Rozdział 7

9 4 1
                                    

-Musimy znaleźć schronienie!-szepcze William a ja tylko daje znak głową, że się zgadzam.

Stoimy tak wpatrując się w chmury. Czuję na ciele pierwsze krople deszczu. Nikt nic nie mówi co bardzo mi przeszkadza. Nie znoszę takiej niezręcznej ciszy. Słyszę potężny grzmot. Zamykam oczy. Nigdy nikomu o tym nie mówiłam ale burza zawsze sprawiałam mi poczucie, że jestem w niebezpieczeństwie. A teraz nie mam dachu nad głową. Jestem w lesie którego w ogóle nie znam. Nawet pięciolatek wie, że podczas burzy na dworze jest bardzo niebezpiecznie.

BUM! Na trawę obok nas spadła żarząca się gałąź.

-Za mną!!!- krzyczy Simon i biegnie w przód przepychając się między nami. Nie wiele myśląc biegnę za nim tak ja Olivia, Jack i William. Biegniemy już kilka minut a Simon ani myślał się zatrzymać.

Od czasu do czasu z oddali słychać grzmoty, huki i inne niepokojące rzeczy. Nogi pękają mi z bólu ale nikt się nie zatrzymuje.

-Możemy zrobić postój?!- pytam martwym głosem.

-Nie!-odpowiada mi Simon - Jak burza tu przyjdzie to się nie pozbieramy!

Mimo bolących nóg biegnę najszybciej jak mogę. Z bólu łzy spływają mi po policzkach. ,,Czy to jeszcze długo potrwa?" myślę. Nie mogę dać już sobie rady z takim bólem. Jest to okropne. Przewracam się ale nawet nie próbuję wstać. A nawet gdybym chciała wstać było by to nie możliwe. Bez najmniejszego ruchu wpatruję się w ziemie.,, A jeżeli ich zgubię?" myślę. Usiłuję podnieś głowę po dziesiątej próbie w końcu mi się udaje. Na lekko mokrej ścieżce widać błotniste ślady czterech par nóg. Próbuję się czołgać wzdłuż śladów ale okazuje się to bardzo trudne. Próbuję wstać ale przeszywa mnie taki ból jakby zrobiła szpagat bez rozciągnięcia się. Padam na tyłek. ,,Przynajmniej teraz wszystko widzę..." - myślę. W końcu udaje mi się posuwać wzdłuż śladów przyjaciół. Widzę wielki kamień podpełzam do niego. Łapię najmocniej jak mogę i..... Udaje mi się podnieść. Choć nogi trochę się pode mną uginają idę dalej wzdłuż śladów.

Widzę przed sobą rzekę. Ale nie tą czystą rzekę dzięki której napełniłam butelkę. Jest ona bardzo brudna gdzie nie gdzie pływa jakaś puszka po koli lub piwie. Nie wygląda ona na głęboką ale nie chciałabym się zetknąć z taką wodą. Widzę kamienie po których mogła bym przejść na drugą stronę. Są one ubłocone więc jestem pewna, że Olivia, Jack, William i Simon tędzy przechodzili. Nagle zdałam sobie sprawę, że grzmoty ucichły. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Wchodzę na pierwszy kamień i prawie się przewracam. ,,Muszę wyglądać bardzo zabawnie" - mówię sobie w myślach. Uśmiecham się sama do siebie i przeskakuję na drugi kamień. Okazuje to się świetną zabawą i bez większego wysiłku przeskakuję przez cała rzekę. Nadal uśmiechnięta idę dalej. Naglę słyszę głos: ,,Bierz tą dziewuchę, a tych ja wezmę." Chowam się za grubym pniem i nieśmiało się wychylam. Widzę dwóch facetów w kominiarkach i..... OLIVIĘ, SIMONA I WILLIAMA! A gdzie Jack? Uciekł? Wyrwał się? Co się stało? Porwano ich? Kim są ci zamaskowani faceci?
Patrzę na te scenę z ogromnym przerażeniem. W końcu to niecodzienny widok. Twoi najlepsi przyjaciele są w kłopotach a ty stoi sobie za drzewem i nic nie robisz. Cofnęłam się a łzy zaczęły kapać mi po brodzie. Jeszcze przed chwilą się uśmiechałam bo wydawało mi się, że zażegnaliśmy już kryzys ale to co się dzieje teraz jest okropne! Chyba będę musiała poszukać Jacka i pomóc przyjaciołom. Cofam się jak najszybciej jest to możliwe i.... Jack? Widzę chłopaka ale czy to naprawdę on?

-Jack? - pytam.

-Jack? Nie! - odpowiada nieznajomy.

Łapie mnie niespodziewanie za biodra, łapie się liany i wspina na drzewo. Próbuję się wyrwać ale uścisk jest zbyt mocny.

Kemping w lesieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz