18. Dwie strony tej samej monety

220 13 0
                                    

Pov. Yuki

Dlaczego akurat teraz powróciły wspomnienia z Dazaiem? 

Dźwięk otwieranych drzwi przeszkodził mi w znalezieniu odpowiedzi na to pytanie. Nie chciałam patrzeć mu w oczy. Z jakiego powodu zmusił mnie do złożenia takiej absurdalnej obietnicy? Martwił się o mnie? Co takiego ważnego chciał tym osiągnąć?

Skrzypienie szpitalnego krzesła wybudziło mnie z moich osobistych przemyśleń. Był tuż obok mnie, niemalże na wyciągnięcie ręki, jednak nie mogłam zdobyć się na choćby skierowanie spojrzenia w jego stronę. Czarnowłosy pofatygował się, aby przyjść tutaj, właśnie poświęcał swój cenny czas tylko po to, żeby chronić moje nic nieznaczące życie. Czułam się tak głupio, jakbym się przed chwilą przed kimś zbłaźniła.

Nic nie mówił. W pomieszczeniu panowała aż zanadto napięta atmosfera, którą wypadałoby przerwać. Tylko co mam zrobić, żeby wyjaśnić poprzednią sytuację? Jak załagodzić sprawę tak, żeby nie zirytować tak łatwo denerwującego się egzekutora, który najpewniej teraz przeszywał mnie swoim wzrokiem i czekał na moją odpowiedź?

Nagle przez myśl przeszedł mi pewien pomysł. Z jednej strony nie zawierał on żadnego sensu, jednak z drugiej perspektywy mógłby odnieść sukces.

- Dwie strony jednej monety, co? - pomyślałam - Jednak podejmowanie ryzyka jest dla mnie rzeczą bardzo znajomą, można by powiedzieć, że się nawet z tym utożsamiam. Dla tej sprawy mogę zaryzykować i postawić na jedną, niepewną kartę. A nóż zadziała.

- Byłeś notorycznie bity przez Dazaia, prawda? - wydusiłam z siebie te niecodzienne pytanie. Karty zostały rzucone na stół, teraz pozostawało czekać na rozwój sytuacji, który nie musiał być koniecznie pozytywny. Jak na razie nie doczekałam się odpowiedzi. Czyżby się zastanawiał?

- Skąd to pytanie? - warknął zirytowany w moją stronę. Oho, zaczyna się - Nie masz ciekawszych rzeczy do roboty niż wchodzenie nieproszonym w czyjeś życie?

- Czasem trzeba - starałam kontynuować rozmowę.

- Co tam mruczysz? - zadał pytanie wściekły.

- Powiedziałam, że czasem trzeba się wtrącać w nieswoje sprawy - powtórzyłam tym razem wyraźniej - Posłuchaj, wiem, że pewnie nie chcesz do tego wracasz i wolałbyś zapomnieć. W końcu Dazai napiętnował wiecznie nasze życie i dostrzegamy tego skutki  do teraz. One nie znikną nigdy i my doskonale o tym wiemy. Jednak...to nasz jedyny, wspólny temat do rozmów, czyż nie? - jeżeli byliśmy w sporze przez ostatnią sytuację, to czasem najlepszym wyjściem jest po prostu rozmowa na wspólny temat.  W naszym przypadku były to "przygody" z Dazaiem, ponieważ tylko to nas łączyło.

- Co masz na myśli? - zapytał zimnym tonem.

- Dążę do tego, że oboje zostaliśmy skrzywdzeni przez tę samą osobę. Jednak ludzie na około nie mogą zrozumieć i nigdy nie zrozumieją naszego bólu. Do tego zdolny jest tylko ktoś, kto doświadczył tego samego na własnej skórze - mówiłam w stu procentach szczerze, w tym momencie odkryłam przez nim całe swoje obecne myśli. Czułam na sobie jego ciekawy, jak i skupiony wzrok.

- Kogo może obchodzić moja pieprzona przeszłość? - warknął - Poza tym Dazai Osamu wcale mnie nie napiętnował - wygadywał głupoty jakich mało.

- Kłamiesz - stwierdziłam automatycznie.

- Że co, do cholery? - zirytował się jeszcze bardziej.

- Nie umiesz tego przyznać, ja też kiedyś nie umiałam. Wmawiałam sobie, że wszystko jest w porządku, że kiedyś znikną moje wspomnienia związane z tym okropnym człowiekiem, dlatego też zaprzyjaźniłam się z Chuuyą. Myślałam, że gdy przeżyję nowe, szczęśliwe chwile z kimś innym, to ten ból mnie opuści. Jednak myliłam się całkowicie. Nawet w tej pieprzonej chwili nawiedza mnie twarz Dazaia. Nie mogę się tego pozbyć niezależnie od tego, jak bardzo bym chciała. Wiem, że masz identycznie, wręcz jestem o tym przekonana. Różnica między nami jest taka, że ja już się z tym pogodziłam, jednak ty jeszcze nie - zakończyłam swój monolog.

- Za kogo ty się uważasz? Twierdzisz, że znasz, chociaż skrawek mojego życia. To ty się grubo mylisz. Skończ pieprzyć! - krzyknął, jednak nie zamierzałam się tak łatwo poddawać.

- Twoja reakcja tylko potwierdza, że ten temat jest dla ciebie jak pole minowe. Akutagawa, pomyśl. Czy mówiłabym te rzeczy, gdybym cię chociaż trochę nie rozumiała? Czy naprawdę ja, osoba, która unika ludzi na wszelkie sposoby, pofatygowałaby się, żeby zacząć taki drażliwy temat? - zadałam mu kluczowe pytanie. Ten nieco się uspokoił, żeby znowu przemyśleć odpowiedź, której udzieli, jednak przez długi czas się jej nie doczekałam. Czarnowłosy tylko siedział w miejscu i taksował mnie wzrokiem. Nie wyszedł, chociaż robił to w wielu sytuacjach, żeby ukryć swoje silne emocje, które go rozrywały. Tym razem został...

- Ja tylko chcę, żebyśmy rozwiązali ten bezsensowny "spór". Kłócąc się w kółko, zachowujemy się jak pieprzone dzieci  - postanowiłam w końcu zabrać głos - Stawiamy między sobą jakąś barierę, która potem jest przyczyną kolejnych nieszczęść. Nie sądzisz, że trzeba to skończyć? - po tych słowach wbił wzrok w podłogę. Bał się spojrzeć mi w oczy? - Jeżeli mamy dobrze współpracować to muszę cię chociaż trochę poznać, ale ty za każdym razem blokujesz mi tę możliwość - wyznałam.

Znowu cisza. Z każdą chwilą narastała we mnie złość i frustracja. Czy naprawdę nie mógł chociaż pośrednio wyrazić swoich pieprzonych myśli? Mam tego dość....

- Rozumiem, czyli pozostaje jedna opcja - czasem tak po prostu trzeba. Czasem jedynym wyjściem z sytuacji jest unikanie - Nie będę współpracować z kimś, kto jest aż tak zaborczy. Wygląda na to, że zarówno dla mnie, jak i dla ciebie to za dużo na ten moment. Nieustannie się kłócąc, możemy zaniedbać swoje obowiązki i w skutkach przynieść tylko problemy szefowi. Chyba to wystarczający powód, aby się rozejść - nagle poczułam jego spojrzenie z powrotem skierowane w moją stronę. Dostrzegłam tam zdziwienie i...ból? niemożliwe - Obojgu z nas będzie dużo łatwiej pracować osobno. Ja od zawsze byłam typem samotnika, więc nawet mi to odpowiada. Za to ty masz Higuchi, a poza tym jesteś obdarzony niezwykłą umiejętnością. Nie mam więc obaw, że sobie nie poradzisz - wyznałam  - Jutro przekażę dokładnie to samo Moriemu, a jak tylko mnie stąd wypiszą, złożę odpowiednie podanie i papiery.

W jednej chwili znowu poczułam uścisk na mojej szyi i podnoszące się do góry ciało.

- Rób jak chcesz - warknął mi w prosto w twarz - Mnie to niezbyt obchodzi - wraz z tymi słowami puścił kołnierz mojej koszuli, skierował się w stronę wyjścia, trzasnął głośno drzwiami i tyle mogłam go widzieć.

- Cholera, zawaliłam - pomyślałam i uderzyłam się mocno w głowę - Bardziej nie mogłam tej sprawy spieprzyć.

PRZED CHWILĄ 

- Ja od zawsze byłam typem samotnika, więc mi to nawet odpowiada.

- Wcale mi to nie odpowiada, do cholery - prychnęłam z bólem i ukrywał twarz w dłoniach. Chwilowo poczułam zbierające się w kącikach oczu łzy, która na szczęście zdołałam powstrzymać.

- Dlaczego to się zawsze musi kończyć w taki sposób? - zadałam pytanie samej sobie.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Dzisiaj krótszy rozdział, bo aktualnie opuściły mnie wszelkie siły do życia, więc cieszę się, że  w ogóle coś wstawiam. Mam nadzieję, że wrzucę następny rozdział w piątek. Na razie!



Where the stars ends? // Akutagawa x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz