzeciw drugiego chłopaka. Wykorzystując okazję, starszy podwinął nogi pod brodę i objął je rękoma. Nie patrzył na brązowookiego, swoje spojrzenie skierował na ścianę po lewej i nerwowo przygryzł wargę.

— Chuu, co się stało? — po krótkiej chwili w pokoju rozbrzmiał zaniepokojony głos wyższego. To był główny problem z Nakaharą. Pomimo łatwości, z jaką można zobaczyć, iż coś jest nie w porządku, to odgadnięcie owego „czegoś" samemu, było rzeczą wręcz niemożliwą. I nieważne jak wiele czasu Osamu spędził w jego towarzystwie, ile zdążył się o nim nauczyć, nie potrafił przeskoczyć tej przeszkody. Sprawy nie ułatwiał fakt, że rudy przejmował się wszystkim, nawet rzeczami, na które większość ludzi nie zwracała uwagi, ba!, nawet tymi, które nigdy nie przyszłyby nikomu do głowy.

— Po prostu... Wydaje mi się, że... Ugh! — wziął głębszy oddech i odwrócił twarz w stronę rozmówcy. Osamu miał ochotę krzyczeć, gdy zobaczył te cudowne lazurowe oczy ponownie pełne smutku. Chciał się przysunąć, przytulić go i wywołać uśmiech na jego twarzy, ale nie mógł. Uparcie powstrzymywał swoje ciało przed zrobieniem tak odważnego, w jego mniemaniu, ruchu. — Mam wrażenie, że wciąż cię zawodzę. Bardzo mi już pomogłeś. Zresztą, nadal to robisz. Chciałbym móc ci się jakoś odwdzięczyć, ale nawet na zwykłych treningach jestem beznadziejny i nie potrafię wytrzymać więcej niż pół godziny, a ty codziennie marnujesz na mnie swój czas. — spuścił wzrok na swoje kolana, a po jego policzkach zaczęły płynąć łzy. Bał się spojrzeć w twarz Dazai'a. Nie chciał widzieć jego reakcji, tego zawodu, może nawet zmęczenia nim. Wiedział, że był bezużyteczny i przez niego ciągle kończyli w punkcie wyjścia. Brunet natomiast tylko cicho westchnął. Po dłużącej się dla rudzielca chwili dłonie ciemnookiego znalazły się na jego kolanach, gdzie wylądowała również jego głowa.

— Rany, Chuuya, musisz popracować nad pewnością siebie, wiesz? Uwierz mi, że nie zmuszałbym się do czegoś, co mnie nudzi lub denerwuje. Zdaje sobie sprawę, iż moje towarzystwo nie jest najwspanialszym, o jakim mogłeś marzyć...

— Nie o to mi chodziło i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. — przerwał mu nieco wyprowadzony z równowagi. I to niby on był tym, który miał problemy z wiarą w siebie, tak?

— Nie, Chuuya, nie wiem! Może jestem idiotą i umyka mi jakiś fakt, ale nie widzę tutaj żadnego problemu. Szczególnie jeśli nie przeszkadza ci moje towarzystwo! — podniósł głos. Miał dość tej sytuacji. Chciał wiedzieć o co chodzi. Mieć to już po prostu z głowy. Wtedy usłyszał jak Nakahara pociąga nosem i zaczyna cichutko przepraszać. — To ja powinienem przeprosić. Niepotrzebnie podniosłem głos. Wybacz. — uniósł delikatnie jego podbródek. Wtedy zobaczył to. Lazurowe oczęta wyrażały teraz całą gamę najróżniejszych emocji, ale Dazai zrozumiał od razu. Mimo wszystko nie dał rady powstrzymać łagodnego uśmiechu wpełzającego na jego usta.

— Tobie wcale nie chodzi o zawiedzenie mnie, prawda? Boisz się, że się po prostu tobą znudzę, znajdę kogoś lepszego i zapomnę o tobie. Mam rację?
Niebieskooki zarumienił się wściekłe, próbując odwrócić wzrok, na co młodszy mu oczywiście nie pozwolił. Chuuya wiedział, jak bardzo samolubne było jego myślenie oraz jak wielkim egoizmem się wykazywał, ale nie mógł pogodzić się z myślą, że nie będzie wystarczająco dobry i znowu zostanie sam. Taka perspektywa najzwyczajniej go przerażała. W pewnym momencie brunet się odsunął. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia wyciągnął w stronę rudzielca dłoń z wystawionym małym palcem.

— Więc złóżmy sobie obietnicę. — powiedział z szerokim uśmiechem.

— O-obietnicę? — zapytał zdziwiony nagłym zachowaniem drugiego. Otarł łzy rękawem czerwonej bluzy, po czym spojrzał z wyczekiwaniem.

— Mhm. Obietnicę, taką, która będzie trwała nawet po naszej śmieci. Nieważne co się stanie, gdzie lub z kim będziemy, zawsze będziemy stać po swojej stronie. Ja będę chronił ciebie, a ty mnie. Może być?
Rudy zmarszczył delikatnie brwi, nie do końca rozumiejąc całą sytuację. Trwało to jednak zaledwie kilka sekund, ponieważ chwilę później uśmiechnął się lekko i powtórzył gest Osamu, łącząc ich palce.

— Świetnie. Czyli teraz przeniesiesz się do normalnego pokoju, tak?

— A ty znowu o tym?

— Błagam Chuuya, nawet sobie tak ze mnie nie żartuj. — zaczął zaniepokojony. Po co w takim razie cała ta afera? W odpowiedzi otrzymał tylko wytknięty język i usłyszał śmiech Nakahary, który zdążył się podnieść i właśnie uciekał z celi.

— Już piętnasta! Czas na trening! — krzyknął, coraz bardziej się oddalając.

— Chuuya!

Stay with me || Bungou Stray DogsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz