1. Promyki słońca

693 27 13
                                    

Promyki słońca lekko przebijały się przez zasłony w moim oknie i raziły moje zaspane oczy. Ehhhh....znowu muszę zebrać siły po to, żeby iść do pracy. Tylko sęk w tym, że ja nawet nie lubię tego wszystkiego. Mówiąc wszystko, mam na myśli w szczególności zabijanie. Nie wiem, jak to może człowieka kręcić, a psychopatów przenigdy nie zrozumiem. Oni potrafią tylko zabijać. W sumie na swojej FANTASTYCZNEJ drodze w życiu spotkałam ich już trochę i stwierdziłam, że od przyjaźni z nimi lepiej się powstrzymać dla swojego dobra. Chwila, ale czemu ja o tym myślę? Czy do reszty potraciłam moje zmysły? Powoli podniosłam plecy i wstałam, a wtedy głowa nagle zaczęła mi pulsować.

- Poważnie? Znowu to samo? No dobra.... - to nie było nic dziwnego, ponieważ od kiedy tylko pamiętam, co jakiś czas budziłam się i miałam zawroty głowy, ale zdecydowanie psuło mi to nastrój. - Ten dzień nie zapowiada się za dobrze.. - jęknęłam i wzięłam przeciwbólowe tabletki.

Po skończonym śniadaniu (jeśli kromkę chleba można by nazwać śniadaniem) ruszyłam szybkim krokiem do budynku, którego tak nienawidziłam....siedziby Portowej Mafii. W końcu, gdybym teraz się spóźniła, Mori by mnie chyba wydziedziczył...

- Heh, już  wyobrażam sobie tę scenę - lekko się zaśmiałam. Po krótkim spacerze w końcu dotarłam w ukochane miejsce i nie tracąc czasu, od razu przekroczyłam próg wielkiego budynku.

- Ohayoooo...- powiedziałam zaspana, przeciągając się. Potrzebuję kawy, zdecydowanie potrzebuję kawy, ale to potem. Najpierw niestety muszę iść do mojego szefa, którego taaak bardzo chcę teraz widzieć (oczywiście sarkazm). Jak powiedziałam, tak zrobiłam i po krótkim spacerze przez zawiłe korytarze, zapukałam do dobrze mi znanych, czerwonych drzwi.

- Mori? Mogę wejść? - brak odpowiedzi - Halooo..... - nadal nic. Coś tu jest nie tak. W porządku, wejdę, ale powolutku w końcu jak go nie ma to może tam być nieproszony gość, a wtedy nie będzie za przyjemnie. Powoli, jakby od tego zależało moje życie, nacisnęłam klamkę od drzwi i najciszej jak umiałam, weszłam do pomieszczenia. Ale tego to się nie spodziewałam...

Przede mną stał średniego wzrostu mężczyzna odziany w długi, czarny płaszcz sięgający prawie do ziemi. Tym swoim nietypowym wyglądem roztaczał jakąś niepokojącą aurę. I przede wszystkim, co jest nie tak z jego włosami? Białe odrosty, czy to ktoś jeszcze w ogóle tak chodzi? Mam nieodparte wrażenie, że przyszedł tu na pogrzeb. Ale mniejsza, to pewnie nowy egzekutor, czy inaczej nowy nabytek Moriego. Ciekawe, jaka jest jego umiejętność, dla mnie wygląda groźnie i niebezpiecznie. Raczej nie jest wrogiem, ponieważ gdyby był, to już dawno by zwiał a nie przyglądał mi się, więc nie zrobię błędu, jeśli do niego zagadam.

- Dzień dobry... Kim jesteś i co robisz w biurze Moriego tak wcześnie z rana? - zapytałam najnormalniej, jak mogłam, żeby nie wzbudzać podejrzeń.

- Wezwał mnie tu i czekam na niego - powiedział ostro. Ojj, za przyjazny to on chyba nie jest. Nawet nie wysilił się na żadne powitanie. Może skończę z nim lepiej rozmowę, zanim coś nieprzyjemnego z tego wyniknie. Odwiedzę Moriego potem, przecież nic szczególnego się nie stanie. W momencie, gdy zaczynałam zmierzać w stronę drzwi, tym razem on postanowił się odezwać - A ty kim jesteś? - tym razem trochę łagodniej, to już coś.

- Yuki Nanase. Pies Portowej Mafii. Przyszłam tu, ponieważ Mori codziennie czegoś ode mnie chce, więc tym razem postanowiłam, że nie będę tracić później czasu i odwiedzę go już teraz, ale jak widać, jego tutaj nie ma, zatem nic tu po mnie - urwałam w połowie zdania i w końcu otworzyłam te cholerne drzwi. I zgadnijcie, kogo tam spotkałam...Oczywiście Moriego, który jak gdyby nigdy nic patrzył na mnie pytająco - Matko jedyna...proszę zabierzcie mnie stąd - mruknęłam tak cicho, żeby nikt nie usłyszał. Złapałam się za głowę i przeklinałam tę sytuację w myślach. Dlaczego akurat teraz ukochany szef musiał zaszczycić nas swoją obecnością? Sądziłam, że niezręczną rozmowę z tym gościem mam już za sobą, ale chyba popełniłam ogromny błąd.

- O, oboje tu jesteście. Miła niespodzianka...a już miałem was szukać. - powiedział Mori i chwilowo skierował swój wzrok w moją stronę. - Yuki, wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś miała zaraz umrzeć - lekko się zaśmiał, ale chyba ciekawił go mój obecny stan. Cały szef, raz ma ochotę zabijać i jest niesamowicie groźny, a drugim razem śmieje się mi w twarz...eh...skalanie boskie...

- Bo właśnie tak się czuję. Przecież wiesz, że nie lubię tej pracy, więc się nie dziw. Bardziej dziwi mnie to, czemu chciałeś, żebyśmy tu przyszli razem - Chwilowo przeniosłam wzrok na mężczyznę w czarnym płaszczu. O dziwo on też na mnie spojrzał. Wydaje mi się, że czuje się tak samo, jak ja, czyli jednym słowem po prostu nie ma najmniejszej ochoty, aby tu być.

- Spokojnie, już wam wszystko tłumaczę - oznajmił i usiadł przy swoim biurku. - Od dzisiaj Akutagawo, będziesz pracował z Yuki. Chyba nie muszę was sobie przedstawiać, bo z tego, co widzę, już się poznaliście - że co? Mam pracować z nim? Ale dlaczego? Przecież prawie od zawsze pracowałam sama...No raz miałam pewnego szalonego partnera, ale nasza współpraca nie skończyła się za dobrze

- Czemu miałbym pracować akurat z NIĄ?- podkreślił ostro Akutagawa. Najwyraźniej on też jest wkurzony i szczerze mówiąc, w ogóle się mu nie dziwię. Z Moriego nigdy nie da się nic wyczytać. Mówi się, że są dwa typy ludzi  : ci, z których można czytać jak z otwartych książek oraz przeciwieństwo tego. Nasz ukochany szef należał do drugiego typu.

- Widzisz, Yuki nie jest tam jakimś byle jakim psem Portowej Mafii. Oprócz ogromnego doświadczenia posiada niesamowitą zdolność, ale na razie nie będę odbierać ci przyjemności z poznawania tej niepozornie wyglądającej kobiety...- miał skończyć, ale mu w tym przeszkodziłam.

- Dobra Mori, dość. Dlaczego tak mnie wychwalasz? Nie jestem nikim szczególnym, tylko jakimś śmieciem. Proszę cię, skończ. Wiesz, że po ostatnim razie nie mam ochoty na pracę partnerską, więc czemu mi to robisz? - zadałam to pytanie z wyrzutem. Akutagawa stał koło mnie i patrzył się na mnie jak na jakąś kosmitkę, która włada nie wiadomo jaką niesamowitą zdolnością. Tylko że ja nie byłam wcale wyjątkowa, wręcz przeciwnie nic, ale to zupełnie nic mnie nie wyróżniało.

- Od tego twojego OSTATNIEGO współpracownika minęło już wystarczająco dużo czasu, zatem uznałem, że przyda ci się partner. Poza tym, od kiedy Dazai odszedł z Mafii, Akutagawa nie ma nikogo, kogo mógłby nazwać mentorem, a dla mnie to bardzo ważne, ponieważ posiada równie niesamowitą zdolność co ty. W takim razie chcę, żebyś go nauczyła rozwagi w pewnych sytuacjach. Spokojnie, nie musisz się nim ciągle zajmować, ponieważ myślę, że jest nawet lepiej wyszkolony od ciebie, ale chodzi mi o sam mechanizm działania Portowej Mafii. Teraz rozumiesz w jakim celu przydzieliłem was razem? - zapytał, gdy skończył swój monolog. 

- Tak Mori, rozumiem, ale nie nadaję się do tego. Sam wiesz z jakich powodów, dlatego nie wiem, co się takiego stało, że w ogóle kogoś do mnie przydzielasz, ale niech ci będzie. Nie mam zamiaru ci się sprzeciwiać - westchnęłam - Kiedy zaczynamy pracę?

- Już teraz. Papiery czekają. Ponadto chcę, abyście przejrzeli jedną sprawę.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Witam wszystkich w tej książce, mam nadzieję że wam się spodoba. To moja pierwsza opowieść na wattpadzie, którą będę wstawiać i trochę obawiam się waszej reakcji, ale myślę że ponad 1100 słów wystarczy na początek :)  jak macie jakieś uwagi to piszcie śmiało, wezmę to pod uwagę.

Where the stars ends? // Akutagawa x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz