30

1.4K 157 65
                                    

To, co miał zamiar zrobić było naprawdę ryzykowne. Być może oszukać innych śmierciożerców będzie łatwo, wymyślił dość dobre kłamstwo. Ale doskonale wiedział, że nie zadziała ono na długo. W końcu domyślą się, że coś jest nie tak, Voldemort dowie się o wszystkim, zapadnie wyrok śmierci. Ale miał szansę znaleźć horkruksa, pomóc Zakonowi i ułatwić zabicie Czarnego Pana. Dlatego uważał, że to jest tego wszystkiego warte, nawet jeśli zginie, jego śmierć przyczyni się do ocalenia wielu innych istnień. Dobro grupy ważniejsze od dobra jednostki. Tym bardziej, jeśli w tej grupie znajdowali się ludzie, których chciał ocalić. 

Złamał różdżkę Avery'ego i zrobił drobny bałagan w jego domu, żeby wyglądało, jakby odbyła się w nim jakaś walka. Przynajmniej tak mógł mu się odpłacić. Stwarzając jakieś pozory tego, że przed śmiercią próbował się bronić. Że nie zginął bez walki.
Spojrzał jeszcze raz na martwe ciało leżące przy kominku i nagle jego sumienie zaczęło się odzywać, wręcz krzyczeć w jego głowie. Regulus właśnie zdał sobie sprawę co tak właściwie zrobił. Pozbawił kogoś życia. Nie miał do tego prawa. Nikt nie ma prawa odbierać czyjegoś życia. W tym świetle wcale nie był lepszy od Voldemorta. Avery nie był niewinny, narobił wiele złego. Ale co z tego? To było jego życie i on nim kierował. Regulus oskarżył go o coś, czego nie zrobił i zamordował, dla osiągnięcia własnych celów. On sam do tej pory nie wiedział, że byłby w stanie posunąć się do takich rzeczy, żeby uchronić tych, których kocha. Cały czas wmawiał sobie, że dobrze zrobił, usilnie chował się, za zasłoną chronienia bliskich i próby pokonania zła, ale czy prawda nie była taka, że po prostu wybrał najłatwiejszą drogę? W końcu zawsze łatwiej jest pokonać przeciwnika, który stoi na drodze, niż znaleźć inną. 

Potrzebował kilku minut, żeby ochłonąć na tyle, by móc cokolwiek zrobić. Odetchnął głęboko. Po co wyrzuty sumienia? To już się stało, nie mógł nic zmienić. Mógł jedynie dokończyć to, co zaczął, żeby ta śmierć nie poszła na marne. Teleportował się przed dom Bellatriks. Zastukał kilka razy kołatką w masywne, dębowe drzwi i poczekał chwilę. Miał nadzieję, że zastanie ją, a nie Rudolfa, bo nie miał pewności, czy wiedział, że jego żona prawdopodobnie chowa horkruksa. W końcu drzwi się uchyliły i wyjrzała zza nich ciemnowłosa kobieta. Regulus skrzyżował ręce na piersi i uśmiechnął się wymuszenie i radośnie.

- Dzień dobry, droga kuzyneczko. - Powiedział pogodnie. Bellatriks przetarła oczy dłońmi.

- Regulusie, o co chodzi? - Zapytała zwyczajnym, nic niewyrażającym tonem. Wpuściła go do środka i poprowadziła do salonu. Była wychudzona, oczy miała podkrążone, wyglądała na dużo starszą niż tak naprawdę była. Azkaban wyraźnie odbił na niej swoje piętno. Regulus zajął miejsce na fotelu naprzeciwko kanapy, na której usiadła jego kuzynka. Spojrzała na niego uważnie. - Wyjaśnisz mi w końcu po co tu jesteś? Bo nie wierzę, że przyszedłeś na rodzinne pogaduszki, znam cię.

Regulus parsknął śmiechem. Znała go jako głupiego i naiwnego nastolatka. Nie poznała go jako dorosłego człowieka, którym się stał. Ale nie powiedział jej tego na głos. Spoważniał szybko.

- Powiedz mi, Bello, gdzie trzymasz horkruksa?

Kobieta wyraźnie pobladła, ale jej wyraz twarzy nadal nic nie zdradzał. Uniosła lekko głowę. 

- Skąd pomysł, że ja go w ogóle mam? 

- Bo masz. - Powiedział pewnie, chociaż wcale nie był tego pewny. Bellatriks nachyliła się lekko nad stołem, który ich dzielił.

- Nawet jeśli, to nie powinieneś o to pytać. - Powiedziała ostrym tonem, jakby ganiła za coś małe dziecko. Regulus wywrócił oczami.

- Skąd możesz wiedzieć, że nie powinienem? Może właśnie powinienem, a wręcz muszę? - Stwierdził, łącząc dłonie przed sobą.

Braterska Przysługa [Regulus Black] ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz