Rozdział 6

12 5 3
                                    

Wracamy właśnie ze spaceru nad nasz staw. Usiłuję powachlować się ręką ale to na nic.

-Czy naprawdę musi być tak gorąco?-spytała mnie Olivia.

-Chyba tak- odpowiadam próbując jak najbardziej schować się w cieniu. Na chwilę unoszę wzrok znad książki ,,Czarny Narycyz" ale po chwili zaczynam czytać dalej. Olivia siada obok mnie bierze dużego łyka wody.

Chyba znowu trzeba iść po wodę do tej rzeki nie?- pyta mnie znudzonym głosem Olivia. - Nasze zapasy z domów itp. szybko się skończyły. Kto by przewidział, że będzie aż taki upał?!

-Najwyraźniej trzeba iść... -odpowiadam odkładając książkę.

Po minie Olivii wnioskuję że bardzo jej się nie chce.

-Wiesz ja mogę iść po wodę- mówię.

-Naprawdę? Jesteś SUPER!- krzyczy wesoło przyjaciółka i podaje mi pustą butelkę a ja w odpowiedzi pokazuję kciuka w górę.

***********

Jestem już przy rzece i wypełniam butelkę. Nagle do głowy wpada mi genialny pomysł. ,,A gdyby tak pójść wzdłuż rzeki?".

-Tak to dobry pomysł- mówię sama do siebie.

Już miałam iść kiedy nagle do głowy wpada mi pewien pomysł: muszę tu zostawić jakiś ślad np. rysunek na piasku. Postanawiam narysować coś co będę umiała rozpoznać nawet gdy będzie lekko rozmazane. No to może.... WIEM! ,,Czarnego Narcyza"! Jest to kwiat o bardzo charakterystycznym wyglądzie. Ma duży choć niezbyt rozłożysty kielich, długą łodygę i lekko karbowane listki. Tak było napisane w książce. Szybko ale i starannie rysuję kwiat po czym idę wzdłuż rzeki. Ta jednak coraz bardziej się rozszerza a lądu jest coraz mniej. Kucam przy brzegu i wkładam rękę do wody. Jest ona orzeźwiająca i zimna. Idealna do dzisiejszego dnia. Nabrałam trochę wody w dłonie i obmyłam sobie twarz. Woda jest naprawdę przezroczysta co jest wyjątkowo dziwne jak na to, że jest to w lesie. Jest naprawdę płytko więc widać dno wyłożone kamyczkami. Spoglądam w stronę małej pomarańczowej rybki. ,,Może i zgubiłam się w lesie ale było warto?"- myślę. Patrzę w stronę gdzie nie ma już lądu tylko rzeka. Nie tylko rzeka tu się zmienia ale i las się zagęszcza. ,,Raczej to nie w tą stronę"- myślę. Nagle uświadamiam sobie ile czasu straciłam.

-Och muszę już wracać!- wykrzykuję i biegnę w stronę której przyszłam. Biegnę już jakiś pięć minut a rysunku jak nie było tak nie ma. ,,Może go przegapiłam?" - myślę - ,,Czy to możliwe?" Ale nie tracę nadziei. Wiem, że rysunek gdzieś tu musi być. W końcu dostrzegam coś na piasku. Tak to mój rysunek! Łzy napływają mi do oczu ale nie ze smutku a ze szczęścia. Równie dobrze mogłam się zgubić! Nie dość, że zgubiłam się z przyjaciółmi to mogłam sama przegapić rysunek i pójść za daleko. Ale nie ma co się martwić jeżeli wszystko w porządku! Rozpromieniona wracam do naszego jeziorka.

Idąc do przyjaciół słucham świergotu ptaków. Myślę o rodzicach którzy nic niewiedzą o tym co nam się przytrafiło. ,, Ale może się jednak martwią?"- myślę - ,,No bo jednak ani razu nie zadzwoniłam." Od tych myśli robi mi się smutno więc szybko staram się zmienić temat. Nagle od tyłu zaczyna wiać silny wiatr. Odwracam się i widzę czarne jak smoła chmury więc zaczynam biec ile sił w nogach do naszego jeziorka. Muszę ostrzec przyjaciół! Muszę na miejscu być szybciej niż chmury. Jak niedługo nie wrócę pomyślą sobie, że coś mi się stało. Będą mnie szukać i ktoś się zgubi albo jeszcze coś gorszego się stanie. Te myśli sprawiły, że łzy napłynęły mi do oczu. Teraz miałam w głowie obrazek prawie martwego Jacka. Jakoś nie mogłam wyrzucić go z głowy co bardzo mi przeszkadzało. Dobiegłam do jeziorka ale nikogo tam nie zobaczyłam. Padłam na kola ze zmęczenia i smutku. ,,Czy ja ich nigdy nie zobaczę?" - myślę. Łzy kapią na trawę jedna po drugiej ale ja nie mogę ich powstrzymać. Siadam i otarłam oczy.

Muszę myśleć logicznie a nie płakać bo to raczej nic nie pomoże. Wstaję ale łzy i tak kapią mi po brodzie. Ale ja nie zwracam na to uwagi. Jeszcze jakieś piętnaście minut a chmury nade mną będą. Muszę ich szybko znaleźć! Idę w stronę z której przyszłam. I nie mogę uwierzyć własnym oczom. Idą tu...idą.....są...bardzo zrezygnowani. Pewnie sądzili, że mnie znajdą a...a ja jestem tutaj.

-Olivia!- krzyczę.

Nikt mi nie odpowiada tak jakby mnie nie widzieli. Nie wiem czy tylko udają czy co ale czym prędzej do nich idę.

-Olivia!- krzyczę- Jack, William i Simon! Halo!

Naglę William podnosi wzrok z kolan.

-Suzan?-pyta tak jakby zobaczył ducha.

-Tak to ja!-krzyczę przez łzy szczęścia!

Pozostali podnoszą głowy a na ich bladych twarzach pojawia się uśmiech.

-Gdzie ty byłaś?-pyta Jack- Olivia powiedziała mi, że poszłaś tylko po wodę.

-Tak było-odpowiadam-Po prostu poszłam wzdłuż rzeki bo pomyślałam, że może ona wyprowadzi nas z lasu. Wszyscy z uśmiechem do mnie podeszli. Ale po chwili uśmiech zszedł im z twarzy. Czarna Chmura wisiała dokładnie nad nami. Olivia złapała mnie za ramię. William staną z drugiej strony Olivii i złapał ja za ramię. To samo zrobił Jack. Zaś Simon staną na samym tyle. Patrzyliśmy przez chwilę na chmurę gdy Simon powiedział:

-No to co teraz zrobimy?

-Wiem tylko tyle, że musimy znaleźć schronienie-mówię a wszyscy machają głowami na znak, że się zgadzają.

Kemping w lesieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz