Siedząc w małej,przytulnej,prawie pustej kawiarence,na rogu Blackwall Street,Gerard myślał intensywnie.Nie było sensu siedzieć w nieskończoność,we wręcz klaustrofobicznie ciasnym mieszkaniu Jessie'go,będąc odciętym od jakiegokolwiek kontaktu ze światem.Policja jeszcze nie złożyła tam wizyty,a drugiego cudu głupoty i nieokrzesania poszukiwaczy,Gerard raczej się nie spodziewał.Uznał więc to miejsce za odpowiednie,do egzekwowania planu zapomnienia o Bożym świecie.To jednak nie było takie proste.Gerard myślał intensywnie,zbyt intensywnie.Przypomniał sobie o Emily,wiedział,że to koniec.Rozejrzał się po pomieszczeniu:wystrój wnętrza kawiarenki,był stylizowany na lata 60.W małym kominku z butelkowozielonych kafli wesoło trzeszczał ogień.Ściany były wytapetowane w biało-zielone pasy,ciągnące się od sufitu do podłogi.W kącie stała niewielka, przeszklona,drewniana gablotka,w której znajdowały się skrzętnie poukładane zabytkowe serwisy.Ze starego radia stojącego na masywnym,drewnianym barze,cicho pobrzmiewały leniwe dźwięki "It's A Sin To Tell A Lie".Kelner przyniósł zamówioną przez niego kawę.Gerard podziękował,zapłacił,po czym znów zagłębił się w rozważania,na temat jego obecnego położenia.Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i Gerard natychmiast pożałował,że zdecydował się tu przyjść.Do środka wpadło dwóch mężczyzn.Jeden z nich,szczupły o nieproporcjonalnie wielkim,orlim nosie,był ubrany w czarną pilotkę i przetarte jeansy,a na lewym nadgarstku miał srebrnego rolexa.Drugi,bardziej tęgi,o rozbieganym spojrzeniu,miał na sobie czarną wełnianą czapkę,brązowe spodnie ze sztruksu,oraz szarą,pikowaną kurtkę,przez którą wydawał się jeszcze bardziej masywny.Mężczyzna w pilotce wskazał Gerarda towarzyszowi.Barman wyszedł zza kontuaru. -Czy mogę w czymś panom po... Nie zdążył dokończyć.Facet w pikowanej kurtce zdzielił go pięścią w twarz i brutalnie pchnął na ziemię.Tymczasem chudy dobył noża i ruszył w stronę Gerarda.Gerard zerwał się z miejsca i kopnął stolik,przy którym przed chwilą siedział w stronę napastnika.Chudy zawył,kiedy gorąca kawa chlusnęła prosto w jego twarz.Tęgi uporawszy się z barmanem,teraz również skierował się w stronę Gerarda,wyciągając zza pazuchy pałkę teleskopową.Drzwi po raz kolejny rozwarły się z hukiem,omal nie wypadając z zawiasów.Było ich pięciu,wszyscy ubrani niemal identycznie:w długie czarne płaszcze i szare chustki na twarzach,tak że nie sposób było dokładnie odgadnąć rysów ich twarzy.Pierwszy z nich zagarnął tęgiego napastnika ramieniem i cisnął nim o gablotę,która posypała się na podłogę razem z wyposażeniem,a żebra agresora zatrzeszczały.Kolejnych dwóch wzięło chudego pod ręce i zaryło jego i tak już obolałą twarzą prosto w zielono-biało wytapetowaną ścianę,zostawiając na niej krwawy ślad.Pozostali ledwo zdołali uskoczyć przed wielkim kryształowym żyrandolem,który pod wpływem wstrząsów grzmotnął z impetem o posadzkę.Gerard spojżał na swoich dwóch niedoszłych oprawców,leżących bezwładnie,na wypastowanej podłodze kawiarenki.
-Zwiążcie ich i przenieście na zaplecze.Niech ktoś zadzwoni furgonetkę,trzeba będzie ich stąd przewieźć.Patrick,zobacz co ze Stanem-zarządził jeden z zamaskowanych,wskazując na leżącego na ziemi barmana-A ty-zwrócił się do Gerarda-gadaj co się tu stało.
-Tych dwóch wpadło tutaj i zaczęło rozpierdalać cały lokal...
-Nie kłam synu i zważ na słowa-przerwał mu Stan-oni go szukali Francis-odpowiedział temu,który wcześniej zadał pytanie Gerardowi.Francis spojrzał na Gerarda podejrzliwie.
-Czekaj...chyba już cię gdzieś widziałem-powiedział przypatrując Gerardowi-Stan,masz tu gdzieś najnowsze wydanie "Bluemoon Week News"?-zapytał świdrując Gerarda spojrzeniem.Stan przeszedł za bar,chwilę się za nim pokrzątał,aż wreszcie znalazł poszukiwaną gazetę i podał ją Francisowi.Francis otworzył ją,przewertował kilka stron i w końcu znalazł to czego szukał.Pokazał zdjęcie umieszczone na tej stronie swoim towarzyszom i zaczął czytać na głos:"W nocy z dnia 26 na 27 sierpnia,w Oak District znaleziono ciało młodego mężczyzny:Conora Scotta. Żona denata Victoria Scott doznała szoku i jest pod opieką psychiatry.Na podstawie zeznań sąsiadów udało się ustalić,że podejrzanym jest 26-letni Gerard Cole,który w stanie upojenia alkoholowego wdarł się na tenen posiadłości denata,rozbił szybę jego domu i odgrażał się mu dwa dni przed całym zajściem.Komenda główna Bluemoon City prosi o jakiekolwiek informacje na temat Gerarda Cole'a,którego zdjęcie umieszczone jest pod tym artykułem."Nie mam wątpliwości co do tego,czyja buźka jest na tym zdjęciu.Pytanie tylko jaki związek z tym kogo zabiłeś mają Blood Angels,kurwa ich mać. -Słuchaj,nie zabiłem tego faceta,ktoś mnie wrobił.Wiem,że gówno was to obchodzi,ale chcę postawić sprawę jasno-powiedział wytrącony już z równowagi Gerard.
-Ok.Nie mam powodu,żeby ci nie wierzyć,ale mamy pewien problem.
-Jakiej materii?-zapytał Gerard. -Z twojego powodu musimy odnawiać cały lokal,a to kosztuje. Gerard milczał przez chwilę.W jego głowie,toczyła się bitwa.Bitwa,której rezultatem,mogła być całkowita zmiana jego dotychczasowego życia.W końcu podjął decyzję.
-A co gdybym się do was przyłączył?W ten sposób mógłbym to odpracować,a poza tym potrzebna mi ochrona. -Ty!? Francis roześmiał się.Po czym spoważniał i zamilkł na chwilę.
-Prawdę mówiąc,jest jedna robota,którą mógłbyś dla mnie wykonać.Gdyby ci się udało,mógłbym przedtawić cię szefowi w jak najlepszym świetle. -Co to za robota? -Słuchaj uważnie.
CZYTASZ
Life Starts Now
Mystery / ThrillerW tej chwili,nie jestem w stanie opisać tej historii,ze względu na fakt,że jestem w trakcie pisania,jedyne co mogę powiedzieć (lub w tym przypadku napisać),to zapewnienie,że to co jest w tej chwili to tylko wstęp i cała historia nie będzie,aż tak nu...