Szczerość. To dzięki niej terapeuta w porozumieniu z psychiatrą mógł zacząć leczyć jego brudny umysł.
Otwartość. To dzięki niej Baekhyun zaczął widzieć radosną przyszłość, w której to nic już nie stało na przeszkodzie do szczęścia jego syna.
Zrozumienie siebie. To właśnie dzięki niemu Baekhyun pomyślnie zakończył terapię, wracając do domu, do kochającego syna.
Od zawsze liczył się tylko Chanmin. Od zawsze. I na zawsze już miał się liczyć tylko Chanmin.
***
Powrót do domu był jednym z wyczekiwanych momentów. Młody Byun tęsknił za kojącym zapachem wanilii i bursztynu, za odgłosem skrzypiących drzwi od spiżarni, za głosem lubianej gosposi. Tęsknił za domem, po prostu za domem. I nie dziwiła nikogo nagła radość, kiedy ten przekroczył próg swojej sypialni, rzucając się na łóżko i płacząc łzami szczęścia. Nie dziwił nikogo nagły słowotok, który chwilę po przekroczeniu progu kuchni wydał z siebie Baekhyun. Nie dziwiła nikogo nagła wrażliwość chłopaka, kiedy ten, wzruszony, rozglądał się po sypialni swojego synka.
Ale dziwiła rzucająca się w oczy niechęć do swojego pierworodnego. Rzucił się w oczy dziwny grymas na młodej twarzy, nerwowe stukanie w blat przewijaka i przegryzanie wrażliwych ust, do krwi. Wszystko to dziwiło, w końcu miało być lepiej, więc dlaczego wcale lepiej nie jest?
Powodem był strach. Baekhyun najnormalniej w świecie się bał. Był przerażony, czując nieubłagalnie zbliżający się czas, w czasie którego przywitać miał się z synkiem. Dygotał, małymi krokami zmniejszając dystans między sobą, a luksusowym łóżeczkiem własnej pociechy.
W tym momencie żałował większości swoich decyzji, żałował każdego, najmniejszego nawet błędu, niedomówienia, kłamstwa. Ale żałował czegoś jeszcze.
Przecież wszystko byłoby dobrze, gdyby tylko biologiczny ojciec jego skarba wiedział o jego istnieniu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby Baekhyun nie zachował tak istotnej kwestii tylko dla siebie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby Chanyeol wiedział, że ma syna. Musiało by być dobrze, kurwa, musiało.
Byłoby, gdyby tylko Chanyeol wiedział.
***
Kilka dni później, po uspokojeniu nerwów, mnóstwie wylanych łez oraz po kilku ciężkich godzinach, w czasie których młody Byun nie widział jakiegokolwiek sensu swojej egzystencji, wydarzyło się coś, do czego Baekhyun tak bardzo nie chciał dopuścić.
Ślub jego najlepszego przyjaciela, Tao z bratem ojca jego skarba, Yi Fanem, był najgorszym możliwym wydarzeniem na czas teraźniejszy, jak i na czas przyszły. To nie tak, że Baekhyun nie chciał szczęścia przyjaciela, bo chciał je, oczywiście, że chciał. Było tylko w jedno ale.
Ale o namiętnym spojrzeniu, wysportowanym ciału oraz o ponadprzeciętnej urodzie. Ale o silnych ramionach, cudownej klatce piersiowej i boskiej wręcz szczęce. I Baekhyun wiele by dał, żeby tym ale okazał się najcudowniejszy na świecie Jongin, jednak los był mu okrutny. Jednym, ważnym ale był Chanyeol.
Bo Baekhyun nie wyobrażał sobie spotkania z jednonocym kochankiem, w czasie którego doszło do tak oczywistych zdarzeń. Baekhyun nie chciał spotkania z nieświadomym o ojcostwie obiekcie swoich uczuć. Baekhyun nie potrzebował kolejnych zawirowań w swoim już i tak pogmatwanym życiu.
Jedynym wyjściem było odmówić zaproszenia. To musiało być proste.
***
- Więc chcesz mi powiedzieć, że nie masz zamiaru pojawić się na moim weselu? - Tao nie krył oburzenia. - Czyś ty kompletnie oszalał?!
- Doskonale znasz moją sytuację, nie krzycz na...
- Baekhyun, cholera! - Chińczyk miał dość, przeklnął. - To będzie najważniejszy dzień mojego życia, zaraz po tym jak Yi Fan zrobił mi loda, sam rozumiesz, więc jakim prawem odmawiasz przyjęcia zaproszenia?!
Młody Byun spojrzał na czerwonego ze złości przyjaciela. Szybko odwrócił wzrok, mrugając do półtorarocznego synka. Ten się uśmiechnął, pokazując pojedyncze, mleczne ząbki.
- Wiesz co, Tao? - Odezwał się w końcu.
- No co?
- Co mam tam niby powiedzieć? - Zapytał retorycznie. - No cześć, Chanyeol. I cześć, Jongin, Minseok, Jondae. - Zaczął wymieniać. - Przez ostatni czas nie było ze mną kontaktu, bo... No właśnie, bo co? Urodziłem dziecko waszemu kumplowi, ale nic nie mówcie, bo on o tym nie wie? Czy może coś w stylu... No witajcie, nie było ze mną kontaktu, bo okazałem się psychiczny i musieli mnie leczyć?
- Może wcale nie poruszaj tego tematu? Czy to nie jest prostsze?
- A wobec Chanyeola jaki mam być? Udawać, że go nie ma, że go nie widzę? Czy może nie dopuścić do siebie myśli, że jest ojcem mojego syna, który jest jego idealną kopią?
- Nie możesz przestać o tym myśleć? Chanyeol ma żonę, wiesz o tym!
- Nie obchodzi mnie jego żona!
- Naprawdę nie możesz?!
- Nie, nie mogę!
- Niby dlaczego?
- Bo go kocham!
- Kochasz?
- Tak, kurwa, wciąż kocham Chanyeola.
CZYTASZ
On Ponad Wszystko | ChanBaek
FanficBaekhyun od początku wiedział. Chanyeol nie umiał kłamać. - Chanyeolah. - Zaczął, jeszcze szczelniej przykrywając nagie ciało kocem. - Chanyeolah? - Tak, skarbie? - Wracaj do niej. - Powiedział cicho, wycierając z policzków łzy. - Twoja narzeczona n...