Rozdział 10"Śmierć Cartera„

17 1 3
                                    

Zeszłam na dół i zobaczyłam Cartera jedzącego śniadanie, albo cokolwiek to było.
Usiadłam i dostałam naleśniki z dżemem, nutellą i owocami.
Oczywiście ten głupek musiał się zaksztusić, bo by nie było ale przynajmniej była jakaś rozrywka.
Później poszliśmy po broń dla mnie.
Poszliśmy do wielkiego pomieszczenia w którym były miecze, sztylety, kusze, łuki i długo by jeszcze wymieniać.
- No wybieraj sobie coś. - powiedział Carter.
- OK...
- Nie wiesz co?
- NIE, NO SKĄD?
- Weź ten łuk- mówiąc to wskazał na srebrny łuk w różne wzory.
- Dobra. Wzięłam i co?
- Spróbuj trafić w tamto wiadro. - I pokazał na wiadro na końcu pomieszczenia.
- Jak kogoś zabije to wiedz że to twoja wina.
- Huh... Zastanawiam się czy nie wyjść w taki razie?
- Gamoń. - powiedziałam i strzeliłam w sam środek wiadra - CO?
- Tak szybko poszło. Weź tą strzałę wyjmij i rzuć sztyletem.
- Ja i sztylet? Chociaż...
- Po prostu go weź i rzuć?!
- Okej.
Wzięłam go i... Upuściłam.
Podniosłam go i rzuciłam w wiadro znowu trafiłam?! Ja się pytam jak skoro pierwszy raz w życiu wzięłam do ręki broń (żeby nią walczyć, bo trzymałam ją czasem kiedy mama mi pozwoliła przedniej ją z miejsca w miejsce na wykopaliskach).
- Jak?!
- Mówisz jakbyś pierwszy raz strzelała z łuku.
- NO BO TAK JEST!
- O...To ja też nie wiem.
Starsza pani stała uśmiechnięta w drzwiach i zawołała Cartera. Ja jej nie ufałam ale on tak. Poszedł za nią do małego pokoju.
Poszłam z nimi na palcach ze strzałami i łukiem w dłoni.
Babcia nie domknęła za sobą drzwi więc widziałam wszystko przez średnią szparę w drzwiach.
Staruszka zaczęła coś mówić o tym jaki Carter jest mądry (co było totalnym kłamstwem) i inne nieprawdziwe rzeczy, a on słuchał
Tymczasem starsza pani rosła i rosła a paznokcie zaczęły zmieniać się w szpony a mój przyjaciel tego nie widział, jakby był w jakimś transie.
Nagle babcia zmieniła się w coś czego nie dało już nazwać się babcią.
Miała czarne skrzydła czerwone jak krew oczy, czarne i długie pazury, twarz była czarna i równa było widać tylko oczy, jej twarz wyglądała jak maska, ciało było z koleji włochate jak u wilkołak, staruszka miała około 2 metrów.
Razem z Carterem łatwiej było by mi ją zabić gdyby nie to że ona go porwała i do tego był w transie, a ja miałam ją zabić sztyletem i łukiem.
- Mam plan, - wyszeptałam do siebie - muszę tylko wziąć tarcze z tego pokoju.
I pobiegłam jak najszybciej się dało w stronę drzwi do pokoju z bronią, wzięłam z tamtąd srebrną tarcze z głową jakiegoś potwora (albo Boga, ale nie jestem pewna) i wróciłam do małego pomieszczenia na końcu korytarza.
Wbiegłam do środka. Ale ich już tam nie było!
Wyjrzałam przez dziurę w ścianie której tam wcześniej nie było i zobaczyła biegnącą po błocie, już nie babcie.
- Szlag! - krzyknęłam na potwora - I co teraz? Jak odleci to już po nim. I po mnie, bo Neftyda mnie zabije jak się dowie! Nie mówiąc już o Czerwonym czy Horusie.
-Czekaj, czekaj czy to nie są przypadkiem bogowie a co jak się do nich pomodlę, bo o zaklęciach nie ma nawet mowy. - pomyślałam i zaczęłam się modlić do Seta.
- Nic z tego zanim się zjawi ona już dawno odleci!
Mialam już wyskoczyć ale pomyślałam że on tego chce, żebym wyskoczyła i zapomniała o torbie z księgą.
Pobiegłam do góry po plecak do, którego włożyłam moje rzeczy kiedy dotknęłam drzwi pojawiły się hieroglify, które oznaczały "STOP„.
(W mediach daje jak zdjęcie z alfabetem jeśli ktoś by chciał widzieć jak wygląda ten wzór dop.Autorki)
- No nie! Skąd ona wiedziała?! Jak mam się teraz tam dostać? - Walnęłam drzwi sztyletem zawiedziona i coś się stało - Hieroglify zniknęły! - krzyknęłam i weszłam do pokoju, wzięłam plecak ale coś się zmieniło.
W pokoju nie było już stolika z krzesełkami i poduszki na łóżku.
- Co jest? - powiedziałam do siebie. - nieważne wejdę jeszcze raz do zbrojowni wezmę pasek na sztylet i kołczan.
Zbiegłam po schodach na dół wzięłam losowy kołczan oraz pasek i weszłam do pokoju z dziurą w ścianie. Wyskoczyłam i pobiegłam za potworem, który szedł teraz powoli zmęczony i w coraz większym błocie.
Wyjęłam strzałę i naciągnęłam cięciwę i strzeliłam w skrzydło następną w nogę a kolejną w drugą nogę, kolejną chciałam wystrzelić w rękę ale musiałabym bardzo uważać żeby przy okazji ratunku Cartera nie zabiła go. Strzeliłam więc w prawą rękę, wtedy demon spojrzał się na mnie myślałam że zacznie biec w moją stronę ale babcia biegła dalej przed siebie.
- Halo?! To ja jestem pół boginią a nie ten ptasi móżdżek! - pomyślałam lekko rozczarowana ale też szczęśliwa, bo tym razem to nie ja zemdlałam i zostałam porwana.
- Muszę wymyślić jak go zatrzymać. Może zrobię to w taki sposób jaki on zatrzymał moje drzwi? - przypomniałam sobie w tym momencie, że kiedy starsza pani wychodziła z pokoju zrobiła w powietrzu znak kółka, które później przekreśliła. - Dobra ale co jeśli w taki sposób zatrzymam Cartera? Nieważne muszę po prostu to zrobić choćby nie wiem co.
Zaczęłam biec szybciej w kierunku potwora.
Strzeliłam w kark bestij kiedy byłam już dwa metry od niej zauważyłam że potwór kula na jedną nogę a druga jeszcze się trzyma. Ręka w, którym strzeliłam była całkiem niewładna jakby na strzale była trucizna. Pomyślałam że strzelę w drugie ramię potwora ale to było by ryzykowne.
Starsza pani (którą wcześniej była) zatrzymała się i odwróciła w moją stronę.
- Już po mnie.
- Tak to zdecydowanie twój koniec kochanieńka. - mówiąc to odłożyła Cartera na ziemię.
Zacisnęłam ręce na sztylecie łuk przeżuciłam przez ramię i otworzyłam tarcze (okazało się że tarcza którą wzięłam składała się w malutką bransoletkę z zawieszką).
- Myślisz że mnie pokonasz tym małym nożykiem? Ha! Jakież to zabawne.
- Nie mówię że cię pokonam, ale jak widać idealnie zgrywasz się z moim planem.
- Co?
Strzeliłam w drzewo za straszną babcią.
- Ha ha! Tak się przestraszyłaś że nie trafiłaś!
- Zobaczymy!
Odsunęłam się i zrobiłam znak przekreślonego kwadratu w powietrzu co sprawiło że w drzewie powstała dziura, z której wyszedł Czerwony.
- W końcu cię znalazłem ile można szukać dwójki dzieciaków?!
- Zamknij się i pomóż mi to zabić!
- Jak ty się odzywasz do bo... A ok rozumiem.
Nagle pojawił się w jego dłoni miecz oczywiście czerwono czarny i zaczął atakować potwora, a ja próbowałam dostać się do Cartera ale nie miałam drogi musiałabym ominąć walkę na dwadzieścia metrów, żeby nie oberwać z jakiegoś zaklęcia. Miałam dwa wybory pomoc Setowi w walce albo stać i liczyć na to że nie dostanę z zaklęcia.
Wybór był oczywisty wyjęłam strzały i zaczęłam strzelać do babci z różnych stron, raz trafiłam w Seta ale strzała przez niego przeleciała. On nie mógł tu zostać długo, bo zniknie przywołanie go nie było całkowicie dobre!
- Musimy się pospieszyć za niedługo wrócisz z powrotem!
- Jak wrócę z powrotem?
- Przywołam cię na niedługi czas, żebyś został dłużej musiałabym wyrecytować wiersz, ale to zajęłoby mi sporo czasu.
Wyleciała kolejna strzała rzuciłam sztyletem nic nie działało. Wtedy przypomniałam sobie jedną rzecz.
- Jego twarz wygląda jak maska, musimy mu ją zerwać!
- Ale jak?
- Ty ją czymś zajmij, a ja spróbuję zdjąć jej maskę.
- Dobra. Czekaj JEJ?
- Tak wcześniej była babcią... Długo by opowiadać.
Czerwony odciągnął staruszkę na bok tak żebym mogła skoczyć od tyłu i zedrzeć jej maske z twarzy.
Wskoczyłam na plecy potwora i zaczepiłam się strzałą kiedy zaczął się szarpać wyjęłam sztylet z ramienia besti (Wcześniej rzuciła nim w nią stąd się tam znalazł. dop. Autorki).
I próbowałam dosięgnąć do twarzy aby zdjąć jej maskę mogłam ją nawet odciąć jeśli nie dało by rady.
- Już prawie... Mam. - maska (tak jak myślałam) nie chciała zejść więc ją odcięłam. Potwór padł nieżywy na ziemię a Bóg zła i zemsty zniknął zaraz po nim.
- Udało się! Udało nam się! Mój plan zadziałał! - moja radość nie trwało długo, bo przypomniałam sobie o Carterze.
- Carter!
Pobiegłam w miejsce gdzie odłożyła go straszna babcia i zobaczyłam brudnego od błota przyjaciela leżącego na ziemi. Dotknęłam jego ręki.
- Jesteś zimny! Straszliwie zimny! - nachyliłam się nad jego płucami - Ty... nie... Oddychasz...

++++++++++++++++++++++++++++++++
[*] R.I.P Carter

Księga Bogów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz