III

163 26 1
                                    

Miał mu zaufać? Po zaledwie pięciu minutach znajomości? To było przecież niemożliwe. Praktycznie nic o nim nie wiedział. Z ich rozmowy wywnioskował tylko jedno. A mianowicie to, że w brunecie było coś dziwnego. I rudzielec czuł, że owo „coś" powinno go przestraszyć. Zmusić do zachowania dystansu od drugiego chłopaka. Dlaczego więc wydawało mu się, że jest to swego rodzaju test? Że Dazai najzwyczajniej w świecie czeka na osobę, która będzie w stanie go zaakceptować takim, jakim jest? Chuuya mógł mu to dać. Wręcz chciał to zrobić, ponieważ patrzenie w te, tylko pozornie, obojętne oczy, za którymi skrywał się niewyobrażalny smutek, sprawiało mu wręcz fizyczny ból. I to nie było tak, że Osamu był dla niego otwartą księgą. Nie rozumiał go, a już na pewno nie wiedział, co chłopak czuje. Wszystko było tylko i wyłącznie jego wyobrażeniem. Pierwszym odczuciem.

Ciemnowłosy przypominał mu żelazny sejf, w którym ukryta była książka zapakowana w wiele warstw papieru. Dazai po prostu otwierał go dla ludzi, którzy wydali mu się odpowiedni. Wtedy to już od danego człowieka zależało, co z tym faktem zrobi. Cofnie się po odkryciu pierwszej warstwy? Dojdzie do okładki, przeczyta ją i zawróci, ponieważ tytuł mu się nie spodoba? Czy może odkryje całość, łącząc wszystkie wątki? Nakaharze wydawało się, że jeszcze nikt nie odważył się tego zrobić. I rzeczywiście, aura Osamu była dziwna, wręcz odpychająca, ale nie dla niego. Dla niego była niczym magnez.

W głębi duszy wyśmiewał się za takie myśli. W końcu nawet nie wiedział, z jakiego powodu się tutaj znalazł. Równie dobrze mogło im zależeć tylko na jego umiejętności. Nadal będzie więźniem, a gdy kiedyś coś pójdzie nie tak i rzeczywiście umrze, nikt nie będzie o nim pamiętał. Kolejna zużyta zabawka, którą można zastąpić nową. Mimo to Chuuya był w stanie zapewnić brunetowi akceptację. Nawet jednostronną. Dazai nie musiałby go nawet lubić. Rudzielec mógłby go po prostu słuchać, samemu nic nie mówiąc albo odzywając się jedynie wtedy, gdy uzyskałby pozwolenie. Tak to wyglądało od zawsze, a chłopiec, chociaż raz, chciał poczuć, że nadaje się nie tylko do niszczenia.

Dazai natomiast czuł się, jakby odnalazł, póki co nikłe, światełko w tunelu. Chociaż może było to złe określenie. Zamiast światełka znalazł osobę, która mogła mu w tym tunelu towarzyszyć. Która bez względu na wszystko, by go nie porzuciła. I naprawdę chciał wiedzieć, skąd wzięły się te myśli. To uczucie. Nie potrafił. Nie potrafił również stwierdzić, dlaczego ten drobny rudzielec tak go zaciekawił. Czemu ta okropna pustka wewnątrz jego serca, nagle przestała być tak bardzo odczuwalna?

Póki co, musiał jednak uspokoić Chuuyę, który zaczął nerwowo spoglądać na parę stojącą w wejściu. Nie miał tylko pojęcia jak to zrobić, a był niemal pewny, że jeśli pan Mori zacznie opatrywać rudego bez jego pozwolenia, to nie skończy się to dobrze. Chłopiec zapewne będzie się wyrywał, czym tylko pogorszy swój stan, a jeśli przytrzymają go na siłę z jakiegokolwiek zaufania nici. Osamu niestety zrozumiał też, że Nakahara zgodzi się na wszystko, a przynajmniej nie będzie się sprzeciwiał, myśląc, że, tak czy siak, zrobią mu, co będą chcieli, tylko w bardziej bolesny sposób. To także spotęguje, już i tak ogromny, strach chłopaka.

— Boisz się mnie? Tylko odpowiedz szczerze. — to było głupie pytanie. Czy to nie jest oczywiste? Znają się zaledwie kilka minut, a brunet wątpił, aby Chuuya kiedykolwiek był traktowany inaczej niż zwykła rzecz. Po prostu znał to smutne spojrzenie, ukazujące samotność, której większość ludzi tak naprawdę nigdy nie doświadczyła. W niebieskich tęczówkach tliło się jednak coś więcej. Coś, czego na ten moment nie potrafił zrozumieć, a czego tak bardzo pragnął. Akceptacja. Rudzielec nie oceniał nikogo, nawet pomimo swojego strachu. To było coś niepojętnego dla Osamu. Co prawda, nie znał jeszcze przeszłości chłopaka, ale obstawiał, że nie mogła być ona przyjemna. Dlatego tak bardzo zdziwiła go jego odpowiedź.


— Nie. To znaczy, chyba nie. Po prostu... Może... — wystraszony, zaczął się motać w słowach. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Czuł strach, co do tego nie było wątpliwości. Pozostawało tylko pytanie, czy rzeczywiście był on skierowany do ciemnowłosego. Westchnął cicho, próbując sklecić jakieś sensowne zdanie. — Boję się, ale nie ciebie. Nie chcę was po prostu skrzywdzić. — wydukał po dłuższej chwili.

— Więc... Może spróbujesz unieść tę poduszkę? Zobaczysz, że nie ma się czego bać. — Chuuya zaczął energicznie zaprzeczać, mając coraz bardziej wystraszony wzrok.

— Nie, nie, nie. Ja nie umiem tego kontrolować. Jeszcze zrobię komuś krzywdę. Poza tym ja nawet nie wiem jak to włą... — jego słowotok został przerwany przez dłonie Osamu, łapiące jego twarz. Teraz to już w ogóle czuł się, jakby zaraz miał zemdleć. Jedno, że Dazai był zdecydowanie zbyt blisko. Drugie, że nie lubił czyjegoś dotyku. Nigdy nie był traktowany delikatnie, więc każdy fizyczny kontakt kończył się bólem.

— Już. Uspokój się, bo twoje serce zaraz, dosłownie, wyskoczy ci z piersi. Nie bój się, to nie potrwa nawet pięciu sekund. Nie stracisz kontroli. Po prostu pomyśl, że chcesz ją podnieść. Nic więcej. Unieś ją nad nasze głowy. — powiedział i odsunął się kawałek.

Rudzielec spojrzał niepewnie na poduszkę. Miał ją unieść. Łatwo powiedzieć. Każde dotychczasowe użycie jego zdolności kończyło się katastrofą. Miał jednak wybór? W końcu był tylko więźniem. Czemu więc nie czuł w słowach bruneta rozkazu, a zwykłą prośbę?

Odetchnął głęboko i zamknął oczy. Wyobraził sobie poduszkę otoczoną delikatną, czerwoną poświatą, która po chwili zaczyna się powoli unosić. Poczuł, jak grawitacja się zmienia. Jak zaczyna oddziaływać na jego ciało. To było takie inne. Dziwne. Nacisk był delikatny. Nie wywoływał bólu ani krzywdy. Otworzył oczy, a widząc lewitujący przedmiot, zrobił zaskoczoną minę.

Osamu patrzył na to z rosnącą satysfakcją. Gdy rudowłosy zamknął oczy, miał okazję lepiej przyjrzeć się jego twarzy. I Dazai musiał przyznać, że chłopak był naprawdę ładny. Szczególnie bez wystraszonych oczu i smutnej miny. Wyglądał tak spokojnie. Po chwili wokół ciała Nakahary pojawiła się czerwona poświata. To tylko poszerzyło uśmiech na twarzy chłopaka. Czuł tę moc. Siłę, płynącą z samej aury zdolności. Poduszka zaczęła się unosić. I przez chwilę wszystko było w porządku. Już chciał powiedzieć „a nie mówiłem?", gdy źrenice rudzielca gwałtownie się zmniejszyły, a jego oddech przyśpieszył. Nim uruchomił swoją umiejętność, poczuł, jak powietrze staje się cięższe, a on nie może oddychać. Nie myśląc wiele, złapał drugiego chłopca za ramię.

Zatracenie.

Wszystko wróciło do normy. Poduszka upadła na podłogę, a czerwona poświata zniknęła. Wystraszone niebieskie oczy spojrzały na Osamu. Powiedzieć, że był zdezorientowany, byłoby niedopowiedzeniem tysiąclecia. Co się właśnie stało? Dlaczego jego zdolność się zatrzymała? Czy on ją przez chwilę kontrolował? Rozmyślania przerwał miękki głos bruneta.

— Widzisz? Mówiłem, że dasz radę. Co prawda tylko przez chwilę, ale to dobry początek. Poza tym teraz mi wierzysz, że umiem to powstrzymać? — zaczął wesoło. Rudy kiwnął delikatnie głową na potwierdzenie. Mina mu jednak zrzedła, gdy zobaczył, jak Chuuya odwraca głowę i przygryza wargę. Spojrzał na niego zaniepokojony, dokładnie lustrując ciało drobniejszego. Zobaczył powiększającą się czerwoną plamę na bluzce chłopaka w okolicy brzucha, a potem poczuł coś mokrego pod dłonią, którą trzymał na ramieniu Nakahary. Szybko ją zabrał, wołając pana Mori'ego. Już nie miało znaczenia czy rudzielec będzie się ich bać. W tym tempie wykrwawi się i umrze, a do tego Osamu nie mógł dopuścić. A może raczej nie chciał?


_______________________________

Okej, zdążyłam z rozdziałem. Mam nadzieję, że się podoba.

A tak swoją drogą, nauczy mnie ktoś może jak się robi "tab" na wattpadzie? xD 

Bo ja to chyba jakaś ułomna jestem i nie potrafię :)

Stay with me || Bungou Stray DogsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz